Rozdział 3

117 17 5
                                    

Perspektywa Tomka

Cholera! Już po dzwonku! Krynek znowu mnie zjedzie. Biegłem przez szkolne korytarze z plecakiem na grzbiecie. Kolejny raz spóźniłem się na godzinę wychowawczą. No co poradzę, że takie korki? To tylko dwie minuty poślizgu, ale dla staromodnego nauczyciela to cała wieczność oraz oznaka braku szacunku. Zapukałem do drzwi i wszedłem do klasy. Spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie. Jak ja tego nie lubię.

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie- wysapałem. Wychowawca popatrzył na mnie z rezygnacją i potrząsną głową. No, zaraz się zacznie.

-Dzień dobry, Tomku. Cóż takiego znów cie zatrzymało?

-Okropne korki, panie profesorze- patrzyłem na niego błagalnym wzrokiem. Tylko nie kolejna uwaga, starzy mnie zamordują.

-Nie twoja wina, siadaj na miejsce.- Że co?! Kim jesteś i co zrobiłeś z Krynkiem?! Nie powiedziałem tego, tylko szybko usiadłem w jedynej wolnej ławce. Mam 182 centymetry wzrostu i zawsze siedzę sam w ostatniej ławce. To trochę irytujące. Nauczyciel zaczął tradycyjną przemowę o dręczeniu innych uczniów oraz, że takie zachowanie jest niedopuszczalne...

Wtedy drzwi klasy otworzyły się i stanęła w nich bardzo wysoka dziewczyna, niewiele niższa ode mnie. Ubrana była w trampki, jeansy, czarną koszulkę z logo AC/DC i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Wszyscy się w nią wpatrywali, co wydawało jej się przeszkadzać. Szybko podeszła do belfra i podała mu jakąś kartkę.

-Przepraszam, ale nie mogłam znaleźć klasy.- Miała przyjemny dla ucha głos. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszyscy się w nią wpatrywali- oceniali.

-Klaso to nasza nowa uczennica - Viridiana Evans- powiedział do wszystkich.- Pochodzisz z Polski? Masz obce nazwisko i dość nietypowe imię- zapytał dziewczynę.

-Urodziłam się w Polsce, ale rodzice byli obcokrajowcami,sporo czasu spędziłam zagranicą. Tu bywałam raczej rzadko - odpowiedziała perfekcyjną polszczyzną bez śladu jakiegokolwiek akcentu. Zaraz, zaraz, byli?

-Masz u nas kogoś z rodziny? Świetnie mówisz po polsku.

-Dziękuję i nie, nie mam rodziny w Polsce. Mieszkałam w wielu miejscach i była konieczność, by nauczyć się języka.-Chyba nikt poza mną nie zauważył, że pomiędzy słowami ''nie mam rodziny'' i dodaniu nazwy kraju zrobiła nieznaczną pauzę.

-Dobrze, w takim razie wróćmy do lekcji. Usiądź proszę z Tomkiem.- Dziewczyna rozejrzała się zdezorientowana po klasie. Podniosłem rękę i pomachałem do niej. Przekrzywiła głowę, podeszła i siadła koło mnie. Była naprawdę ładna. Miała długie nogi, szczupłą sylwetkę i burzę brązowych włosów spiętych spinką w coś na kształt kucyka. Twarz przyciągała spojrzenie, choć chyba starała się ukryć urodę,nie afiszowała się z nią. Ciekawe...

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Kai

Wychowawczyni okazała się pulchną kobietą o surowym wyglądzie. Posadziła mnie w ławce z dość przystojnym chłopakiem. Niestety mocno nierozgarniętym i bezczelnym. Kiedy tylko usiadłam, zaczął mnie ordynarnie podrywać najbardziej dziwnymi tekstami jakie kiedykolwiek słyszałam, np. ''Jesteś z Alaski? Bo tam są takie laski!'' albo ''Bolało jak spadłaś z nieba?''. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać pod nosem. Chłopak uznał to za dobry znak i próbował objąć moje barki ramieniem. Skończyło się tak, że oberwał łokciem w żebra i zmiażdżyłam mu stopę obcasem. Jak miło, iż założyłam dziś szpilki.

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Viridiany

Weszłam do klasy. Wszyscy od razu się na mnie spojrzeli. Jak ja tego czasami nie cierpię. Dałam nauczycielowi zaświadczenie i skierowanie od dyrektora, i usiadłam w wyznaczonej ławce, po zadaniu standardowych pytaniach. Siedziałam z wysokim blondynem, mógł być tylko kilka centymetrów wyższy, dosłownie minimalnie. Na nosie i pod zielonymi oczami miał piegi. Całkiem ładny.

Kiedy przyszła pora na obiad, poszukałam Kai. Znalazłam ją na korytarzu przy naszych szafkach. Szukała czegoś w swojej.

-Hej, jak tam wrażenia?- zapytałam opierając się obok drzwiczek. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się ciepło.

-Radzę sobie, a ty?

-Jestem drugą najwyższą osobą w klasie, a w ławce siedzę z najwyższą. Ma na imię Tomek. A ty? Znowu tani podrywacz?- Zaśmiała się głośno, przyciągając spojrzenia osób na korytarzu.- Zgadłam?

-No jasne, zalatuje od niego wodą kolońską na kilometr. Próbował mnie macać i oberwał- tym razem to ja się roześmiałam.

-Idziemy coś zjeść?

-Ty idź, ja muszę jeszcze skoczyć do dyra- widząc moje zdezorientowane spojrzenie, wyjaśniła- muszę zanieść mu kartkę od taty.- Położyła taki nacisk na ostatnie słowo, że tylko idiota nie załapałby, że coś jest nie tak.

-Jasne, zobaczymy się później- pomachałam jej i poszłam na stołówkę. Nie wiem kto to gotował, ale w koszarach karmią lepiej. Nie to, żebym miała coś do wojskowego żarcia, bo trzeba przyznać, potrafią tam przyzwoicie karmić. Ale to tu? Stan wojenny i Światowa razem wzięte. Mięso chyba w ogóle mięsem nie było, ziemniaki miały brązowy kolor, a sałatka była tak zielona, że chyba radioaktywna- po prostu się świeciła. Kupiłam sobie batonik zbożowy i tosta, który wyglądał najlepiej z tego wszystkiego. Usiadłam przy pustym stoliku w kącie. Jadłam już batonik, kiedy podeszły do mnie trzy dziewczyny. Wiedziałam jak to wygląda, samozwańczy pępek świata czyli liderka grupy ma ''władzę'' nad pozostałymi i jest najpopularniejszą laską w szkole. Pierwsza odezwała się blondynka, średniego wzrostu o dość przeciętnej urodzie. Przywódca.

-Ty jesteś ta nowa? Ta z klasy Krynki?

-Tak, a co?

Biły od niej złe wibracje i odbierałam śladowe ilości aury. Chyba była spokrewniona z kimś nadnaturalnym, albo często się z kimś takim widywała, że pozostał ślad.

-Jestem Kinga, a to Martyna i Iga. Chodzimy do tej samej klasy.- Popatrzyła złośliwie na mój posiłek.-Odchudzasz się? To dobrze ja na twoim miejscu z taką figurą i wagą z domu bym nie wyszła.-Złośliwość rzeczy martwych, pomyślałam. Przecież ona żyje, odezwał się cichutki głosik w mojej głowie. Jak nie przestanie, to już niedługo, odparował mu drugi. Jestem popaprana.

-Jasne, a teraz spadaj, próbuje jeść, a na twój widok dostaje odruchu wymiotnego.- Wszyscy na stołówce zachichotali i uświadomiłam sobie, że nas obserwują.

-Nie masz życia w tej szkole, obiecuję ci to- warknęła gromiąc mnie wzrokiem.

-Nie składaj obietnic bez pokrycia, a teraz poważnie daj mi się nacieszyć batonem, chyba jedynie tym się nie otruję.- Salwa śmiechu przetoczyła się po sali, a trio odeszło, dumnie zadzierając podbródki.

-Ładnie sobie z nimi poradziłaś- odezwał się ktoś za mną. Odwróciłam się. To ten przystojny blondas z ławki- Tomek. - Mogę się dosiąść?

-Jasne, ale ja niedługo kończę- wskazałam na resztki batonika.

-Nic nie szkodzi- wyszczerzył się do mnie co odwzajemniłam.
___________________________________________________________________________

Krótko, zwięźle i na temat. A tak na poważnie wiem, że rozdziały są bardzo krótkie jeśli porównać je z takimi mającymi 3000 słów, ale na razie mam jedną czytelniczkę od prawie samego początku i bardzo się ciesze. Warto się pomęczyć przed ekranem i wysilić wyobraźnię jeśli mogę wywołać tym uśmiech chociaż jednej osoby.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz