Miłego czytania!
________________________________________
POV: Zack
Przewróciłem oczami, po czym spojrzałem na Diego. Cmoknąłem na niego, aby ruszył za mną, co też uczynił. Natasha już gdzieś zniknęła, ale nie bardzo mnie teraz obchodziła. Skoro miała plan, w którym miałem tylko przejąć coś, a potem spokojnie stąd odejść, to musiała być zdana sama na siebie, bo byłem zbyt zmęczony, żeby zbyt mocno główkować.
Ale mimo tego co sobie wmawiałem, oprócz zmęczenia czułem też stres. Nie wiem dlaczego, ale miałem niemiłe przeczucie co do tego całego planu. Możliwe, że to przez moją nieobecność na tak dużych misjach. Zawsze Alex brał takie zlecenia, a ja decydowałem się na mniejsze zbrodnie. Mniej ryzyka, mniej wrogów. Żyłem sobie powoli na uboczu, w spokoju.
Diego został w delikatnie oświetlonej alejce, gdy ja przeskoczyłem nad wysoki płotem, prawie rozrywając przy tym moją ulubioną bluzę. Głupie pręty.
Po drugiej stronie płotu udało mi się wylądować bez większych komplikacji. Nie upadłem, nic mnie nie zabolało, było okej. Ostatni raz spojrzałem na owczarka, który grzecznie siedział w kącie alejki, nim ruszyłem w stronę galerii sztuki. Wschodnia strona budynku faktycznie nie miała praktycznie żadnych okien, ale za to miała drabinę pożarową, która prowadziła na sam dach, wysokiego budynku.
Rozejerzałem się, próbując ułożyć sobie w głowie plan ucieczki. Schodzenie tutaj z powrotem i przeskakiwanie przez płot mogło być zbyt ryzykowne, gdyby ochrona się skapnęła, że jednak coś jest nie tak. Musiałem wymyślić jakiś plan B.
Drabina pożarowa lekko się chwiała i nie wydawała się zbyt stabilna, ale nie widziałem innej drogi wejścia na górę. Ostrożnie zacząłem wchodzić szczebelek po szczeblu, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę się na to zgodziłem. Zaczynałem żałować każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa w obecności Natashy. Jak ta znajomość miała się tak ciągnąć, to nie widziałem dla nas bliższej przyszłości niż ta partnerska. Nie żebym był w ogóle chętny na takie rzeczy, bo nie byłem.
Po jakimś wejściu na dach, rozejrzałem się wokół. Mogliśmy w razie czego uciec po dachach sąsiadujących budynków. Najbliższy dzieliły jakieś półtorej metra, które mogliśmy od biedy przeskoczyć. Mogliśmy pobiec w kierunku bardziej Klifów, czyli stamtąd gdzie przyszliśmy, a dopiero potem w stronę naszego osiedla i plaż.
Ale to był plan B, którego miałem nadzieję że nie będziemy próbować. Był zbyt abstrakcyjny. Moje rozmyślenia przerwał głośny, piszczący alarm.
Oczywiście dochodził z wewnątrz budynku galerii. Rozejrzałem się w popłochu, jakby co najmniej FBI miało się tu zaraz zlecieć. Moje niedoczekanie.
Ukucnąłem i otworzyłem klapę, przez którą Natasha miała podać mi orginał obrazu. Albo zrabowany obraz. Ewentualnie punkt zarabiania dziewczyny. Jak kto tam woli.
W tej samej chwili usłyszałem odgłos policyjnych radiowozów. Przeklnąłem w myślach. Nie wiem, jak mogłem zapomnieć, że komisariat psiarni jest zaraz za rogiem. Po chwili już widziałem wjeżdżające na teren galerii masę samochodów ze świecącymi kogutami. Spojrzałem znowu w dół, ciągle kucając, na szczęście dach był zabezpieczony niewielkim murkiem, więc nie musiałem się obawiać, że policja mnie z dołu wypatrzy. Mimo nadziei nadal nikogo nie widziałem w dole.
Wiedziałem, że to zły pomysł. Bardzo zły. Do cna. To w ogóle był fatalny pomysł! Po co ja się na to godziłem, co kurwy!? Jestem za młody, żeby iść do więzienia! No do chuja, gdzie jest ta złodziejka? Jak ona mogła być taka głupia i dać się złapać? A może ona już w ogóle nie żyje, a ja czekam za duchem, którego nawet nie zobaczę?
Słyszałem jak funkcjonariusze wchodzą do budynku, krzycząc coś, czego nawet nie chciałem zrozumieć. Wiedziałem tylko, że będą przeszukiwać budynek.
- Sprawdźcie też dach! - krzyknął jakiś policjant.
Zrobiłem wielkie oczy.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Nagle coś poruszyło się w dole, a po chwili koło moich butów pojawiła się znajoma czarna torba. Odetchnąłem z ulgą.
- Nie wzdychaj tak, tylko mi pomóż! - sfukała mnie szeptem Natasha, wyciągając rękę w moją stronę.
Chwyciłem jej dłoń, a następnie mocno napiąłem mięśnie, żeby wciągnąć dziewczynę na dach. Natasha klapnęła brzuchem na dach, oddychając ciężko. Nie minęło nawet dziesięć sekund nim gwałtownie się poderwała do siadu, gdy usłyszeliśmy trzask drabiny.
- Nie byłam tam sama - powiedziała szeptem. - Tam był ktoś jeszcze.
- Spierdalamy, Dasha - powiedziałem pod nosem, chwytając czarną torbę.
Szybko się podniosła, a ja pokazałem jej drugi koniec budynku, gdzie mogliśmy przeskoczyć na kolejny budynek.
- Hej! Wy tam! Stać! - krzyknął policjant, który jako jedyne zdążył wejść w całości na dach.
Natasha rzuciła się do biegu, zaczynając się śmiać. Spojrzałem przez ramię, żeby zobaczyć funkcjonariusza, który celował do mnie bronią, i drugiego, który właśnie wchodził na dach. Uśmiechnąłem się szeroko i podążyłem biegiem za dziewczyną.
Kochałem adrenalinę. Ale skończyło mi się podobać, gdy usłyszałem pierwszy strzał z pistoletu. Uśmiech zszedł mi z twarzy i przyspieszyłem. Jedna kula śmignęła mi koło ucha, więc schowałem się za wielkim kominem.
- Nie uciekniemy stąd - wysapała Natasha, kucając obok. - Przeszukują dach.
- Taka z ciebie złodziejka, hmm? - zapytałem, sięgając do kieszeni spodnii.
- Blondi, jestem wyśmienita w tym co robię, nigdy nie włączyłam żadnego alarmu, bo zawsze wszystko było hakowane - szeptała tak szybko, że ledwo ją rozumiałem. - I zawsze działałam sama, nigdy nie spotkałam nikogo, kto chciał mi pokrzyżować plany.
- No i co? - zapytałem, odbezpieczając pistolet.
- I tyle, że tym razem było inaczej. Prawie mnie złapał i wiesz co powiedział? - spojrzała mi głęboko w oczy. - Bud' ostorozehen, ne pereuserdstvuy, propovednik smerti.
Zmarszczyłem brwi, bo to naprawdę brzmiało strasznie.
- Co to znaczy?
- Uważajcie, żeby nie przesadzić, Przepowiadcze Śmierci.
CZYTASZ
Gained Friends
RomansSan Francisco w stanie Kalifornia niezbyt różniło się od innych miast. Ładne widoki i czarujące klify, na których organizowano największe imprezy. To właśnie je wyróżniało - wyścigi, bogate kasyna i kolorowe kluby. Kiedy do miasta wraca znany każde...