Upuściłam telefon na łóżko. Zniknął? Jak to możliwe?
- Haaaaaaaayleyyyyyy! Hayls? HAYL! - Usłyszałam z telefonu. Podniosłam go i przyłożyłam z powrotem do ucha.
- Jak to go nie ma?
- No nie ma go. Nie odbiera telefonu. Dom wygląda, jakby tylko otworzył drzwi, wrzucił do środka torbę, o którą się prawie zabiłem wchodząc, tak nawiasem mówiąc, i wyszedł. I co teraz?
- Daj mi jego numer, może ode mnie odbierze.
- Ok, zaraz wyślę SMS-em. Trzymaj się tam jakoś. - Kiwnęłam głową i rozłączyłam się. Zniknął. Trochę to do mnie nie dociera. Wreszcie się odnaleźliśmy. Ale nie, oczywiście, że nie, moje życie nie może dać mi wreszcie spokoju. Musi wciąż być takie... Ugh, nawet nie wiem jak to wyrazić.
Gdy otrzymałam wiadomość z numerem mojego ukochanego, od razu zadzwoniłam. I co? I oczywiście od razu włączyła się poczta głosowa.
- Więc cześć. Tęsknię. Gdzie jesteś? - zapytałam, po czym się rozłączyłam. Tylko czy oddzwoni? Nie miałam już siły na nic. Chociaż nie, przeszłabym się po mieście.
- Idziemy na spacer? - zapytałam patrząc na Lights grzebiącą przy swojej walizce. Odwróciła głowę w moją stronę.
- Oh, no jasne! - Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Zeszłyśmy z powrotem na dół, gdzie zobaczyłyśmy Johna gotującego coś w kuchni.
- Hej wujku! Tęskniłam. - powiedziałam, przytulając się do niego. Zapoznałam go z Lights, po czym poinformowałam go, że wychodzimy na spacer. Kiwnął głową mówiąc, że mamy być przed dwudziestą w domu, bo na wtedy będzie kolacja. Jako iż John zawsze był wybitnym kucharzem, to obiecałam, że się zjawimy.
Było całkiem ciepło. Skierowałam swe kroki w stronę osiedla, na którym wszystko się zaczęło. Może uda mi się przy okazji zrobić niespodziankę Jennie? Valerie kroczyła koło mnie przyglądając się miastu wokół siebie.
- Gdzie idziemy? - spytała po pięciu minutach milczenia.
- Chciałaś, żebym opowiedziała ci swoje dzieje. Więc to właśnie zrobię. - odparłam. I opowiedziałam jej o moim dzieciństwie. Potem zaczęłam o nastoletnim życiu. W momencie, gdy miałam mówić o skoku Kathryn stanęłyśmy przed blokiem. Przed tym blokiem, z którego skoczyła. Powiedziałam o tym. Skierowałyśmy się w stronę mojego dawnego mieszkania. Niczego nie komentowała. Weszłyśmy do bloku. Wystukałam odpowiedni kod na domofonie. Wciąż go nie zmienili. Ciekawe. Weszłyśmy na klatkę schodową. Odnowili wnętrze. Teraz jest tu o wiele przyjaźniej, muszę to przyznać. Ruszyłam schodami w górę. Zatrzymałam się na drugim piętrze. Moje dawne mieszkanie nr 8 widocznie już znalazło nowych lokatorów. Na jego drzwiach zobaczyłam mosiężną plakietkę z wygrawerowanym "Amanda & Jesse Lougie". Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do drzwi o numerze 7. Zapukałam. W międzyczasie miałam tylko nadzieję, że panny McDougall nie zdążyły się wyprowadzić. Niestety spotkał mnie zawód. Otworzył mi na oko czterdziestoletni, zaniedbany facet.
- A panienki to do kogo? - zapytał tonem starej babci.
- Um, szukam Jenny McDougall, wcześniej tu mieszkała i...
- Nikt taki już tu nie mieszka. I nie wiem, gdzie może być. - Zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Gdy tylko usłyszał jej imię spiął się. Czyżby miał coś za uszami? Nie ważne, zapytam później Austina o Jennę. Postanowiłam kontynuować wycieczkę, więc wyszłyśmy z bloku. Pod blokiem zobaczyłam nikogo innego jak tylko moją starą, zrzędliwą sąsiadkę, panią Smith. Gdy mnie ujrzała, wytrzeszczyła oczy i zachowywała się zupełnie, jakby zobaczyła ducha.
CZYTASZ
Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]
FanfictionCzuję się odrobinę zagubiona w tym świecie. Próbowałam hałasować, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się aż tak samotnie. Potrzebuję kogokolwiek. Przeszłam i widziałam wiele. Żyłam na dole i na górz...