Rozdział 2

164 15 15
                                    

Po wyjściu z narady wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Jazda do mieszkania, pakowanie, przejazd na lotnisko. Zawsze podczas tych czynności kompletnie się wyłączałam i stawałam nieczuła na otaczającą mnie rzeczywistość. Tym razem nie udało mi się. Myśli nie dawały mi odetchnąć, a pojawiało się w nich ciągle i od nowa to samo imię- Kastor. O Bogini, jak nie przestanę to oszaleję! Co się za mną dzieje? Wetknęłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę. Gitarowe riffy, dynamiczne melodie i ciekawe teksty rock'owych piosenek pomogły ukoić skołatane nerwy.

''Ciemność. Otaczające mnie zewsząd cienie. Nagle z czerni wyłania się postać. Dziewczyna. Nie widzę jej twarzy, ale nie potrzebuję tego. Jej wygląd i aura wystarczająco mnie przeraziły. Płaszcz, tak samo reszta ubrań, wyglądał jak utkany z mroku. Dostrzegłam wystającą ponad ramieniem rękojeść miecza, który przytroczyła do pleców. Kiedy sięgnęła po ostrze mimowolnie się wzdrygnęłam na dźwięk metalu,ocierającego się o pochwę. Po klindze obosiecznego oręża tańczyły smugi mocy. Mocy tak strasznej jakiej nigdy nie doświadczyłam. Była ona- uzbrojona w miecz i magię- i ja- bezbronna. Przymierzyła, wzięła zamach, chcąc oddzielić mi głowę od tułowia...''

Obudziłam się zdyszana na tylnym siedzeniu samochodu. Wciąż czułam zimny dotyk metalu na karku. Na ramionach miałam gęsią skórkę,a puls znacznie przyspieszył. Zaniepokojona Kaja odwróciła się do mnie z siedzenia pasażera.

-Wszystko w porządku?

-Jasne.

Patrzyła na mnie surowo ze sceptyczną miną. Wyglądała komicznie. Wyobraź sobie rudą, piegowatą dziewczynę w sukience w ganiające się pandy, gromiącą cię wzrokiem. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

Dotarłyśmy na miejsce późnym wieczorem. Bita, leśna droga prowadziła w głąb między drzewa przez około 3 kilometry, aż kończyła się przed starym, dwupiętrowym domem. Chatka była drewniana. Widać, że ktoś o nią dbał: czyścił, wymieniał przegniłe deski, lakierował, pozostawiając cudowny brązowy kolor drewna nienaruszony przez farbę. Od frontu widać było cztery okna-po dwa na każdym piętrze- i drzwi, do których trzeba było przejść po ganku. Nad nim znajdowało się ładne zadaszenie, pod którym stała ławka. Z zewnątrz chatka wyglądała mimo wszystko na starą, lecz w środku była urządzona dość nowocześnie. Gdy tylko wszedłeś do środka, zauważałeś schody zaczynające się w połowie długiego korytarza i dzielące na pół pomieszczenie, jak się później okazało- salon. Na lewo znajdowało się wejście do przestronnej kuchni oddzielonej ścianą tylko od strony korytarza, co stwarzało dużą połączoną przestrzeń z jadalnią i salonem. Po prawej była sypialnia, której drzwi wychodziły na drugą część salonu. Naprzeciw wyjścia z tego pokoiku w rogu znalazłyśmy komórkę, a w niej schody do piwnicy.

Podziemia okazały się być salą treningową. Na zdecydowany plus trzeba zaliczyć chłód, panujący w pomieszczeniu,przyjemnie będzie tu ćwiczyć. W jednym rogu stała kanapa. Pod przeciwległą ścianą znajdowały się stojaki z bronią, wszelkiego rodzaju tarczami do rozwieszenia, hantlami i odważnikami. Środek pokoju zajmowała sporej wielkości mata, służąca zapewne za ring. Po za tym wszystkim znalazłyśmy worki i rękawice bokserskie, manekiny i rozkładane pola do ćwiczenia zaklęć oraz ognioodporne kukły.

Całe górne piętro zajmowały dwie identyczne wielkością sypialnie z łazienką po środku. Mój pokój miał czerwone ściany, co bardzo przypadło mi do gustu. Pół ściany naprzeciwko drzwi zajmowało ogromne okno. Na prawo od niego stało duże łóżko. Wyglądało naprawdę zachęcająco i gdyby nie fakt, że trzeba się rozpakować i coś zjeść, już teraz padłabym na nie i zasnęła. Powlekłam się smętnie do szafek i biurka, stojących po drugiej stronie pokoju. Wszystkie ciuchy, książki, zeszyty, ogółem każdą rzecz po za piżamą, wepchnęłam na chama do szafy i poszłam się wykąpać. 

-Vi! Rusz się- darła się Kaja.

-Czego?!

-Musimy utworzyć kręgi i rozejrzeć się za domem- przypomniała cierpliwie przez drzwi łazienki. Z westchnieniem założyłam ubrania i wyszłyśmy za dom. A tam? Wow! Wielkie nic... Polana, pełno drzew i wydawało mi się, że słyszę w oddali szum wody niesiony przez wiatr. Jak dla mnie idealnie.

Zabrałyśmy się za zaklęcia ochronne, informujące nas w razie potrzeby o intruzach. Skończyłyśmy nakładać bariery i powlokłyśmy się do budynku. Wspomniałam, że mamy taras i tak wielki telewizor w salonie, że zajmuje pół ściany? Nie? I dobrze, bo telewizora w ogóle nie mamy, a na dwór prowadzą kolejne proste, drewniane drzwi.

Wdrapałam się po schodach, pożegnałam z opiekunką i dosłownie padłam na pysk. Szkoda, że nie trafiłam na łóżko, tylko się z niego ześliznęłam lądując na podłodze. Klnąc pod nosem wdrapałam się na mebel i zakopałam w pościeli.

_____________________________________________________________________________

-Młoda, pobudka!

-Idź sobie, niedobra kobieto- wymruczałam, chowając głowę pod poduszkę. Pierwsza zniknęła kołdra, potem podusia, a na koniec łóżko... Tak właściwie to go nie zabrała, po prostu mnie zrzuciła.

-Dlaczego nie dajesz mi spać?- warknęłam zła na taki sposób witania dnia. Bywało gorzej, ale to też nie jest przyjemne.

-Dlatego, złośniku, że dziś poniedziałek - pierwszy dzień w nowej szkole- tłumaczyła.- Wiesz, że rano jesteś bardzo drażliwa?

-Przed pierwszą kawą jestem jędzą- stwierdziłam, a po chwili namysłu dodałam- później też.- Kaja parsknęła śmiechem pomagając mi wstać z podłogi.

-Zrobimy tak. Ty się grzecznie umyjesz i spakujesz, a ja zaparzę kawę i zrobię śniadanie. Może być?

-Tak mamusiu- przedrzeźniałam małe dziecko. Wywołało to kolejną salwę śmiechu. Na odchodne dostałam jeszcze kopniaka na rozpęd.

_____________________________________________________________________________

Zjadłyśmy śniadania i zaczęłam sprzątać naczynia. Nieważne gdzie mieszkałyśmy, ona gotowała rano, a ja sprzątałam, kiedy pakowała się do szkoły. Wyszłyśmy z domu, zamykając go na klucz. Sprawdziłyśmy bariery i pobiegłyśmy przez las. Od lat ćwiczymy, więc trzy kilometry szybkiego biegu nie są w stanie nas zmęczyć i sprawić, żebyśmy się spociły. Dobiegłyśmy na przystanek w tym samym czasie, w którym pojawił się na nim autobus. Gdy Kaja wyliczała, kiedy musimy wysiąść, ja słuchałam muzyki. Skillet i Sabaton to zawsze dobra opcja, żeby się wyładować. Wysiadłyśmy na przedostatnim postoju i poszłyśmy w stronę szkoły. Liceum okazało się dużym, szarym budynkiem z niezliczoną ilością okien. Przed głównym wejściem tłoczyły się grupki uczniów. Większość spoglądała na nas z nieskrywaną ciekawością. 

-O której zaczynamy?

Standardowe pytanie,prawda? W przeciągu prawie 8 lat wymówiłam je tyle razy, że to już zwykły odruch.

-8.20 - odpowiedziała Kaja, rozglądając się za gabinetem dyrektora.

-No to mamy 15 minut na załatwienie reszty papierologi,  znalezienie klasy, a potem się zacznie?- Spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem. Mogłabym przysiąc, że przewierca się przez moją głowę, przeszukując myśli. Na szczęście nie potrafiła tego. Poczułam rozchodzącą się po ciele fale spokoju i zerknęłam na nią z wyrzutem.- Nie musiałaś tego robić- fuknęłam. - Masz dziś absolutny zakaz kojenia, rozumiemy się?

-Jesteś pewna?- Niepokój odznaczył się na jej twarzy.- Mogę chociaż w kryzysowej sytuacji?

-Nie będzie kryzysowej sytuacji, poradzę sobie. Obiecaj mi- naciskałam

-Dobrze, obiecuję- westchnęła zrezygnowana.- Chodź, dyrektor czeka. 

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz