Sixteen

77 13 1
                                    

Szczęście Sana nie mogło trwać długo, bo o ile posiłek zaspokoił jego głód, tak jego sytuacja wciąż była co najmniej beznadziejna. Musiał w końcu zacząć działać, ale na ten moment nie miał jak. Musiał poczekać aż Wooyoung wyjdzie z pomieszczenia i zostawi go samego. Przez ten czas nie mógł też za bardzo się zdradzać ze swoim stanem. Jeśli Jung zorientuje się, że San odzyskał siły, pewnie znów poda mu jakieś narkotyki. To pokrzyżowało by całkowicie plany policjanta.

- Widzę, że dalej jesteś dość senny - zaśmiał się Wooyoung.

Nie była to prawda. San zwyczajnie pogrążony był w myślach, ale nie kłócił się z młodszym, kiedy ten wręcz grał zgodnie z jego planem.

- Szkoda. Miałem ochotę na rozmowę po tak długim czasie milczenia. - powiedział chłopak, następnie wstając. Nie zakleił z powrotem ust Sana. - Ale w takim razie zajmę się sprzątaniem, a potem tu wrócę.

To wydawało się być podejrzane. Niemożliwym było, by Wooyoung tak po prostu poszedł mu na rękę i zostawił samego, kiedy ten był niemalże stuprocentowo przytomny. Mimo to, San nie tracił czasu, kiedy ten wyszedł. Nie mając na tyle siły w nogach, by podnieść się bez użycia rąk, zaczął powoli czołgać się w stronę niewielkiego okienka, które zwróciło jego uwagę już na samym początku. Może był naiwny myśląc, że zdoła dostrzec przez nie cokolwiek poza małym skrawkiem trawy z ogrodu. Jego sytuacja jednak nie pozwalała mu na zrezygnowanie bez próbowania.

Był już blisko celu, kiedy usłyszał znów kroki. Zamarł ze stresu, czekając tylko, aż Wooyoung zobaczy go w tej pozycji i najpewniej ukarze. W całym swoim życiu nie spodziewałby się, że dożyje takiej sytuacji. A może sam się o to prosił, zadając się z niebezpiecznymi ludźmi, którzy przecież mimo wszystko mieli jakiś związek ze sprawą zabójstwa? Z początku tego nie wiedział, choć było tyle wskazówek...

- Gdzie idziesz? - usłyszał znajomy głos - Drzwi są tam.

Słowa te były tak absurdalnie naturalne. Zupełnie jakby nie trzymał tu Sana wbrew jego woli i to nie on był powodem, dlaczego mężczyzna jest w takim a nie innym stanie. San jednak nie odpowiedział, a jedynie zerknął na niego kątem oka, czekając na dalszy rozwój sytuacji.

- Nawet na mnie nie spojrzysz... - zasmucił się nagle Jung. Przykucnął przy położonej na boku sylwetce Sana i zastanowił się przez chwilę. - Chyba będę musiał cię unieruchomić, byś mi nigdzie nie uciekł.

Z tymi słowami chwycił jego kostkę, a San poczuł jak serce łomocze mu w piersi. Co on właściwie chciał zrobić? Chyba nie był na tyle zwyrodniały, by skrzywdzić go bardziej? A raczej, skrzywdzić go w faktycznym sensie fizycznym.

- Nie każ mi tego robić, Sannie - Wooyoung powiedział delikatnie, a zaraz potem San znów poczuł ukłucie. Nie wiedział, czy jest jakiś sens w walce.

Pozwolił, by substancja znów odurzyła jego ciało, a Wooyoung jak gdyby nic gładził jego głowę, policzki, skronie... W jego gestach San mógł dostrzec pewną sprzeczność. Zupełnie jakby zależało mu rzeczywiście na Sanie i chciał z nim być przez uczucie, które do niego żywił, ale też zachowywał się, jakby nie rozumiał pojęcia ludzkich potrzeb i tego, co moralne i niemoralne.

- Jeśli stracę jeszcze ciebie, nic mi już nie zostanie... - przyznał nagle Wooyoung, kiedy wraz z ledwie przytomnym Sanem usiadł pod ścianą. - Nikt nigdy mnie nie rozumiał i nie pozwalał się cieszyć tym, co miałem. Bo nic nie miałem. Zawsze wszystko mi odbierali. Wszystko. Kiedy poznałem Juna pomyślałem, że w końcu znalazłem coś, co mogę nazwać swoim i pilnowałem tego, troszczyłem się i wierzyłem, że nikt mi go nie odbierze. Ale ostatecznie sam sobie go odebrałem. Nie wybaczę sobie tego, ale czasu nie cofnę. Teraz mam ciebie i to ciebie chcę. Ciebie kocham, pragnę i nie chcę cię stracić. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

Nie rozumiał. W tym tkwił cały problem. Jakkolwiek próbował zrozumieć Wooyounga, nie potrafił. Dlaczego nie mógł po prostu kochać i cieszyć się tą miłością? Dla nich obu byłoby to łatwiejsze. Żaden z nich nie musiałby wtedy cierpieć. Nigdy nie skłamał w swoich uczuciach do Wooyounga i miał nadzieję, że uda im się coś razem stworzyć. Jednak te nadzieje runęły z momentem, kiedy został oszukany i uwięziony.

To wtedy zdał sobie sprawę, że nie miał do czynienia z miłością ze strony Wooyounga. Nie, on nigdy tak naprawdę go nie kochał. Przynajmniej nie tak, jak San by tego chciał. Uczucie, którym go obdarzył było czystą obsesją, dalekie było od miłości. Chciał go posiadać, mieć na własność. Może przy okazji chciał też czuć się kochanym i kochać. Ale czy ktoś taki był w stanie obdarzyć kogoś tym uczuciem? Skoro nie odróżniał miłości od obsesji, jak miał zapewnić drugiej osobie to, czego potrzebuje?

- Myślisz, że Jun wybaczyłby mi, gdyby przeżył? - odezwał się znów Wooyoung po chwili ciszy, tuląc się wręcz do Sana. - Naprawdę nie chciałem tego zrobić. Tak bardzo żałuję... Ale nie mogę nic zrobić.

Powoli jego słowa zaczynały mieszać się w głowie Sana, który coraz bardziej odpływał. Był zły na Wooyounga. Po raz kolejny przypomniał sobie, że ten go oszukał i wykorzystał jego zaufanie, by się do niego zbliżyć. Jak miał pokochać kogoś takiego po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło?

Bo zakładał, że w końcu uda mu się stąd wydostać i Wooyoung znajdzie swoje miejsce w więzieniu. Doskonale wiedział, że chłopak będzie starał się jakoś obronić i zapewne będzie szukał w nim wsparcia.

Na daremno. San nie zamierzał mieć z nim już nic do czynienia i nie chciał nawet widzieć go na oczy. Gdy tylko się uwolni, upewni się, że Wooyoung zostanie oddany w ręce policji, a sam zrezygnuje ze służby.

Miał to zrobić już od dawna. Wiedział, że to nie jego bajka i z każdym dniem czuł jak coraz bardziej gaśnie. Nawet jeśli chciał być obok swojego przyjaciela, gdy ten będzie spełniać swoje marzenia, w końcu zrozumiał, że na pewno nie będzie tego robił w ten sposób. Mógł przecież wspierać Yunho, będąc zwyczajnie do jego dyspozycji, gdy będzie go potrzebował. Już dość nerwów stracił przez tą pracę.

Był wciąż młody, mógł nawet iść na studia, może tam pozna kogoś i doświadczy miłości, na której w przypadku Wooyounga się zawiódł. Miał tylko nadzieję, że nie będzie przechodził przez podobny koszmar po raz kolejny.

Te myśli powoli prowadziły go do absolutnego zatracenia. Nie zwracał już uwagi na to, co dzieje się wokół, co Wooyoung do niego mówi. Pragnął tylko świętego spokoju, dopóki ktoś nie przyjdzie mu na ratunek, a on będzie mógł odetchnąć z ulgą oraz przyznać Yunho rację. Nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby na samym początku posłuchał przyjaciela.

...

a/ Chyba zmienie nazwę na pizdopisarz, bo moje flirting skills są rowne zeru.

Obsession • WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz