Rozdział 18

92 13 1
                                    

Perspektywa Viridiany

Wampir nie zdążył jeszcze wrócić, a już zaczęłam przysypiać. Usłyszałam dżwięk otwieranych drzwi i mimowolnie uśmiechnęłam na myśl, iż zaraz się do niego przytulę. Niestety zamiast buziaka na dobranoc poczułam ostrze, zagłębiające się w udzie. Krzyknęłam z zaskoczenia oraz bólu. Poderwałam się gwałtownie lecz zdążyłam tylko zobaczyć zakapturzoną postać. Chwilę później ból eksplodował w tyle mojej głowy, ciemność zakradła się w kąciki oczu. Nim zemdlałam zdołałam wypuścić odrobinę mocy do otoczenia. W pokoju zerwał się wiatr i rozległ niesamowity huk. Mój ruch wywołał okrzyki cierpienia. O ile magiczni nie zaczęli ostatnio wrzeszczeć na dwa głosy, mogło to oznaczać większą ilość intruzów w mojej sypialni. Uśmiechnęłam się, słysząc, że magia zadała im obrażenia tak, jak się spodziewałam. Jeśli dobrze pójdzie, będą nieprzytomni do momentu, gdy Kastor wróci. Kastor... Gdzie on jest? Poczułam jeszcze kopnięcie w żebra, usłyszałam trzask kości i opadłam w ciemność.

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Kastora

Poczułem metaliczny smak w ustach. Przełknąłem krew. Gwałtownie otworzyłem oczy, siadając. Syknąłem z bólu.

-Powoli kretynie, prawie przebili ci serce- usłyszałem dobrze znany głos.- Spłoszyliśmy ich zanim zdążyli cię zabić.

-Ahri?

-Ta... przyjechaliśmy tak jak chciałeś. Co się stało?

-Nie wie...- urwałem. Zerwałem się na równe nogi, ignorując ból. Wbiegając na górę słyszałem za sobą kroki wampirów. Wparowałem do pokoju, po czym stanąłem jak wryty. Łóżko, a raczej to co z niego zostało, było przewrócone, okna wybite. Z pozostałych mebli zostały tylko kawałki drewna. Po całej podłodze walały się rzeczy, które wystrzeliły z, najwyraźniej eksplodującej, szafy. Niektóre płyty CD powbijały się w ściany, a strop popękał.

-Bogowie, co się tu stało?- Krzyknął zaskoczony Wiktor. Zawsze był dość sztywny, trochę jak Anastasia, ale to go wyraźnie zdezorientowało.

-Viri...- westchnąłem tylko, przeciągając dłonią po twarzy. Spojrzeli po mnie, nie rozumiejąc. Podszedłem do miejsca, gdzie na podłodze widziałem plamę krwi. Chciałem się upewnić, że to zdarzyło się naprawdę, chociaż zapach nie pozostawiał praktycznie żadnych wątpliwości. Ukucnąłem obok głęboko zaciągając powietrze. Krew Di. Usiadłem na podłodze, opierając plecy o ścianę. Tępo wpatrywałem się w płytę wbitą obok głowy.

-Kastor, co tu się działo?- spytała ostrożnie Ahri, dotykając mojego ramienia.

-Pamiętam, że poszedłem zjeść, a potem dziwnie się czułem. Zemdlałem, ale wcześniej usłyszałem krzyk Vi. Myślę, że ktoś sprzedał mi zatrutą krew, gdy ostatnio uzupełniałem zapasy.- Przechadzałem się nerwowo po pokoju, starając się opanować. Viri, moje Słonko.- Zaskoczyli ją we śnie- kontynuowałem, wyobrażając sobie wszystko. Odwróciłem się. Na łóżku leżała Di, a nad nią pochylały się zamaskowane postacie. Moi towarzysze milczeli, wiedząc, że lepiej mi nie przeszkadzać.- Było ich dwóch, jeden ją dźgnął. - Dotknąłem wgłębienia w materacu. Ostrze przeszło przez nią na wylot, musiało mieć przynajmniej dwadzieścia centymetrów, aby pozostawić taki ślad. - Podniosła się, nie zauważając drugiego napastnika. Ten uderzył ją w głowę, by straciła przytomność. Ale jest przyzwyczajona do walki o życie, nie poddała się. Nim padła, uwolniła moc. Magia ich ogłuszyła. Mogła dosyć poważnie poranić, co tłumaczy, dlaczego uciekli stąd stosunkowo dawno w porównaniu do czasu pojawienia się. Przy okazji zdemolowała pokój- skończyłem analizę wydarzeń, czując bolesne ściskanie w trzewiach. W moim sercu pojawiła się dziwna pustka, która zdawała się mnie pochłaniać. Gdy tylko wszystko przeleciało mi przed oczami, a ja wypowiedziałem swoje myśli Viri zniknęła tak samo jak napastnicy, przez co zostałem sam z Ahri i Wiktorem. Wampiry z niedowierzaniem rozglądały się po pomieszczeniu.

-To ta wiedźma, którą chciałeś przenieść?- W odpowiedzi skinąłem mu z tępym wyrazem twarzy.- Cholera, musi być całkiem dobra, skoro wyzwalając wszystkie swoje zasoby potrafi zrobić coś takiego- powiódł ręką dookoła. Zaśmiałem się gorzko.
-Nigdy nie uwolniłaby całej, bo ma świadomość, że jeśli to zrobi, straci przytomność, a to zagraża życiu. W jej wykonaniu najwięcej widziałem chyba połowę, a już wtedy była na granicy omdlenia. Myślę, iż tu wypuściła z jedną trzecią. Cała zrównałaby ten dom z ziemią. Połową prawie rozwaliła salę Rady.- Wiktor cicho zagwizdał z podziwem.
-Teraz nie dziwię się, że ktoś ją ściga.
-Może wprowadzisz nas w szczegóły?- zaproponowała wampirzyca. Opowiedziałem im z grubsza o co chodzi. Odebranie mocy, zemsta. Nie ujawniłem żadnego szczegółu z życia mojej wiedźemki ani tego co do niej czuję. Są moimi jedynymi przyjaciółmi, ale nie chcę tego zdradzać. Najpierw muszę znaleźć moje Słonko, mój sens życia, mój cały świat. I zatłuc sukinsyna, który śmiał podnieść na nią rękę. Kolejny raz.

Kilkanaście minut później staliśmy w salonie, czekając na kobietę, która w tym momencie budziła mój niepokój. Pojawiła się niemal natychmiast po wezwaniu.

-Co się dzieje? Czemu wszędzie unosi się magia? Gdzie jest Viridiana?- Zadawała pytania z prędkością karabinu maszynowego, rozglądając się.

-Została porwana- wyznałem cicho. Nigdy, przez całe- dość długie już- życie nie widziałem u niej tylu emocji co w tym jednym momencie. Rozpacz, niedowierzanie, wściekłość.

-Miałeś jej pilnować! Tylko tyle miałeś zrobić! O tyle cię prosiłam!

-Wiem i sam mam ochotę powiesić się za jaja, ale stało się. Teraz musimy ją znaleźć i wszystko będzie dobrze- starałem się przekonać, tylko nie wiedziałem- ją czy siebie?

-Nie będzie! Nic nie rozumiesz, nie wiesz kto ją zabrał, ani co może jej zrobić. Są rzeczy gorsze od śmierci. Na przykład patrzenie, jak jedna z najbliższych ci niegdyś osób torturuje oraz bestialsko morduje twoją rodzinę. To samo spotka też ją. Nawet jeśli uda nam się ją znaleźć na czas, ona się załamie tak jak kiedyś. Zamknie się w sobie, ucieknie do watahy, bo tylko ze zwierzętami nie będzie musiała rozmawiać. To nie jest ta sama dziewczyna co przed prawie dziesięcioma laty i teraz też się zmieni. Zrobi się na powrót okropnie nieufna, odsunie się ode mnie. Nie dam rady znowu jej z tego wyciągać- usiadła zrezygnowana na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nadal mocno oszołomiony tą przemową, próbowałem się uspokoić. Kucnąłem przed nią i zszokowany zauważyłem słone krople spływające w dół twarzy wiedźmy. Nigdy nie sądziłem, że zobaczę coś podobnego. Bóg właśnie deklaruje swój homoseksualizm.
-Znajdę ją i pomszczę. Obiecuję- wyciągnąłem nóż, którym naciąłem rękę.- Przysięgam na mą krew, że nie spocznę, póki jej nie odnajdę i nie sprowadzę z powrotem. Lub w razie gdybym nie zdążył, Bogowie pozwólcie mi być na czas, pomszczę ją.

-Jesteś starą istotą, wiesz, że takie umowy są wiążące. Krwi nie oszukasz.

-Wiem i właśnie dlatego to zrobiłem. Uczynię wszystko, by ją znaleźć oraz dopaść tego sukinsyna- obiecałem. I dotrzymam.

***


MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz