Rozdział 36

86 10 0
                                    

Perspektywa Viridiany

Gdy rano odzyskałam świadomość, czułam lekkie smyranie na plecach. Okazało się, że Kas głaskał moją skórę. Mruknęłam z przyjemności i wtuliłam się w niego mocniej.

- Nie chciałem cię obudzi - wymamrotał przy moim uchu.

- Nic się nie stało. To miłe- zamruczałam jak kot. Ironia,co?

-Mam do ciebie prośbę- odezwał się jakby niepewnie. Niepewnie? On nigdy nie jest niepewny.

- Właściwie to propozycje.

Zaniepokojona uniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy. W jego widziałam zdenerwowanie, natomiast w moich na pewno malowało się zdezorientowanie.

- Zamieszkasz ze mną? Wiem, że już zachowujemy się jakbyśmy to robili, ale chcę cię zabrać do siebie. Do mojego domu, do domu mojego gniazda. Chcę, by wszystkie moje wampiry widziały w tobie swoją Panią, a moją wybrankę. I wiem, iż powtarzam w kółko słowa ''moje'' i ''chcę'', ale ty jesteś moja i tego właśnie chcę. Viridiano Evans, uczynisz mi ten zaszczyt i zamieszkasz ze mną, stając się przy tym głową wampirzego gniazda? - Tęczówki pod wpływem emocji zmieniły mu kolor na oryginalną zieleń. Barwą przypominała trochę tę radioaktywną sałatkę ze stołówki, o ile jeszcze pamiętacie, jak się prezentowała.

- Z największą przyjemnością, Wampirzy Książę. Tylko mój.

- Na wieki.

__________________________________________________________________________________

Jeszcze tego samego dnia razem z Dimką wyruszyliśmy w trasę. Jechaliśmy kilka godzin, ale większą część drogi przespałam rozwalona na tylnym siedzeniu pojazdu. Obudziłam się, gdy samochód zaczął zwalniać, aż w końcu całkowicie stanął. Wyprostowałam się na siedzeniu, rozciągając mięśnie na tyle, na ile pozwalała ograniczona przestrzeń wewnątrz pojazdu. Wysiadłam, instynktownie wyostrzając zmysły oraz zbierając moc. Nigdy nie wiesz kiedy komuś postanowi odpierdolić albo co kryje się w otaczającym cię cieniu. Wciągnęłam głęboko powietrze, a moje receptory zaczęły szaleć. Wampiry. Dziesiątki, setki. Ich zapachy mieszały się ze sobą, lecz po chwili skupienia można było odróżnić wonie poszczególnych istot. Każdy miał swój własny, niepowtarzalny aromat, wydzielany prze skórę. Dzięki temu dużo łatwiej jest wytropić konkretną osobę, jeśli zna się jej zapach. Burza wymieszana z fiołkami, jabłka w karmelu z żelazistą wonią krwi, aksamit i pomarańcze skąpane w promieniach słonecznych.Niektóre połączenia mogły wydawać się dziwne, ale to właśnie zapewniało ich oryginalność, a składniki wymieszane razem dawały oszałamiające rezultaty. Każdy wampir pachniał w pewnym stopniu krwią, nosił zapach drapieżnika. Gdy krwiopijca, wilkołak lub inny zmiennokształtny wyruszał na polowanie woń drapieżcy wyostrzała się, ostrzegając ewentualne ofiary, jeśli któraś byłaby w stanie wyłapać te subtelne zmiany w powietrzu. Magów i wiedźmy odczuwałam jako burzę, wyładowanie elektryczne - im silniejsze tym większa moc istoty. Elfy, nimfy, driady... każde ze stworzeń z tej rodziny - opiekujące się przyrodą - wydaje się niezwykle delikatne, a zapach ulotny. Demony i piekielników charakteryzuje ogień oraz ozon. Za to zapach aniołów przywodzi na myśl słoneczne, gorące dni i nie ma znaczenia czy to upadły, czy dalej na łaskach Pana.

Rozejrzałam się uważnie po okolicy. Duży dom na obrzeżach jakiejś mieściny. Budynek zbudowany był z kamienia i sprawiał wrażenie bardzo starego, choć zadbanego. Nieopodal zabudowań - domu i chyba czegoś co było kiedyś stodołą - rósł gęsty las. Pomiędzy zapachy wampirów wplatała się woń listowia, igieł sosnowych, żywicy oraz czasu, który naznaczył to miejsce.

- I jak?- spytał Kastor. Miał na sobie czarne spodnie i koszule z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami. Włosy jak zwykle rozczochrane, a oczy skupione.

- Byłoby lepiej gdyby twój wampir nie skradał mi się za plecami, bo mogę stracić cierpliwość i uznać ją za zagrożenie, a wtedy niewiele z niej zostanie - stwierdziłam obojętnym tonem. Uśmiechnął się, po czym skinął na istotę ukrywającą się w gęstwinie.

- Lepiej wyjdź Mari. Z nią nie ma żartów.

Chwilę później u jego boku pojawiła się ponętna wampirzyca. Miała długie, kręcone, czarne włosy, typowo latynoską karnację. Słusznych rozmiarów piersi starały się uciec z jej dekoltu, duże, ciemne oczy wpatrywały się w niego uwodzicielsko, a zęby zaczepnie przygryzły pełną, dolną wargę. Wcale się nie zdenerwowałam. Nic a nic. Nie ruszał mnie fakt, iż kiecka kończyła jej się w miejscu gdzie plecy traciły już swoją szlachetną nazwę. Ani to, iż obcasem mogłaby kogoś przebić na wylot, gdyż był tak długi. No bo czym tu się denerwować? Zatłukę sukę.

- Viri, to jest Mari - jedna z młodszych istot w naszym gnieździe. Mari, to moja partnerka, Viridiana oraz jej brat, Dymitri.

Zmierzyła mnie kpiącym wzrokiem, jakby zastanawiając się, co takiego zrobiłam, że mnie chciał. Nie oszukujmy się, mam co najmniej dwa rozmiary mniejszy biust, mniej widoczne wcięcie w tali, a do tego miałam dobrze zaokrąglone biodra, dość wyraźnie zarysowane mięśnie oraz najważniejsze. Nie byłam nią. Potem jej wzrok przeskoczył na mojego brata. Taksowała piekielnika wzrokiem począwszy od przystojnej twarzy, poprzez widoczne z powodu obcisłej koszulki mięśnie, aż do butów i z powrotem.

- Miło poznać - powiedziała z fałszywym uśmieszkiem, który był tak przepełniony słodyczą, że aż zachciałam umyć zęby.

- Mi za to niekoniecznie. Wiem, że masz dodatkową moc i jeśli użyjesz jej na moim bracie, to oderwę ci głowę od tułowia szybciej niż zdążysz rozłożyć nogi, jasne? - Dimka wyrwany spod uroku zerknął na mnie, a potem jego wzrok pełen złości zwrócił się na wampetkę.

- Nie wiem, o czym mówisz - próbowała się wykręcić.

- Większość wampirów poza halucynogenem w kłach ma jeszcze coś, co przyciąga śmiertelników oraz inne istoty magiczne, by ułatwić polowanie. Nie działa to co prawda na wampiry, ale jak zdążyłaś już zauważyć to piekielnik. Tak więc, jeśli jeszcze raz użyjesz sztuczki z nadnaturalnym uwodzeniem będziesz błagać o śmierć. Ofiary uroku niełatwo ocucić z czaru, a często i tak jest za późno na jakikolwiek ratunek. Martwemu nie pomożesz. - Patrzyłam jej w oczy moim wzrokiem płatnego zabójcy przy okazji bawiąc się bardzo ostrym nożem ze stopu metali, który zdecydowanie jest nieprzyjemny dla nieśmiertelnego żywiącego się krwią.

- Panie? Ona mi grozi, pozwolisz na to? - zwróciła na niego maślane oczka.
Utrzymując kamienny wyraz twarzy, obserwowałam ją z pogardą. Nieśmiertelna dziwka może w całkiem niedługim czasie pożegnać się z życiem.

- Ty zaczęłaś, więc nie miej pretensji o to, że broni swoich. Traktuje nas jak swoje gniazdo, watahę, jak zwał tak zwał, a groźby i zagrożenia bierze śmiertelnie poważnie. - Wyciągnął do mnie zachęcająco dłoń, uśmiechając się przy tym promiennie. - Idziemy? - spytał mnie i Dimki. Skinęłam głową i ze zwycięskim uśmieszkiem podeszłam do niego, chwytając ramie, które mi oferował. Myślałam, że suk... to znaczy, Mari, wybuchnie ze złości. Nie mogłam sobie darować utarcia jej nosa i pocałowałam Kastora w usta. Kiedy chciałam się odsunąć przyciągnął mnie bliżej, kolejny raz muskając moje wargi. Trzeba pokazać jędzy gdzie jej miejsce. Wilkołaki są bardzo terytorialne, podobnie jak wampiry, a że jestem wilko-wampirzą wiedźmą moje poczucie własności wzrasta. I dlatego złapałam go za kark, przejeżdżając ustami po jego szyi. To akt zaufania, którego nawet najbardziej zżyte wampiry czasami nie są w stanie okazać, a tu? Proszę bardzo, uśmiech, całus i mam faceta w garści, podczas gdy ona męczyła się zapewne od dłuższego czasu.

- Oczywiście, chcę w końcu zobaczyć naszą sypialnię - dodałam prowokacyjnie. Tylko kogo chciałam sprowokować?

- Didi, błagam... ja tu dalej jestem i zaraz zwrócę te boskie naleśniki... - zerknęłam na niego.

- Naprawdę braciszku? To patrz i podziwiaj - jeszcze raz złączyłam swoje usta z wargami Kastora. Same korzyści. Zdenerwowałam wampirzycę, utarłam nosa Dymitriowi i podnieciłam swojego mężczyznę. Nowy rekord! Trzy pieczenia na jednym ogniu! Oderwałam się od niego, gdy piekielnik zaczął wydawać odgłosy towarzyszące wymiotowaniu. - Teraz możemy już iść.

***



MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz