Rozdział 24

109 10 1
                                    

Wróciłam dziś do domu , włączyłam muzykę i kubek kisielu później powstał rozdział.

Dedykacja dla @Reinn97 , która zwraca uwagę na moje błędy (jest ich multum), co bardzo pomaga

***

Perspektywa Viridiany

Obudziłam się w ramionach wampira. Nie chciałam się jeszcze podnosić, ale pęcherz miał inne plany. Po wizycie w toalecie zeszłam na dół. Byłam okropnie głodna. Miałam wrażenie, że jeśli zacznie mi burczeć w brzuchu jeszcze trochę głośniej, pobudzę krwiopijców. Błąkałam się po parterze w poszukiwaniu pomieszczenia, które było mi teraz bardzo potrzebne. W pewnym momencie wpadłam na jakiegoś wampira. Skłonił się szybko.

- Przepraszam, Lady- zachichotałam cicho.

- Jestem Vi, a nie żadna Lady, a ty to...

- Adam.- Wydawał się lekko zaskoczony taką bezpośredniością.

- Miło mi, jesteś z gniazda Wiktora?
- Tak, a Pa... ty? Nie czuć od ciebie wampira. To znaczy czuć Kastora, ale nie masz własnego zapachu...
- Może dlatego, że nie jestem krwiopijcą tylko wiedźmą. Mam do ciebie prośbę.
- Jesteś gościem mojego Pana, muszę ci służyć jak jemu. Taką wyraził wolę - powiedział poważnie.
- Na wszechobecny księżyc, nie można mniej formalnie? Nie wymagam takiej idealnej etykiety, kiedy z kimś rozmawiam. A teraz powiedz mi gdzie kuchnia, bo mam zamiar ogołocić twojego pana z jedzenia, które nie ma dopisku "Rh". - Zaśmiał się i wskazał mi drogę do pomieszczenia. Przeszukałam lodówkę, ktoś zdecydowanie musi pojechać po zakupy. Wstawiałam wodę na kawę, kiedy w pasie objęły mnie umięśnione ramiona.

- Czemu uciekłaś?- wymruczał mi do ucha, wtulając się mocniej w plecy i całując kark.

- Natura wzywała- zaśmiał się cicho.- Chcesz kawy?

- Jasne- odpowiedział, podchodząc do lodówki.- Cholera , trzeba na zakupy , nie ma nic dla ciebie.

- Wiem, ale przeżyję.

- Musisz coś zjeść, nie jadłaś tyle czasu, że w końcu mi zasłabniesz.

- Dam radę, mamy większe zmartwienia. Muszę znaleźć Maksa.- Sposępniał natychmiastowo. - Będę potrzebowała pomocy w zorganizowaniu akcji, a przynajmniej werbowaniu ludzi.

- Pomogę ci, weźmiemy kilka wampirów. Ale musimy w tej sprawie porozmawiać z resztą.

- Jasne- zalałam wrzątkiem kawę moją i wampira. Zerknęłam na niego podejrzliwie.- Kiedy ostatnio jadłeś?- Zmieszał się.

- Piłem trochę krwi, jak byłaś nieprzytomna.

- O nie, w tej chwili idziesz jeść.

- Ale Słonko, nic mi nie...

- W tył zwrot, do lodówki marsz! I nie kłóć się ze mną, bo zobaczysz, co to znaczy konfrontacja ze zdenerwowaną wilczycą z magicznymi zdolnościami.

Usłyszałam za sobą chichot. Ahri stała w drzwiach i patrzyła jak dyryguję jej panem.

- Chyba właśnie podkopałam twój autorytet krwiopijco.

- Jakoś mnie to nie boli, jeśli idzie o Ahri. Jesteśmy prawie w tym samym wieku i przyjaźnimy się od wielu, wielu lat.- Posłałam mu groźne spojrzenie żółtych, wilczych oczu. Jak miło, że już nie muszę ich ukrywać, a nawet mogę wykorzystać. Podniósł ręce w obronnym geście. - Dobra, dobra już idę.

- Nie wiem, jak ty to robisz, ale już cię lubię. Jak żyję, nie widziałam tak potulnego Kastora. - Uśmiechnęłam się lekko na te słowa. Zerknęłam na mężczyznę, który popijał krew z kubka. Jego oczy pod wpływem smaku krwi, zmieniły kolor na jadowicie zielony.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz