Sto lat dla wszystkich!
Pierwszy czerwca był narodowym dniem dziecka, jak i moimi urodzinami. Osiemnastymi urodzinami. Właśnie osiągnęłam wiek pełnoletności. Mimo, że nie mogłam legalnie kupić alkoholu lub papierosów, mogłam głosować, czy wziąć kredyt, jednak najlepszym z tych wszystkich przywilejów dorosłości, było to że oficjalnie byłam niezależna prawnie, co oznaczało że matka nie miała już żadnej kontroli nad moimi decyzjami. Co jednoznacznie znaczyło, że mogę sama umówić się na wizytę do Draven'a.
Był sobotni poranek, nikt w domu jeszcze nie zdążył się obudzić. Wiedziałam że w przeciągu kilku godzin wpadnie do mnie Isabella, z najdłuższymi życzeniami historii. Było chwilę po piątej, a przez tą całą ekscytacje, związaną z byciem pełnoletnią, obudziłam się tak wcześnie.
Wyczołgałam się z łóżka, ziewając i przecierając twarz dłońmi. Weszłam do łazienki, która była przyłączona do mojego pokoju. Rozczesałam włosy i opłukałam twarz wodą. Przebrałam się w czyste pudrowo różowe leginsy i zwykłą bluzę, w której zwykle biegałam. Zbiegłam po schodach, tak by nikogo nie obudzić i podeszłam do kanapy, na której leżał Namnoms z podniesionymi uszami.
- Chodź, idziemy na spacerek.
Zachęcony tym, że użyłam jedno z jego ulubionych słów, wstał i podszedł do drzwi. Nałożyłam trampki na stopy i ubrałam psa w szelki, zapinając do nich smycz. Wyszłam z domu, łapiąc z butelkę wody i zamknęłam za sobą cicho drzwi.
Chłodne, poranne powietrze buchnęło w moją twarz, sprawiając że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Biegłam spokojnym truchtem po chodnikach przedmieść Monterey, a biały doberman napędzał mnie, niemal ciągnąc mnie za sobą. Zwolniłam dopiero w parku, gdy zauważyłam kałuże na dróżce. Spuściłam psa wolno, by swobodnie się wybiegał po parku, gdy ja sama wolnym krokiem szłam przez pusty park, omijając kałuże.
- Namnoms. - zawołałam, gdy tylko zauważyłam, że ktoś również był w parku.
Biały pies od razu do mnie podbiegł, grzecznie warując przy mojej nodze. Zapięłam go z powrotem na smycz, prowadząc go przy swojej nodze, mijając nieznajomą dziewczynę, która uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam, mogę go pogłaskać? - spytała, wyciągając rękę, ale czekając na moje pozwolenie.
- Pewnie. - przytaknęłam.
Posłała mi wdzięczny uśmiech i kucnęła przy psie. Pieściła go, a że Namnoms był okropnie łakomy na pieszczoty, ocierał się o jej ręce. Zobaczyłam delikatny tatuaż motyla za uchem, ukryty pod jej brązowo rudymi włosami.
- Jestem Amara, a ty? - spojrzała na mnie z dołu.
- Zinna. - uśmiechnęłam się. - Jesteś stąd?
- Wprowadziłam się tu niedawno z chłopakiem. - wyprostowała się, ale jej ręka nadal głaskała głowę mojego psa.
Jej oczy były w kolorze bursztynu, otoczone długimi, ciemnymi rzęsami. Musiała być ode mnie starsza, bo kompletnie nie wyglądała na osiemnaście lat.
- Miło mi cię poznać. - powiedziałam kulturalnie. - Mam nadzieję, że podoba ci się tutaj.
- Jest przyjemnie. - przytaknęła. - Studiuje na MIIS*, a ty?
- Jestem jeszcze w liceum. Ostatnia klasa. - wytłumaczyłam, chowając włosy, które wypadły z kucyka, za uszy. - Też myślałam nad tą uczelnia.
- Muszę już lecieć. - spojrzała na mnie przepraszająco. - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Oby na uczelni.
Pokiwałam głową, obserwując jak dziewczyna odchodzi w przeciwnym kierunku i sama ruszyłam w swoją stronę truchtem.
CZYTASZ
Red Tears
RomantizmZinna Monroe, inteligenta, pomocna i przyszła prawniczka. Złote dziecko w oczach rodziny. Siedmnastolatka jak zwykle przychodzi na cotygodniowe spotkanie z ojcem, które odbywa się... No właśnie. Spotkanie odbywa się w więzieniu. Co jeśli pewnego raz...