POV: FLORENCE LOREDAN
Obserwowałam z nie małym rozbawieniem jak dzieci mojej siostry leżały skacowane po wczorajszej imprezie na kanapach w salonie. Jedynymi trzeźwymi wczoraj byli Christian i Xavier ponieważ kierowali więc to uchroniło ich od kaca.
Czasami tęskniłam za czasami kiedy byłam młodą gówniarą i mogłam imprezować na umór, zwłaszcza w momentach gdy rano budziły mnie mdłości spowodowane przez ciąże. Byłam w czwartym miesiącu, i jeszcze nikt poza Treyvonem, Damonem i Genevive nie wiedział, że spodziewam się bliźniaków.
Nie znałam jeszcze płci, ale Trey twierdzi, że będzie miał synów. Ja po cichu liczyłam na chociaż jedną dziewczynkę ale najważniejsze było, żeby dzieci były zdrowe. Zawsze można spróbować kolejny raz, zresztą chcę mieć dużą rodzinę tak jak i moje rodzeństwo ponieważ wychowywałam się z ich dziećmi i wiem jaka to radość. Uwielbiałam te dzieciaki i nie traktowałam ich jak ciotka którą byłam, a raczej jak siostra którą się czułam. Co prawda Isabella nie była moją mamą, a siostrą jednak to ona i Adrien wychowali mnie i Damona, tragedia która przydarzyła się na ślubie naszych rodziców ich do tego zmusiła jednak nigdy nie dali nam odczuć, że nie jesteśmy dla nich ważni lub, że zajmują się nami z przymusu. Kochali nas i z przyjemnością się nami opiekowali, chociaż w wieku nastoletnim przysporzyliśmy im nie mało kłopotów i napsuliśmy sporo nerwów jednak geny robią swoje. Isabella nam tego nie wypomina ponieważ sama byłaby hipokrytką gdyby to robiła.
Wracając do dzieci Isabelli i Adriena, największą słabość miałam do Aurory podobnie jak i Damon, zresztą wszyscy mieli w niej jakąś swoją ulubienicę, nie wiedzieć czemu. Wszystkich kochaliśmy po równo jednak Aurora była oczkiem w głowie po prostu każdego, nikt nie miał tego za złe ponieważ nawet jej rodzeństwo nie ukrywało tego, że jest ulubienicą każdego z nich. Rora była zamknięta w sobie i mało ufna, dość chłodna i zdystansowana jednak tak jak i Isabella kochała za cały świat i chciała pomóc każdemu ze swoich bliskich oraz rozwiązać każdy ich problem. Ona była typem osoby która na prawdę byłaby skłonna zrobić wszystko dla osób na których jej zależy, znałam tylko jedną taką osobę poza nią.
Moją siostrę.
I myślę, że to właśnie dlatego każdy miał taką słabość do Aurory, była ona dosłowną kopią Isabelli.
-Posuń się, a nie rozpychasz tak te dupę.- Powiedziała czarnowłosa przepychając się na kanapie z Dylanem.
-Nie denerwuj mnie, jestem dwa razy większy od Ciebie. Jak mam się tu zmieścić?- Zapytał chłopak.
-Mam to w dupie.- Powiedziała i zepchnęła czternastolatka z kanapy, na co się zaśmiałam, a Dylan jęknął.
-Następnym razem pozwolę na to żebyś obrzygała sobie te kudły.- Powiedział wstając z podłogi ruszając na wolny fotel.
-I tak będziesz je trzymał więc nie pierdol.- Powiedziała Aurora rozkładając się na kanapie.
Uwielbiałam ich obserwować, a zwłaszcza uwielbiałam to robić na imprezach. To jak byli oczywiści w swoim zachowaniu bywało zabawne.
Aurora i Vincent mieli do siebie słabość od dziecka, kilka lat temu nagle zaczęli się ze sobą kłócić co jak się okazało było przyczyną ich pocałunku o którym Vincent kazał zapomnieć Aurorze, przez co ona się wściekła bo jej duma została urażona więc zdecydowała się na nienawiść do chłopaka, a raczej jej udawanie. Vince natomiast robił wszystko aby ściągnąć na siebie jej uwagę, i udawało mu się to nawet jeśli Aurora odzywała się do niego tylko gdy go obrażała. Mimo to chłopak i tak cieszył się jak dziecko bo był w niej zakochany po uszy i świata poza nią nie widział. Aurora to odwzajemniała jednak jej urażona duma, zbyt mocno nadruszyła jej ego by to przyznała.
CZYTASZ
INFINITE HERITAGE
Teen FictionSPIN-OFF TRYLOGII INFINITE ~Dziedzictwo i rodzina to siła dzięki której świat będzie u naszych stóp.~