Rozdział 7

2.5K 715 151
                                    

Aradia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Aradia

Z niezrozumiałym niepokojem obserwowałam, coraz częściej pojawiających się na ulicach turystów. Nie miałam pojęcia, że zbliżający się sezon zimowy oznacza aż tak duży ich napływ. Oczekiwałam raczej kilku zbłąkanych dusz, które traktują Hideout jak przystanek w drodze do Salt Lake City. Okazywało się jednak, że wielu z nich szukało noclegów w naszym miasteczku.

Ci bardziej przedsiębiorczy mieszkańcy, mając jakieś wolne lokum, prędzej czy później udostępnią je turystom, a to mogło oznaczać, że spokojna okolica stanie się hałaśliwym centrum. Nie chciałam tego, ale nie miałam na to żadnego wpływu.

Dziadek w ostatnich dniach stał się zamyślony, jakby czymś się martwił, albo opracowywał jakiś plan, wymagający maksymalnego skupienia. Wciąż był rozmowny, z uśmiechem witał każdego klienta i z entuzjazmem pokazywał mi nowe rzeczy, których musiałam się nauczyć. Za wszelką cenę odciągał mnie od cięższych prac, nie pozwalał nosić ciężarów, jakbym była zbyt wątła i krucha, by wysilać się w jakikolwiek sposób.

Czasem przebąkiwał coś o Shawie, mówił, że odkąd naprawił ogrzewanie w mieszkaniu nad sklepem, nie pojawił się w miasteczku ani razu. Zachowywał się, jakby próbował wzbudzić we mnie troskę o tego człowieka. Niechętnie i wyłącznie przed samą sobą, musiałam przyznać, że po części mu się to udawało, bo sama zaczynałam się zastanawiać, gdzie przepadł ten gbur. Może zmarł na tym swoim końcu drogi...

Siedziałam właśnie na zapleczu sklepu i jadłam sałatkę, kiedy usłyszałam donośny głos dziadka. Już po chwili dołączył do niego drugi, mrukliwy i wyraźnie niezadowolony. Nie musiałam widzieć, kto przyszedł, by rozpoznać te negatywne wibracje. Nie powinnam była myśleć o nim, bo najwyraźniej zło to wyczuwało i postanawiało o sobie przypomnieć.

– Skowronku! – krzyknął dziadek dokładnie w chwili, kiedy zaczęłam zaklinać rzeczywistość, żeby mnie nie wołał. – Chodź, ptaszyno, potrzebujemy twojej pomocy!

– Jasne – syknęłam i niechętnie wyłoniłam się z zaplecza.

Logan zdawał się tak samo zadowolony jak ja, z kolei dziadek uśmiechał się szeroko i machał ręką, żebym podeszła bliżej.

– O co chodzi? – zapytałam, nie patrząc na niechcianego przybysza.

– Logan mówi, że w jego paczce brakowało gwoździ i śrub.

– Nie ja ją pakowałam – odparłam. – Jeśli rzeczywiście tak było, to pan Shaw wie, gdzie jest dział, w którym znajdzie brakujące elementy – dodałam i przeniosłam wzrok na mężczyznę.

Milczał i nawet nie drgnął, za to przeszywał mnie nieodgadnionym spojrzeniem, które zaczęło mnie niepokoić i peszyć zarazem.

– Zaprowadź – bąknął dziadek, na co oboje spojrzeliśmy w jego stronę.

End Of The Road Zostanie Wydana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz