Rozdział 19

84 11 0
                                    

Perspektywa Viridiany

Pierwsze co poczułam po przebudzeniu to okropny ból głowy, dziwny ucisk w czaszce. Światło raziło nawet przez zamknięte powieki. Starałam się poruszyć, ale coś mnie krępowało, to coś było zimne i dotykało mojej skóry. Otworzyłam powoli oczy, krzywiąc się z powodu blasku żarówki. Zostałam opleciona łańcuchami oraz pozbawiona wszelkich ubrań poza bielizną. Obróciłam się lekko i zauważyłam ogromnego siniaka na żebrach oraz ranę na udzie.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kolejna piwnica. Leżałam na starej, pojedynczej pryczy z zatęchłym materacem. Nie było tu żadnych innych mebli, no bo po co? W zamian za to z sufitu zwisały łańcuchy zakończone kajdankami, a także haki. Podobne wystawały ze ściany. Spróbowałam zgromadzić wystarczającą ilość mocy, by rozerwać kajdany.

-Nie kłopocz się, w stal został wtopiony mosiądz.

Cholera. Mogę zapomnieć o większej magi. Pamiętacie jak wspominałam o metalach szkodliwych dla nadnaturalnych? No cóż, mosiądz to mój kryptonit. Blokuje magię, zależy oczywiście z jaką ilością ma się kontakt i jak silnym się jest. Myślę, że zdołam rzucić jakieś proste zaklęcie, ale nie chcę marnować energii, nie wiedząc, co mnie czeka.

-Kim jesteś?

-Twoim koszmarem- wyszedł z cienia, a ja natychmiast go poznałam. On. Oprawca moich najbliższych, a niedługo prawdopodobnie też mój. Wciąż słyszałam ich krzyki, cierpienie...

-Długo mnie szukałeś.

-Dobrze się ukryłaś, ale to nic nie zmienia, jesteś ostatnią z rodu i musisz zginąć, a wtedy ja zyskam moc i satysfakcję.

-Niech cię słońce przeklnie, sukinsynu- warknęłam, rozkoszując się zwątpieniem malującym w jego oczach. No cóż, kiedy ostatnio wypowiedziałam podobne słowa, nieświadomie go przeklęłam. Co prawda miałam wtedy 9 lat, ale się udało. Pożałuje swoich słów później, teraz muszę utrwalić sobie w głowie widok jego strachu, to pomoże mi przetrwać.

W mgnieniu oka znalazł się przy mnie, wbijając mi nóż w drugie udo.

-Takie piękne ciało- westchnął mi w szyję, podczas gdy zaciskałam zęby, aby nie krzyczeć. Nie dam mu satysfakcji.- Szkoda, że...

Nie dokończył zdania, wydobywając z siebie mimowolny krzyk. Splunęłam mu w twarz jego własną krwią.

-Rozszarpie cię kiedyś, ucho to początek!

Spoliczkował mnie z taką siłą, iż głowa odskoczyła mi na bok, zderzając się ze ścianą. Pod powiekami rozbłysło tylko po to, by ciemność mogła zakraść się w kąciki oczu.

-Zobaczymy ile czasu minie nim zaczniesz błagać mnie o litość- warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Opadłam na posłanie, zastanawiając się, jak wyjąć nóż z nogi, kiedy do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Był to młody mężczyzna o brązowych oczach oraz włosach, atletycznej budowie i zaniepokojonym wyrazie twarzy. Szarpnęłam się, gdy podszedł, warcząc przy tym na intruza.

-Spokojnie, chcę ci pomóc.

-Akurat, uważaj, bo uwierzę. Jestem więźniem, a ty klawiszem. Tacy nie pomagają.

Chwycił rękojeść noża i wyszarpnął go powoli. Wreszcie porzucił tę fałszywą maskę, uśmiechając się perfidnie.

-Teraz zdejmę łańcuchy, a ty nie będziesz się rzucać.

Skinęłam ostrożnie głową, mając zamiar go zignorować. Rozpiął kłódkę i odplótł łańcuch. Kiedy męczył się z ostatnimi ogniwami skoczyłam na niego, wyszarpując mu ostrze skąpane w mojej krwi zza paska. Chlasnęłam go nożem, rozcinając policzek, a on darł się ile sił w płucach, kiedy go biłam. W końcu do pomieszczenia wpadł postawny mężczyzna o blond włosach. Wilkołak. Instynktownie przykucnęłam. Zdziwiony patrzył na poturbowanego kompana.

-Miałeś poczekać na mnie, kretynie!

-Nie sądziłem, że jest taka silna, mogłem sam ją przepiąć.

W trakcie tej wymiany zdań wilk nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Warkot narastał w mojej piersi, wydostając się przez usta. Zdezorientowany obserwował, jak szczerzę zęby. Zaczął się zbliżać. Był duży i silny, ale po swojej stronie miałam szybkość, zwinność i nóż. Szybko go wyminęłam, robiąc zwód i dopadłam do jego kumpla. Podcięłam mu nogi hakiem, usiadłam na klacie, unieruchamiając ręce kolanami i przykładając ostrze go gardła ofiary.

-Spokojnie dziewczyno, odłóż broń...

Parsknęłam śmiechem.

-Chyba nie masz zbyt wielkich doświadczeń jako negocjator- zadrwiłam. Rzucił się na mnie, w locie obrywając nożem. Wywinęłam się, przez co wylądował na drugim chłopaku, łamiąc mu kolejne żebra. No co? Zanim przyszedł, zdążyłam trochę uszkodzić jego kolegę. Zebrałam energię i trafiłam ich kulą mocy. Przypominało to odrobinę wyładowanie elektrostatyczne tylko dużo mocniejsze. W tym momencie do pokoju wparował trzeci osobnik, mój najgorszy wróg. Zaczęliśmy walczyć. W końcu udało mu się mnie trafić zaklęciem, które cisnęło mnie do tyłu wprost w ramiona wilkołaka. Zaczęłam się szarpać lecz w tym momencie poczułam ukłucie w szyję.

-Już wiecie czemu mieliście jej to wstrzyknąć przed otworzeniem kłódki?!

-Masz szczęście, że jestem osłabiona dupku.

Pachołki spojrzeli na siebie spłoszeni. Szef zbliżył się powoli.

-Coś ty powiedziała?

-To co słyszałeś- ugryzłam wilka, przełykając te kilka kropel krwi, które zdążyłam zlizać z rany. Wyszczerzyłam zakrwawione zęby.

-Zakujcie ją w te kajdanki zanim zdąży się zregenerować. I pod żadnym pozorem nie daj się jej więcej ugryźć- warknął do wilkołaka i wyszedł. Nie wiem, co mi wstrzyknęli, ale stawiam na narkotyki i to taką dawkę, że powaliłaby słonia. Rzucili mnie otumanioną na pryczę, po czym skuli kajdankami ręce, a na nogi założyli obręcze połączone łańcuchem. Oczywiście wszystko z dodatkiem mosiądzu.

-Kiedyś was dopadnę- wymamrotałam i odleciałam.

Obudziłam się jakiś czas później, czując ukłucie w ramię. To ten wilkołak.

-Co to jest?- Nadal milczał.- No weź, stary, chociaż powiedz. Jak wilk, wilkowi.- Patrzył zdziwiony.

-Nie jesteś wilkołakiem może trochę nim pachniesz, ale nie jak pełny wilk- stwierdził z przekonaniem.

-Kiedy twój szef wymordował mi rodzinę miałam dziewięć lat, udało mi się mu uciec do lasu. Przez rok mieszkałam z watahą.

-Żyłaś z wilkami?! Tymi pierwotnymi i dzikimi? Nawet niektórym zmiennym to nie wychodzi.

-Wychowały mnie. To co, powiesz czym mnie szprycujecie?- Westchnął zrezygnowany. Właśnie tak, gadaj!

-To środek, który tymczasowo zwiększy twoją żywotność. To znaczy, że możesz wytrzymać większą dawkę leków, trucizn, tortur czy czego tam sobie jeszcze facet zamarzy. Ten środek nie pozwoli ci po prostu umrzeć przez najbliższy czas.

-Czyli w chuj dużo, cudnie.

-Dlaczego się go nie boisz- spytał zdziwiony. Zaśmiałam się gorzko.

-Straciłam zbyt wiele czasu na strach, teraz wolę nienawiść.

Facet sprawdził moje więzy i wyszedł z pokoju.

***


MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz