POV: Natasha
- No jak do, kurwa, cholery to jest możliwe! - krzyknął wkurwiony Cameron, gdy strzeliłam mu kolejną bramkę.
Zaśmiałam się pod nosem, gdy trzasnął padem o szklany stół. Tak całkiem szczerze, to aż zadziwiające, że ten stół nadal był w całości.
- Grasz z laską, która ma chyba wszystkie wersje Fify, czego się spodziewałeś? - spytała June, która siedziała kawałek dalej i robiła właśnie swój makijaż na imprezę urodzinową Jessa.
Po zakupach Cameron zdecydował się zostać u mnie, a June przyszła chwilę potem z wielką walizką kosmetyków, butów, ubrań, przyrządów do włosów i nie wiadomo czego jeszcze. Szykowała się już od dwóch godzin, a impreza zaczynała się za trzy. Nie wiem, co ona miała w głowie, ale jak na razie nie wyglądała na osobę, która miałaby się wyszykować na czas. Nawet jeśliby zaczęła pięć godzin przed.
Byłam strasznie zmęczona i nie miałam ochoty iść już nigdzie indziej. Nieprzespana noc, przeprowadzka i prawie trzygodzinne zakupy dawały mi się porządnie we znaki. W głowie miałam istną burzę i nie potrafiłam się skupić w stu procentach na niczym.
Chciałam zakopać się w łóżku pod kołdrą i po prostu przestać myśleć. Od dziecka miałam problemy ze snem, które chyba wynikały znikąd. Czasem bezsenność męczyła mnie bardziej, czasem mniej. Ostatni czasy mocno się nasiliła. Obiecałam sobie, że poproszę Allie o receptę na jakieś lekki na bezsenność.
- Nie wiem? - odpowiedział Cameron, marszcząc brwi. - To nadal laska, nie?
- Obrażasz nas - wtrąciłam.
- To tak jakby kazać June albo Ronnie zagrać w Fifę, a mi albo Alexowi zrobić użyteczny makijaż. To byłoby koszmarne - Cam przewrócił oczami, po czym wstał i poszedł do kuchni.
Pokręciłam głową i wyłączyłam grę, odkładając pady na swoje miejsce. Nie zdążyłam ogarnąć jeszcze żadnych pudeł z rana, ale pakując się pomyślałam, żeby je podpisać i teraz nie miałam problemy z szukaniem potrzebnych rzeczy.
Włączyłam playlistę na Spotify i ściszyłam telewizor, żeby piosenkę było słychać w tle. Po chwili w mieszkaniu było słychać pierwsze dźwięki LET THE WORLD BURN.
- Noż ja, kurwa, pierdolę! - krzyknęła ze złością June, rzucając pędzelkiem o stolik.
Biedne szkło.
- Co jest? - podeszłam do niej, uważnie oglądając jej makijaż.
- Głupie, jebane, kreski! Nawet blur mi nie chce wyjść, do kurwy! Jebie mnie to! Ta impreza i wszystko! Nigdzie nie idę - ostatnie zdanie wyjęczała, chowając twarz w dłoniach.
Uniosłam brwi na jej wybuch. Spojrzałam na telefon dziewczyny, który leżał obok. Inspiracja była ładna, ale nieco trudna. June miała wysokie wymagania, chciała być Barbie, ale wybrała zbyt wymagający makijaż oka.
- Idziesz, idziesz - powiedziałam pewnie, biorąc wacik nasączony wodą micelarną. - Zmywaj, zaraz coś wykombinujemy.
- Nie - pokręciła głową, patrząc na mnie załzawionymi oczami. - To jest za trudne, Nasha. Nie umiem tak. Nie chcę nigdzie iść, a nie mam czasu na szukanie nowych inspiracji.
Trzy godziny to za mało czasu na szukanie inspiracji. Komedia.
- Powiedziałam ty czy my? - uniosłam brwi.
- No... my - mruknęła, biorąc ode mnie płatek kosmetyczny.
- A ta znowu ryczy? - mruknął Cameron, wracając z paczką chipsów.
CZYTASZ
Gained Friends
RomanceSan Francisco w stanie Kalifornia niezbyt różniło się od innych miast. Ładne widoki i czarujące klify, na których organizowano największe imprezy. To właśnie je wyróżniało - wyścigi, bogate kasyna i kolorowe kluby. Kiedy do miasta wraca znany każde...