Rozdział 6

101 14 1
                                    

Przytulałam się do czegoś. To coś było ciepłe i twarde. Poruszyłam się.

-Dzień dobry, Śpiąca Królewno, jak się spało?- mruknął zaspany głos. Kastor. Tylko co on robi w moim łóżku?! W sumie...nie obchodzi mnie to teraz, jest całkiem wygodny jako poduszka, a ja jestem zbyt zmęczona, aby się nad tym zastanawiać i denerwować jego obecnością. Nie powinno go tu być.

-Która godzina?- wymamrotałam w jego klatkę piersiową.

-Wczesna, prześpij się jeszcze- odszepną i zaczął delikatnie głaskać mnie po plecach. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i odpłynęłam.

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Kai

Jakiś natrętny dźwięk nie dawał mi spokoju. Zaspana podniosłam rękę i walnęłam w budzik. Nic się nie stało. Co jest do cholery?! Jeszcze raz i jeszcze. Zdenerwowana cisnęłam nim o ścianę. Alleluja! Wyłączył się!

Zwlekłam się z wyra i poszłam do łazienki. Chłodny prysznic porządnie mnie rozbudził. Zeszłam na dół.

-Kastor?- podeszłam do kanapy, a tam... Nic. Gdzie on się podziewa? Sprawdziłam w sypialni na dole. Tam też go nie było. Krew zagotowała mi się w żyłach. On może wszystko zniszczyć! Wściekła wbiegłam po schodach i wparowałam do pokoju młodej. Nie obudziło ich nawet moje wejście smoka. Vi przytulała się do niego, a on obejmował ją ramieniem. Oboje uśmiechali się przez sen. Zaskoczona zatrzymałam się na chwilę w progu. Wyglądali słodko. Gdybym nie wiedziała, że jest inaczej, wzięłabym ich za parę. Cisnęłam poduszką w głowę chłopaka.

-Wstawać! Oboje- i wyszłam.

_____________________________________________________________________________

Perspektywa Kastora

Oberwałem czymś w twarz, a po chwili usłyszałem rozkaz Kai. W jej głosie słychać było zdenerwowanie. Popatrzyłem na śpiącą obok dziewczynę. Włosy rozsypały jej się po ramionach, głowę oparła o moją klatkę, wtulając się w nią, na ustach błąkał się uśmiech. Jest śliczna, pomyślałem i od razu zganiłem się w myślach. Przestań! Nie powinieneś. I co z tego? Chcę móc tak myśleć i mówić. Westchnąłem i trąciłem ją ramieniem.

-Wstawaj, śpiochu, szkoda dnia- zachęciłem. Ta tylko mruknęła coś w odpowiedzi i naciągnęła sobie kołdrę na głowę. Zacząłem się śmiać.- No dalej, chyba nie chcesz się spóźnić.

-Chcę...daj mi spać- jęknęła. Połaskotałem ją lekko po żebrach, na co szarpnęła się i odsunęła ode mnie. Ten jej zabójczy wzrok w tym momencie spowodował tylko kolejny wybuch śmiechu.

-No chodź, wstajemy- przybliżyłem się do niej. Oparłem ręce po obu stronach jej głowy i patrzyłem na nią z góry. Uśmiechnęła się zalotnie,przesunęła dłońmi po moim torsie. Krew mi zawrzała.

-Czas na odwet- powiedziała, po czym przeprowadziła atak. Przewróciłem się na plecy, a ona usiadła na mnie, nie przestając łaskotać.

-Wygrałaś...poddaję się- wysapałem pomiędzy napadami śmiechu. Uśmiechnęła się triumfalnie, podeszła do szafy, wzięła ubrania i wyszła, zostawiając mnie samego.

MorderczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz