Rozdział 25

2.5K 734 125
                                    

Aradia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Aradia

– Przepraszam – mamrotałam i obejmowałam się ramionami. Drżałam ze strachu i z zimna, bo kiedy patelnia tuż obok nas zaczęła się palić, Logan od razu złapał mnie w pasie i wyniósł na zewnątrz. Sam wrócił do środka, by ugasić ten niewielki, choć groźnie wyglądający pożar.

Podszedł do mnie, trzymając w rękach gruby koc i owinął mnie nim, po czym pochylił się do mojej twarzy i starł z policzków łzy.

– To przecież nie twoja wina, ptaszynko. Nie płacz i usiądź. – Pociągnął mnie do salonu i posadził w fotelu przy kominku. – Wszystko jest w porządku, słyszysz? To tylko patelnia.

– Ale mógł spłonąć cały dom! – zaszlochałam i wstałam. – Lepiej wrócę do domu, narobiłam ci tylko problemów i...

– Zostań – przerwał mi i chwycił mnie za rękę. – Zamówimy coś. Nigdy tego nie robię, ale...

– Nie robisz czego?

– Jesteś pierwszą kobietą, którą tu wpuściłem i... Nigdy nie zamawiałem jedzenia – dodał zmieszany. – Cholera, nawet nie wiem, czy w ogóle ktoś by je tu dowiózł.

– Gdyby kuchnia nie była zalana... Nie – Pokręciłam głową. – Lepiej, żebym się nie zbliżała. W sensie do kuchni, nie do ciebie. Do ciebie chcę się zbliżać... To znaczy... – mamrotałam nieskładnie, bo jego przenikliwy wzrok nagle zaczął mnie peszyć.

Dodatkowo to na pozór zwykłe wyznanie, że nigdy nie wpuścił do domu żadnej kobiety. Chryste, to oznaczało, że nigdy żadnej nie miał? A co jeśli...

– Pierwszą kobietą, którą – zaczęłam niepewnie, nie patrząc mu w oczy. – Chodzi o to, że...

– Spójrz na mnie – nakazał z rozbawieniem, a ja czułam, że zaraz spłonę ze wstydu. Powoli przeniosłam na niego wzrok, a wtedy on ujął moją brodę i przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze. – Boisz się mnie?

– Nie! – zaprzeczyłam natychmiast.

– Więc o co chodzi? Chciałaś, żebym został z tobą, kiedy przywiozłem cię ze szpitala, a teraz zachowujesz się jak spłoszona sarenka. Przecież nie proponuję ci małżeństwa ani całonocnego maratonu w łóżku – powtórzył moje ówczesne słowa i puścił do mnie oko.

Po jego łzach, smutku i spięciu, nie było śladu. A ja nie byłam pewna, czy to maska, czy może rzeczywiście potrafił się rozluźnić, żartować i być po prostu swobodny.

– Mówię, że jeszcze nigdy nie wpuściłem tu kobiety – powtórzył. – I chciałbym, żebyś została, rozumiesz?

Oczywiście, że rozumiałam. Bałam się jednak, że moja interpretacja była błędna, a ja wcale nie byłam tak wyjątkowa, jak chciałam myśleć.

– Posprzątam w kuchni – zadecydowałam. – To był ciężki dzień, a ty nie odpocząłeś ani chwili, odkąd wróciłeś z pracy.

Chciałam ruszyć do pomieszczenia, które teraz pływało w wodzie i pianie z gaśnicy, ale znów mnie zatrzymał. Tym razem chwycił za nadgarstek, na którym miałam sztywną ortezę.

End Of The Road Zostanie Wydana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz