Rozdział 17

2.4K 760 220
                                    

Aradia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Aradia

Brakowało mi w tej chwili silnego ramienia, w które mogłabym się wypłakać, i uzmysłowiłam siebie, że tak naprawdę nigdy takiego nie posiadałam. Nie mogłam obarczać dziadka swoimi bolączkami, dość zmartwień mu przysporzyłam.

W Chicago nie miałam nawet przyjaciółki, z którą mogłabym porozmawiać. Tu również nie było szans na głębszy dialog z nikim poza dziadkiem. Musiałam to w końcu przyznać – czułam się przeraźliwie samotna. Sama w wielkim świecie... Pośród gór.

Musiałam ochłonąć, żeby nikt nie oglądał mnie w tym stanie, dlatego zamiast wrócić do domu, zjechałam w jakąś boczną drogę w lesie i dojechałam do ogromnej skarpy, na której ktoś wybudował drewniany podest. Wyglądało to trochę jak miejsce dla samobójców. Kawałek przestrzeni, w której mogliby podjąć tę ostateczną decyzję.

Nie powinnam była w ogóle do niego jechać. Co sobie wyobrażałam? Że mężczyzna, który z jakiegoś powodu nienawidził ludzi, przyjmie mnie z otwartymi ramionami i ugości ciepłą herbatką? Przecież to było jasne, że zareaguje na moją obecność agresją, robił to zawsze, kiedy tylko byłam w pobliżu.

Tylko dlaczego postanowił mnie ratować, kiedy się rozchorowałam? Dlaczego robił dla mnie zakupy? Nie był kimś, kto rozumiał znaczenie empatii, zwykłego człowieczeństwa. Co nim kierowało? Litość? Tego z pewnością również nie odczuwał.

Owinęłam się szczelniej kurtką i próbowałam zdrapać zaschniętą krew z moich poranionych kostek. Dłonie wciąż mi drżały, a oddech był niespokojny, ale chociaż przestałam płakać. Wtedy poczułam na ustach ciepłą ciecz, a zaraz potem ujrzałam krople krwi spadające na moje spodnie.

– Świetnie – burknęłam i niewiele myśląc, przytknęłam do nosa poszarpany rękaw kurtki.

Podniosłam się i odsunęłam od krawędzi, żeby nie spaść, po czym uklękłam i pochyliłam się do przodu. Lekarz w Chicago zawsze mówił, że nie mam zatrzymywać krwawienia, bo co ma ze mnie wylecieć, i tak znajdzie ujście. Dlatego po prostu pochylałam się nad deskami, a krew skapywała i natychmiast wsiąkała w wyschnięte drewno.

Z każdą chwilą czułam się coraz słabiej. Byłam bezmyślna, bo wciąż jeszcze nie wyzdrowiałam do końca, mój organizm był wycieńczony, powinnam w dalszym ciągu odpoczywać, a ja, głupia, wymyśliłam sobie jakąś bezsensowną krucjatę i chciałam ratować kogoś, kto nawet nie potrafił tego docenić.

Nie, ja nie chciałam jego wdzięczności. Nie potrzebowałam podziękowań. Najbardziej pragnęłam, żeby po prostu przestał mnie nienawidzić za niewinność. Nic mu nie zrobiłam, a on zachowywał się tak, jakby... Szlag... Bał się mnie.

Próbowałam go zrozumieć, ale nie potrafiłam znaleźć żadnego wytłumaczenia jego zachowania. Analizowałam każde jego słowo, każdy agresywny ruch. Zawsze miałam problem z czytaniem ludzi. Nigdy nie rozpoznawałam ich prawdziwych intencji. Dlatego między innymi związałam się z Isaakiem, a później tkwiłam w tym żałosnym związku, bo liczyłam na to, że stanie się lepszy. Bardziej czuły, uważniejszy.

End Of The Road Zostanie Wydana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz