Rozdział 25

97 11 2
                                    


Perspektywa Kastora

Coś mnie szturchnęło w ramie. I znowu , kolejny raz. Poderwałem się do pozycji siedzącej. Viri rzucała się w pościeli na wszystkie strony. Chwilę później zaczęła krzyczeć , łzy popłynęły jej z oczu. Próbowałem ją przytrzymać , ale wyrwała mi się. Wzywałem pomocy do czasu , aż przypomniałem sobie , że pokój jest praktycznie dźwiękoszczelny. Zerwałem się , otworzyłem drzwi i wróciłem do dziewczyny , pewny , że gdy inni usłyszą krzyki , przybiegną. Złapałem ją za ramiona , przyciskając do materaca. Do pokoju jak burza wpadły wampiry. I Anastasia.

- Co ty wyprawiasz?! Co się dzieje?

- Nie wiem , coś się jej śni - popatrzyłem na dziewczynę. - Viri , kotku, obudź się - szeptałem gorączkowo. Wrzeszczała przez następne pięć minut , aż w końcu przerażona otworzyła oczy , rozglądając się nieobecnym wzrokiem po pomieszczeniu. Dotknąłem jej policzka na co podskoczyła i zwróciła twarz w moim kierunku.

- Viri? Wiesz kim jestem?

Rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem ją , kołysząc się lekko.

- To ON - wyszeptała , zachrypniętym od krzyków głosem. - Tym razem to ON , nie Kaja.

- Spokojnie. Opowiesz nam, co się stało?

Wszyscy usiedliśmy na łóżku , czekając, co powie. Chwyciła mnie za dłoń i zaczerpnęła głęboki , drżący oddech.

- Byliśmy w tej samej piwnicy co wcześniej. Znowu przybijał mnie do podłogi tylko , że tym razem się odzywał - drżała , więc z An pocieszająco ścisnęliśmy jej dłonie. Zauważyłem takie same ślady jak za pierwszym razem.

- Boli? - Skinęła lekko głową. Skaleczyłem się w palec i podsunąłem jej pod nos , bez słowa skargi zlizała krew. - Lepiej? - Kolejne skinięcie.

- Co mówił? - Spojrzała na wampiry potem na mnie , a smutek w jej oczach doprowadzał mnie do szaleństwa. Oczy pozbawione blasku , przepełnione rozpaczą.

- Powiedział , że to po części wasza wina ,  gdybyście trzymali się z dala ode mnie cierpiałabym tylko ja , a tak będziecie również wy. - Drżała na całym ciele. - Stwierdził , że niedługo się spotkamy , a im dłużej będę to odwlekać, tym mocniej będzie was boleć.

- O czym ty... - przerwała , bo z nosa popłynęła jej krew. Zerwałem się po chusteczki. Anastasja z wdzięcznością przyjęła pudełko. Vi załamana podniosła się i odeszła kawałek , obejmując się ramionami. Zatamowaliśmy krwawienie i wróciliśmy spojrzeniem do Di.

- Rano wyjadę - szepnęła. Podszedłem , stając za jej plecami. Wampiry dyskretnie się ulotniły.

- Kochanie , o czym ty mówisz?

Trzęsła się okropnie , ale nie pozwalała dotknąć. Odwróciła głowę w moją stronę , patrząc oczami pełnymi łez.

- To moja wina , będzie jeszcze gorzej , nie mogę was narażać. Za dużo dla mnie znaczycie - speszona odwróciła wzrok. - Musze się usunąć z waszego życia.

- My nigdzie się nie wybieramy - stwierdziła wiedźma. - Nie dam ci znowu odejść. Jesteś córką mojej siostry , mam tylko ciebie. Będę cię szukać. Myślę , że Kastor też łatwo nie odpuści. - Objęła ją mocno. Wyglądały razem wyjątkowo. Normalnie wyższa Vi zgarbiła ramiona i wydawała się bardzo krucha w objęciach starszej kobiety. Pochyliła się w stronę ucha Di. - Cieszę się , że go masz , kochanie - szepnęła , na co oczka Vi na chwilkę rozbłysły.

- Będzie ciężko , nie mogę czekać i patrzeć jak cierpicie.

- To nadal nasz wybór - wtrąciłem. - An ma rację , nie dam ci odejść , żeby mnie chronić. Nigdy. Jesteśmy już blisko znalezienia go , poradzimy sobie. - Podszedłem do niej i wyciągnąłem ręce. - Chodź do mnie. - Przytuliła się z westchnieniem.

- Nie chcę , żeby coś wam się stało.

- Wiem , ale my cię nie zostawimy - powiedziała. - Połóżmy się już spać , rano czeka nas dużo roboty. - Wyszła z sypialni zostawiając nas samych. Przyparłem ją własnym ciałem do ściany.

- Nie pozwolę ci tego zrobić , nie myśl o tym. Nie przeżyję bez ciebie - pogłaskałem ją po twarzy. Wziąłem głęboki oddech , przygotowując się na to co za chwilę miałem zrobić. Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. - Kocham cię , moja Viri - wyznałem. Pocałowała mnie czule. Gwałtownie dopadłem do jej ust , przesuwając dłońmi po ciele. Zaczęła całować mnie po szyi , a ja nie pozostałem jej dłużny. Mruczała zadowolona , podniecając mnie tym. Wsadziłem jej ręce pod koszulkę. Nie oponowała. Oprzytomniała trochę , kiedy podparłem się nad nią na rękach i oparła mi dłoń na klatce. Zawiedziony spojrzałem na nią.

- Nie możemy , nie mam... zabezpieczenia - zaśmiałem się cicho i odsunąłem na chwilę.

- Ale ja mam - sięgnąłem do kieszeni spodni. - Chyba , że nie chcesz , albo nie jesteś pewna - powiedziałem zerkając na nią. Uśmiechnęła się zalotnie i przyciągnęła mnie do siebie za ramiona.

- Chcę...

***


MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz