II: And I know that you saw me There in the crowd I stood alone

189 16 2
                                    

 Postanowiliśmy się jeszcze przejść po Nashville, spalić pizzę, czy coś tam. Muszę przyznać przed samą sobą, że cały czas koncertu patrzyłam na Alana. Tak bardzo nie chciałam wtedy opuścić Nowego Jorku... Mogłam zostać. Czemu byłam wtedy taka słaba? Teraz już go na pewno nie odzyskam. Nie mam na to szans. Tyle dziewczyn na niego leci, nie ma opcji, żeby pamiętał o dawnej miłości z czasów liceum. Wyglądał teraz trochę poważniej, jeśli to możliwe to jeszcze przystojniej. Ale nie ukrywajmy, ja też trochę się zmieniłam. Raczej mnie nie poznał. Widziałam, że na mnie spojrzał. Wiem, że mnie widział. Stałam samotnie w całym tłumie ludzi, tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

- Hej, ziemia do panny Williams, co ty taka zamyślona? - spytał Josh. Tylko na niego spojrzałam. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć.

- Okay, chyba wolę nie wiedzieć. Koncert się podobał?

- Wciąż są fenomenalni... - odpowiedziałam. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. Wciąż. Zagrali "moją" piosenkę, "This One's For You", bez jakiejś dedykacji. Ale wciąż czułam, że ta piosenka była dla mnie.

- Byłaś już na jakimś ich koncercie? Myślałem, że to ich pierwsza trasa.

- Bo tak jest... - Nie powiedziałam nic więcej. Nie wypytywał. Szliśmy w ciszy po parku. Był to jedyny park w okolicy, oddalony tylko o jakieś pięć minut drogi od osiedla, na którym mieszkałam. To chyba najprzyjemniejsze miejsce w tym mieście. Zresztą zawsze uwielbiałam parki. Usiedliśmy na jednej z ławek przy małym jeziorze. Słońce nie zdążyło jeszcze zajść, choć było już po dziewiątej.

Siedzieliśmy w ciszy. W pewnej chwili Josh walnął się otwartą dłonią w czoło.

- Ten rudy chłopak na fotografiach w twoim pokoju to gitarzysta. A wokalista to ten bardzo wytatuowany. Znałaś ich, prawda? - powiedział. Nie odpowiedziałam. Miał racje, to oczywiste, ale nie chcę, żeby teraz się dowiadywał o mojej przeszłości. Kiedyś mu powiem, to pewne, ale jeszcze nie teraz. Siedziałam wpatrzona w czubki swoich własnych trampek. I lekko kiwnęłam głową. Nie będę kłamać, znam ich.

- Ale nic mi nie powiesz?

- Tak jakbyś zgadł.

- Williams, Williams, co ja tu z tobą mam. Dobra, mniejsza, lubię tę twoją aurę tajemniczości. To chyba to mnie najbardziej do ciebie przyciągnęło... - Spojrzałam na niego. Uśmiechał się lekko. Nasze twarze zaczęły się przybliżać. Moment! Ja nie chcę się z nim całować! Zamknęłam oczy. Coś we mnie krzyczało, żebym tego nie robiła. I nie, nie mogłam tego zrobić. Odsunęłam się od niego.

- Nie, Josh, nie.

- Co? Ale dlaczego?

- Przepraszam... Ja kogoś mam... - odpowiedziałam. W tym momencie chodnik wydawał mi się najbardziej interesującym obiektem w pobliżu, więc się w niego wpatrywałam.

- Okay... Tak myślę... Znaczy, bardzo mi się podobasz, ale...

- Tylko przyjaciele, Josh. Tylko przyjaciele. - szepnęłam. Wydaję mi się, że kiwnął głową ze zrozumieniem. Prawdopodobnie teraz stracę mojego jedynego przyjaciela...

- Rozumiem. Ale gdyby ten ktoś nie traktował cię dobrze...

- Nie sądź, że będę szukała u ciebie pocieszenia. Nie wyobrażaj sobie, że kiedykolwiek będziemy parą. Przyjaciele, nic więcej. A teraz proszę mi wybaczyć, ale już chyba sobie pójdę. - Zakończyłam, wstając z ławki. Zirytował mnie tym wszystkim. Okay, mógł powiedzieć co czuje, ale jeśli sądzi, że będę szukać u niego pocieszenia, to się myli. Zdecydowanie. Szczególnie, że straciłam kontakt z moją miłością jakieś trzy lata temu...

Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz