Rozdział 22

98 13 3
                                    

Perspektywa Kastora

Poczułem delikatne muśnięcie na twarzy. Ktoś mnie objął i wtulił we mnie. Sposób w jaki to zrobił... Gwałtownie otworzyłem oczy.

-Viri...- szepnąłem. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się tym uśmiechem, który sprawia, że dzień staje się lepszy. Owładnięty emocjami przyciągnąłem ją do siebie i rozpłakałem. Jak małe dziecko. Przywarła do mnie, głaszcząc po plecach i szepcząc uspokajająco. Odsunąłem się trochę, chcąc spojrzeć jej w twarz.- Tak bardzo się bałem, że cię stracę, nie dam rady znaleźć- wychrypiałem.

-Jestem tu, dzięki tobie. Dziękuję- otarła mi łzę z policzka. Pocałowałem ją głęboko. Tak mi tego brakowało.- Słyszałam cię- wyznała- ale nie miałam siły otworzyć oczu.- Tym razem łzy popłynęły z jej pięknych oczu. Przytuliłem ją i czekałem, ciesząc się jej bliskością.- Wiesz...- pociągnęła nosem- trochę się bałam, iż skończę jak rodzice i Dymitri.

-Nie dopuszczę do tego.- Pocałowałem ją lekko.- Boże, tak bardzo się martwiłem- wydyszałem w jej wargi. Przycisnąłem swoje usta do jej w pełnym czułości pocałunku. Złapałem ją lekko za biodra i przyciągnąłem do siebie. Usiadła okrakiem na moich kolanach, obejmując ramionami szyję. Kilka minut później oderwaliśmy się do siebie zdyszani. Zetknąłem się z nią czołem. Westchnęła ciężko.

-Przepraszam, że niszczę chwilę, ale muszę wiedzieć.- Zaniepokoiła mnie jej poważna mina. Niemal grobowa.- Czy z Anastasią wszystko w porządku?

-Nic jej nie jest. Długo się nie budziłaś, więc się trochę podłamała, ale powinna być na dole, ucieszy się, że wstałaś.- Chciałem się podnieść z zamiarem zawołania kobiety, ale pchnęła mnie w pierś, przez co wylądowałem płasko na łóżku.

-Może chwilę poczekać- mruknęła zmysłowym głosem, od którego moje bokserki zrobiły się za ciasne. Skutecznie odgoniła moje myśli od przewodniczącej. Całowaliśmy się przez następne minuty, a ręce błądziły po ciałach. Jęknąłem, gdy przygryzła mój płatek ucha.- Tęskniłam- wyszeptała. Przyciągnąłem jej twarz do swojej, głaszcząc policzki podczas pocałunku.

-Ja też, maleńka.- Oderwała się ode mnie z cichym westchnieniem. Jej ręce ciągle spoczywały na moim torsie, a ja swoje trzymałem pod koszulką na jej plecach. Zeszła ze mnie, siadając na łóżku.

-Muszę się umyć. Mam wrażenie, że porastam brudem.

-Nie dziwię ci się.

-Ile czasu spałam?

-Jutro minąłby tydzień- wytrzeszczyła ze zdziwieniem oczy. Przytuliłem się do jej pleców.- Już wiesz czemu się tak martwiłem?

-Mhm... Czy mi się wydawało czy... płakałeś jak spałam?- Trochę mnie to zaskoczyło. Nie powinna o tym wiedzieć, była nieprzytomna. Potrafiłem się rozkleić jak jakiś nabuzowany hormonami nastolatek, ale to wszystko ze strachu. W życiu nie bałem się tak bardzo jak wtedy, gdy nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Pocałowałem ją. Długo, powoli. Uwielbiam to.

-Praktycznie nigdy tego nie robię, ale kiedy pomyślałem, że mogę cię stracić... - głos mi się załamał.- Jesteś dla mnie ważna Viri. To dla ciebie żyję...- Tym razem to ona pocałowała mnie, przerywając wypowiedź.

-Jesteś niesamowity- westchnęła.- Morderczy wampirzy Książę romantykiem- zachichotała.- Zawsze taki jesteś?

-Nie, to pierwszy raz. Nigdy nie zależało mi na kobietach bardziej niż przyjaciółkach lub nic nieznaczących kochankach. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, Słonko. Tylko przed tobą jako kobietą się tak otworzyłem i nie żałuję. Jesteś moim szczęściem. Kiedy cię widzę promienieję. Sam dźwięk twojego głosu mnie rozpala. Gdy nie ma cię w pobliżu, powoli umieram od środka, a potem się pojawiasz i ożywam. Nigdy czegoś takiego nie czułem, ale odrobinę mnie to przeraża. Tak, dobrze słyszałaś- powiedziałem, widząc jej zdziwiony wzrok. Trzymałem dłonie na jej udach, a ona oparła swoje o moje przedramiona.- Przeraża mnie to, jak bardzo mi się podobasz, jak okropnie boli, kiedy cię nie ma, jak bardzo mi zależy i jak bardzo ci ufam. Jak bardzo jestem od ciebie uzależniony, bez ciebie nie umiem normalnie funkcjonować. Myślę, że wiem co to za uczucie. Nigdy tego nie czułem, ale jestem pewien- nabrałem powietrza. Nie mogę czekać, gdybyśmy jej nie znaleźli mógłbym nie mieć okazji do, choćby, usłyszenia jej głosu. Raz kozie śmierć, zrobię to.- Jesteś moim światem Słonko i kocham cię najmocniej, jak tylko potrafię.- Patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Wiem, iż jest zaskoczona, ale zacząłem mówić i nie mogę przestać. Muszę skończyć.- Kocham twój uśmiech, to jak uroczo marszczysz nos, gdy się irytujesz albo zastanawiasz. Kocham cię całą bez wyjątków. Twoją twarz, włosy, umysł, nawet blizny, twoje wszystko. Kocham cię, Viri.- Zamknąłem jej usta pocałunkiem nim zdążyła się odezwać. Szczerze mówiąc bałem się, co może powiedzieć. Chciałem ją pocałować ostatni raz nim być może powie, że nic do mnie nie czuje, iż mam ją zostawić w spokoju i nigdy nie wracać. Zaskoczony zauważyłem łzę płynącą po jej policzku. Otarłem ją delikatnie, odsuwając się od niej. Zrezygnowany opuściłem głowę.- Chyba już pójdę- podniosłem się lecz złapała mnie za nadgarstek. Wstała szybko, ale zaraz z sykiem opadła na materac, krzywiąc się.- Uważaj, miałaś strzaskaną kostkę, obrażenia mogą jeszcze boleć.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz