Rozdział 29

75 12 3
                                    


Sporo ponad 1000 słów , rozwinięcie akcji i okropny ból głowy po ślęczeniu przed ekranem komputera , ale czego się nie robi , żeby czytelnicy nie mordowali (poważnie , grozili mi tym) ?

***

Perspektywa Viridiany

Pędziłam między drzewami , a stopy same omijały zapamiętane doły i wyboje. Czułam się niesamowicie wolna. Pęd powietrza we włosach działał upajająco.

W końcu dobiegłam do celu i ukryłam na drzewie , nasłuchując. Węszyłam zapachy niesione przez wiatr. Woń mokrych od deszczu igieł sosnowych , dzikiego zwierza i co najważniejsze.... zapach domu. Nie byłam tu od czasu ich śmierci , unikałam tego miejsca jak ognia. Po lesie rozniósł się dźwięk huknięcia sowy , a po nim dwa kolejne. Zajęli pozycję. Uspokoiłam oddech , schodząc na ziemię. Minęło dziewięć lat. Obudziłam w sobie wilczy zew , krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach , pompowana przez szalejące serce. Zastrzyk adrenaliny pobudził mnie do działania. Zawyłam przeciągle. Dźwięk przepełniony był żalem i żądzą mordu. Cicho weszłam do tunelu, po czym, skradając się, ruszyłam przed siebie. Dotarłam do klapy w sklepieniu i weszłam nią do piwnicy , gdzie miotał się przerażony. Warknęłam , a on poderwał głowę.

- Mówiłam , że cię dopadnę.

Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy osoby. Zdecydowanie nie umieli walczyć w grupie , bo obijali się o siebie i przeszkadzali wzajemnie. Wykorzystując ich przepychanki, cisnęłam w jednego nożem. Prosto w szyję. Padł i zaczął dławić się krwią. Nie na jego śmierci mi zależało tylko na Maksie , więc okazałam litość i kolejne ostrze znalazło się w jego sercu , kończąc jego męki. Podczas mojego skupienia na - obecnie już - nieboszczyku pozostali dwaj stanęli z moich dwóch stron. Jeden tarasował mi przejście do drzwi , którymi po moim pojawieniu się uciekł ten pierdolony tchórz. Drugi zbliżał się z mojej prawej strony. Kiedy patrzyłam na podchodzącego mężczyznę, usłyszałam świst powietrza. Czas zwolnił. Z wilczą szybkością odskoczyłam w bok , unikając tym samym pocisku. Patrzyłam prosto w oko pistoletu. Zdawało się ze mnie drwić. Przywołałam magię i posłałam jej wiązkę w stronę strzelca. Broń posłużyła za przewodnik i po chwili wyładowanie elektryczne przeskoczyło z niego na dłoń mężczyzny. Zapalił mu się rękaw płaszcza. Wyrzucił pistolet , biegając w kółko , żeby ugasić płomień. Oczywiście nie miał szans tego zrobić. Płomień był niebieski oraz napędzany moją mocą , więc to ja mam nad nim kontrolę. Ostatni napastnik rzucił się na mnie, w locie posyłając kulę energii. Wzniosłam tarczę , ale niewystarczająco szybko. Co prawda zatrzymałam pocisk , ale poczułam jego uderzenie , aż w kościach. Cholera. Doskoczyłam do niego z boku. Próbował uciekać , lecz złapałam go za fraki , po czym skręciłam kark. Dla pewności przebiłam mu serce nożem. Człowiek zwany żywą pochodnią już dawno tarzał się po podłodze. Ugasiłam ogień , który nic a nic mu nie zrobił i skrępowałam go znalezionymi łańcuchami. Pobiegłam za Maksem. Wybiegł na polanę za domem gdzie czekała reszta zespołu. Zaczęli się do niego zbliżać zacieśniając krąg. Niektórzy mieli na sobie świeżą krew , oczy świeciły w półmroku szmaragdowym blaskiem.

- Stać! On jest mój.

Krążyliśmy wokół siebie , czekając na ruch przeciwnika. Cisnął we mnie mocą , raniąc ramię. Odwdzięczyłam się kulą ognia , przypalając mu ubranie.

- Po tych wszystkich latach , pomszczę moich najbliższych. Brata i rodziców. - Roześmiał się zimno.

- Ten chłopak nie był twoim bratem. - Skonsternowana przechyliłam głowę , cały czas wymienialiśmy ciosy magią. Przecież to niemożliwe. Mój Dimka , nie jest moim bratem? - Myśleli , że nie mogą mieć dzieci , więc go przygarnęli. Potem pojawiłaś się ty.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz