Epilog: Everything that's broke Leave it to the breeze

135 15 21
                                    

  Wyblakłe pomarańczowe włosy kontrastowały z czarnym płaszczem. Były jedynym kolorem, wybijały się spomiędzy czerni ubrania i puchowej bieli otoczenia pokrytego śniegiem. Dziewczyna, która stała nad świeżym grobem nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat, może około trzydziestu, ale smutek i cierpienie tak zmieniały jej twarz, że wydawała się o wiele starsza. Wydawało się, że sama stała na granicy życia i śmierci i bliżej jej było na drugą stronę.

- Straciłam zbyt dużo. Najpierw straciłam Kath. Potem mamę. Potem z mojej winy zginął Josh, potem Matt, Beau i Elliott. Następnie Ash, Cody, Jared, Austin, Eric, Loic, Ryan i nawet biedna, niewinna Lights. Dallon wylądował na wózku inwalidzkim, a Brendon stracił rękę. A teraz ty. Byłeś światłem mojego życia. Kochałam cię przez wszystkie te lata. Dzisiaj byłaby dziesiąta rocznica naszego spotkania, wiesz? Przeżyliśmy o pięć lat więcej niż oni wszyscy. Ale wiesz co? Ja nie zamierzam żyć już ani chwili dłużej. Ale stwierdziłam, że to całe zabijanie się jest przereklamowane. Chyba znów sobie odpuszczę. Już nic nie trzyma mnie w tym mieście. W zasadzie to nic nie trzyma mnie na tym świecie. Tydzień temu byłam odwiedzić Tylera. Zgadnij co? On też się zabił. Naprawę nie mam już nikogo. Zabijanie się jest przereklamowane, ale wiesz co? Tym razem mnie to nie obchodzi i to zrobię.

Dopiero godzinę później ktoś zauważył, że obok świeżego grobu leży nieruchoma postać w czarnym płaszczu. Dopiero wtedy zobaczono czerwoną plamę na śniegu.

Wreszcie to zrobiła. Po dziesięciu latach walk ze sobą przegrała. Poddała się. I zakończyła to tak, jak kiedyś planowała. Obok ciała znaleziono srebrną, błyszczącą żyletkę.

Na jej pogrzebie nie pojawił się nikt.







A/N: Ktoś się spodziewał, że tak zakończę? Jeżeli ktoś mnie za to nienawidzi, to winą obarczam Jamesa Bay'a. To wszystko wina jego piosenek. No i trochę tego, że nienawidzę szczęśliwych zaskoczeń, więc ich nie piszę.

Teraz czas na "napisy końcowe", prawda?

Więc dziękuję każdemu, kto to czyta. To opowiadanie wiele dla mnie znaczy, było swojego rodzaju terapią, mogłam się tu wyżalić i pozbyć negatywnych emocji.

Dziękuję moim codziennym inspiracją, szczególnie mojemu drogiemu Watsonowi, doskonale wiesz, że bez ciebie to opowiadanie zatrzymałoby się na trzecim rozdziale i nic więcej już bym pewnie nie wymyśliła. Jesteś kochana, jesteś moją inspiracją i muzą. Jesteś najcudowniejsza i nie daj nikomu wmówić sobie, że tak nie jest.

Karolowi, za dzielenie mojej szajby i zachwycanie się aniołami o wątpliwej moralności <3

I specjalna dedykacja tego wszystkiego dla tych, którzy komentowali, gwiazdkowali i dawali mi tym siłę, żeby kontynuować opowiadanie, w szczególności dla (kolejność przypadkowa): luvmyflo, Twenty_Chemical_Days, opsmyhayley, EmoLemonDeppheadDad, mnnesotagirll, hi_hoodie i wellnothinginhere .Jesteście wspaniali i gdyby nie wy to to całe opowiadanie prawdopodobnie by nie powstało bo nie miałabym dla kogo pisać.


Dziękuję wszystkim jeszcze raz i mam nadzieję, że każdy kto tu kiedykolwiek zajrzy zostawi po sobie jakąś gwiazdkę albo komentarz :-D


Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz