21. Decyzja

95 4 5
                                    


Cichym szeptem odwiedzam twą twarz.

Odchodzę, niosąc ciężar rozstań.

W milczeniu zostaję, choć chcę wrócić.

Pamiętam twój cień w moich snach.


          Olivia nie potrafiła odnaleźć spokoju. Każdego wieczora siedziała na schodach, wsłuchując się w ciszę, która zdawała się być niemal namacalna. Puste, ciemne pokoje tylko potęgowały jej poczucie osamotnienia. Czekała z nadzieją, że może w końcu usłyszy znajomy dźwięk samochodu na podjeździe, a Maksymilian wróci do domu, choćby tylko po to, by zobaczyć, że tam jest, gotowa na wszystko, byle naprawić to, co między nimi zepsuła. Przeszywało ją poczucie winy, które nie opuszczało jej ani na moment. Wiedziała, że popełniła ogromny błąd, taki, którego naprawienie może nigdy nie nadejść. W głębi serca nie liczyła na szybkie wybaczenie, nie po tym, co zrobiła, ale wciąż nie była gotowa na tę przytłaczającą pustkę. Miała nadzieję, że Maks, choć rozczarowany i rozgniewany, przynajmniej wróci, choćby tylko na chwilę. W jej wyobrażeniach widziała scenariusz, w którym po kilku dniach cichego napięcia wybuchną emocje, może krzyki, może nawet... klaps na tyłek, które były bardziej w jego stylu gdy była niegrzeczna. Jednak dni mijały, a on nie wracał. Jej serce ściskało się na myśl, że wcale nie zamierza wracać, że nie będzie tej szansy na pojednanie, na wspólne przetrwanie kryzysu. Coraz bardziej czuła, że naprawdę straciła go na zawsze, że ten błąd może kosztować ją całą przyszłość, o której marzyła. Pamiętała każdą chwilę spędzoną u jego boku, każde słowo, każde spojrzenie, które zdawało się napełniać ją poczuciem bezpieczeństwa. A teraz, gdyby tylko mogła, cofnęłaby czas – zrobiłaby wszystko, by nie dopuścić do tego, co ich podzieliło. Z każdym kolejnym wieczorem jej pewność siebie topniała, a na jej miejsce wkradał się lęk i rozpacz. Olivia zrozumiała, że tym razem nie wystarczy czekać, musiała znaleźć sposób, by naprawić to, co zepsuła, zanim on zdąży odejść na dobre. Prosiła Olivera o telefon wiele razy ale za każdym razem odmawiał. Zgodził się tylko raz, gdy ta klęczała przed nim i niemal płakała prosząc go. Jednak gdy Maksymilian rozpoznał głos dziewczyny w słuchawce rozłączył się natychmiast. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Siedział w ciemnym, zimnym biurze swojego klubu, w którym spędzał ostatnio niemal każdą chwilę, dni i noce zlewały się w jedno, a jedyną różnicę między nimi dostrzegał w intensywności hałasu dochodzącego zza ścian. Klub, zazwyczaj pełen głośnej muzyki, rozmów i śmiechu, stawał się późną nocą jego pustelnią, miejscem, gdzie mógł uciec przed własnymi myślami. Od kilku dni spał tu sam, na niewygodnej kanapie pod oknem. Samotność przynosiła ulgę, nie musiał patrzeć jej w oczy. Oczy, które kiedyś witały go ciepłym spojrzeniem, teraz przypominały mu tylko zdradę. Przez te wspomnienia czuł, jak ogarnia go gniew. W jego rękach tkwiła szklanka z whisky, a bursztynowy płyn kołysał się lekko w rytm jego nerwowego obracania. Zacisnął palce wokół chłodnego szkła i przymknął oczy, przypominając sobie ten dzień, kiedy po raz pierwszy spojrzał na Olivię z tym dziwnym ciepłem w sercu. Myślał, że jest inna, że może z nią zazna wreszcie spokoju i odrobiny szczęścia, którego tak mu brakowało. Zadała mu ten sam cios, gdy nacisnęła spust, celując prosto w jego serce, tak jak Amanda wcześniej. Gorzki śmiech wyrwał się z jego gardła, gdy przypomniał sobie chwile, kiedy klękał przed nią z pierścionkiem w dłoni. Był wtedy naiwny. Czuł się gotowy, żeby oddać jej swoje serce, bezgranicznie, bez zastrzeżeń, a ona wszystko to zmiażdżyła, bez litości. Jej twarz przed oczami zamazywała się i na przemian przypominała mu jedną i drugą kobietę, dwie twarze, dwa spojrzenia, ten sam ból. Cisza biura wydawała się coraz cięższa, dławiąca, a jego ciało drżało od niepohamowanej złości. Czuł, że jeżeli nie wyładuje tego gniewu, rozszarpie go od środka. Wstał gwałtownie, a szklanka wypadła z jego dłoni, roztrzaskując się o ścianę z hukiem, który wypełnił pustą przestrzeń. Cząsteczki szkła rozsypały się na podłodze, a pośród nich błyszczały krople rozlanej whisky, jak ciemne plamy zdrady, której miał już dość. Oddychał ciężko, starając się uspokoić, ale złość nie opuszczała jego ciała, a wspomnienia tylko wzmagało pragnienie, by odciąć się od wszystkiego. W tej chwili wiedział, że popełnił wielki błąd pozwalając tej małej dziewczynce wejść do jego serca. Już nigdy nie będzie słaby, nigdy więcej nie odda nikomu swojej bezbronności. Nałożone przez niego mury miały być wyższe, mocniejsze, nie do przebicia, taka była jego obietnica dla samego siebie. Stał, wpatrzony w kałużę alkoholu na podłodze, czując, jak ciężar jego decyzji zaczyna wypełniać każdą cząstkę jego ciała, zmieniając go w kamień. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Zastanawiał się kiedy popełnił błąd. W umyśle zboczył obrazy z licytacji. To jak mizernie wyglądała w porównaniu do innych. To jak patrzyła z przerażeniem nie wiedząc co zaraz się z nią stanie. Przypomniał sobie jej miękkie usta i drżące ciało, gdy pierwszy raz pocałował ją  w limuzynie. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Po chwili jednak spoważniał. Wciąż pamiętał jak była skatowana przez tego faceta. Chętnie zamieniłby z nim parę słów. Jak na zawołanie jego komórka zawibrowała. Dostał nową wiadomość. 

(Nie)grzeczna dziewczynkaWhere stories live. Discover now