Rozdział 12

109 14 6
                                    

Przepraszam za wszystkie możliwe błędy, długo nie było rozdziału, ale może uda mi się dziś wstawić 2 :) proszę o komenty z opiniami i możliwymi uwagami. Miło, że ktokolwiek czyta

Specjalnie dla Kastora została przyniesiona do klasy kolejna ławka. Jako, że teraz on był najwyższy (drań ma aż 1,90 m) dostawiono ją do naszej- mojej i Tomka -na samym końcu. Skończyłam, więc pomiędzy dwoma przystojniakami. Wampir nie miał jeszcze niektórych książek, dlatego korzystaliśmy razem z moich. Po skończonych zajęciach spotkaliśmy się z Kają, która wytrzeszczyła oczy na widok mojego towarzysza.
-Co ty tu robisz?
-Uczę się, a ty co robisz w szkole?
-Nie kręć, wiesz o co chodzi- prychnęła rozgniewana.
-Pilnuję, żeby nic wam się nie stało.
-Rada ci kazała?
Wyglądał na zranionego. Rzuciłam dziewczynie pospieszne spojrzenie, jednak nie połapała się o co mi chodzi.
-Nie, to moja własna inicjatywa. Możemy już iść? Spóźnimy się na autobus.
Ruszyliśmy, a Kaja ciągle lustrowała nas wzrokiem. Wyciągnęłam telefon i szybko napisałam SMS'a : "Powiem ci w domu". Po chwili dziewczyna wyłowiła z torby swój telefon, czytając treść wiadomości. Skinęła głową i dalej szła przed siebie, co jakiś czas zerkając na wampira.
Dotarliśmy do lasu, kiedy wpadłam na pewien pomysł.
-Co powiecie na wyścig? Ostatni gotuje.
-Chętnie, ale obiecałem ci coś- spojrzał na mnie, a ja przypomniałam sobie o krwi.
-No jasne, idź już.
-Jeśli na mnie poczekacie, to zrobię obiad. Obie już gotowałyście, a mieliśmy to robić na zmianę. Odróbcie w tym czasie lekcje, kiedy wrócę wkroczę do kuchni.
-No dobra- przytaknęłyśmy. -Do zobaczenia- dodałam i ruszyłyśmy w stronę domu.
-Co ci obiecał?
-Dawno nie jadł, no wiesz, w tym drugim znaczeniu. Przyrzekł, że pójdzie do rzeźnika po zwierzęcą krew.- Skrzywiła się słysząc te słowa.- No przestań, to nie jego wina. Potrzebuje tego, by żyć. Ciesz się, że postanowił nie polować na ludzi.
-Rozumiem, po prostu nie przepadam za tym.

Doszłyśmy do domu jakieś piętnaście minut później. Sprawdziłam zaklęcia.

-Rozwalamy się z rzeczami w jadalni?

-Chyba pójdę do pokoju i odpalę muzę, mam jutro test i trochę nie ogarniam.

-Pomóc ci?

Zaprzeczyłam i ruszyłam po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi od pokoju, po czym przedzierałam się przez stos płyt, aż znalazłam tę właściwą. Sama robiłam tę składankę, zgrałam tu kawałki, które pomagają mi się skupić, wyładować i jednocześnie odprężyć. Próbowaliście kiedyś spać do piosenek Vadera? No cóż ja potrafię i nie przeszkadza mi to. Wsadziłam krążek do odtwarzacza i usiadłam przy biurku, spychając znajdujące się na nim rzeczy do brzegów, robiąc w ten sposób miejsce na książki. Dobry sposób sprzątania. Pogrążyłam się w cudownych dźwiękach rocka i znacznie mniej cudownej matmie. Po ponad godzinie nauki miałam ochotę walić głową w mur. Przyniosłoby to taki sam efekt jak próba nauczenia się tych cholernych działań, po prostu bolałaby mnie głowa i dalej nie wiedziałabym o co w tym chodzi.

Załamana uderzyłam głową o blat i siedziałam tak przez dłuższy czas.

-Zjesz obiad?- Usłyszałam za sobą głos.

-Wszystko byle uwolnić się od tych cyferek choć na chwilę- mruknęłam. Usłyszałam śmiech i poczułam boski zapach z talerza stojącego obok. Podniosłam głowę i spojrzałam na jego zawartość.- Zrobiłeś zapiekankę? Ile czasu ja tu już siedzę?

-Jest 19, więc kilka godzin- przyciągnął sobie drugie krzesło i usiadł. Zauważyłam drobne bordowe plamki na jego koszulce. Za ciemne na krew. W takim razie co?

-A ty? Jadłeś?

-Jasne, nawet nieźle mi wyszła.

-Mówię o tym drugim jedzeniu- spojrzałam znacząco.

-Obiecałem. A teraz jedz szybko, pomogę ci z tymi rachunkami- podał mi widelec, więc posłusznie wzięłam się za zapiekankę. O Bogini. W życiu nie miałam w ustach czegoś tak smacznego. Mięso, ziemniaki, sos i ser. Mnóstwo sera.

-Pyszne, dzięki- przyznałam po skończonym posiłku. Zabrał mi talerz i przysunął się bliżej, zaglądając mi przez ramię do książki.

-Z czym masz problem?- Wskazałam temat, a on zaczął cierpliwie tłumaczyć w sposób, który do mnie przemawiał. Używał porównań ze sztuk walk i muzyki, a w razie wątpliwości odpowiadał na kolejne pytania. Masę pytań.- Jestem dumny, nauczyłaś się- spojrzał na zegarek.- A minęło tylko pół godziny.

-Poważnie? Dzięki za pomoc- podniosłam się z krzesła.-Co powiesz na jakiś film? Walniemy się wszyscy na kanapie i obejrzymy coś ciekawego.

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Kastora

Oglądaliśmy jakąś głupawą komedie. Ludzie uciekali przed ''mordercami'' zabijając się sami po drodze na tak głupie sposoby, iż chciało się tylko powiedzieć: ''Bóg stworzył i zapłakał''. Cały czas lekko gładziłem Vi po ramieniu. Odruch.

Zrobiło się późno, a dziewczyny zaczęły usypiać. Podniosłem się, delikatnie podkładając Viri poduszkę pod głowę. Wziąłem Kaję na ręce i zaniosłem do sypialni. Byłem tam pierwszy raz. Rozstaw mebli był lustrzanym odbiciem pokoju Małej. I na tym podobieństwa się kończyły. Panował tu idealny porządek, wszystko miało swoje miejsce. Zupełnie jakby miała nerwicę natręctw. Ściany pomalowane na mocny, błękitny kolor. Pościel, w przeciwieństwie do czarnej w drugim pokoju, była śnieżno-biała, a łóżko idealnie zasłane. Tylko jedna rzecz psuła efekt ''pokoju pedantki''. Był to roztrzaskany budzik, leżący pod przeciwległą ścianą w stosunku do łóżka. Położyłem ją na posłaniu, przykrywając kołdrą. Wróciłem na dół i podniosłem Di. Zacząłem się do tego przyzwyczajać, ostatnio często ją tak noszę. Zostawiłem ją w sypialni i poszedłem do własnego pokoju. Ściany miały ciemnozielony odcień. Miałem tu biurko połączone z szafką, kilka krzeseł- dwa przy biurku,jedno przy posłaniu -regał i dwuosobowe łóżko. Wszystko wykonane z jasnego drewna. Rozebrałem się i położyłem, mając nadzieję na szybkie zaśnięcie. Moje prośby nie zostały wysłuchane, a głowę zalewał potok myśli związanych z pewną dziewczyną i moim dalszym życiem.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz