Mają Lights. I Beau. O w mordę jeża.
- Zechcesz nam pomóc? Ash Costello, tak przy okazji. - Podała mi rękę.
- A dowiem się czegoś więcej?
- Tak, zdecydowanie. Pakuj walizkę. Lights też. Zamieszkacie w kwaterze głównej. - Pobiegłam więc na górę i zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Dopiero co się wypakowałam, już musiałam się pakować. Zeszłam na dół z dwoma walizkami po to, aby zobaczyć Ash odpowiadającą Johnowi i Joy na pytania o to, co to wszystko ma znaczyć. Pożegnałam się z nimi i Mliesem i wyszłam z domu razem z Ashley, bo założyłam, że to jej pełne imię, tachając walizki. Władowałyśmy je na tylne siedzenia czarnego vana, po czym zasiadłyśmy na przednich, Ash jako kierowca, ja obok niej.
- Okay, gdzie mnie zabierasz? - spytałam.
- Do tajnej bazy. Nie mogę ci powiedzieć, gdzie się znajduje, bo to ściśle tajne, ale wejście jest niedaleko szczątków World Trade Center. - To było wszystko, czego dowiedziałam się podczas jazdy. Ash poinformowała mnie jeszcze, że więcej dowiem się, gdy dotrzemy już do bazy. Zawiązała mi oczy, gdy już zbliżałyśmy się do WTC, bo nie byłam uprawniona do tego, aby widzieć wejście do... no właśnie, nawet nie wiem, jak nazywa się ta organizacja. Z drugiej strony mogli mnie porwać i nie chcieli, abym znała drogę ucieczki. Okay, ale mam nadzieję, że jednak tego nie zrobili.
Kolorowowłosa zaparkowała w jakimś podziemnym parkingu, po czym obie wysiadłyśmy. Skierowałyśmy się w stronę jakiś ogromnych drzwi. Ochroniarz, który stał przy nich wydawał mi się znajomy. Czy to nie ten sam ochroniarz, który wtedy nie chciał mnie wpuścić do klubu...?
- Stać. Powiedz mu to i opowiedz, co poprzedziło. - Zatrzymał nas, swe słowa kierując do Ash. Najpierw wydawało mi się, że to jakiś kompletny bełkot, ale zaraz potem pojęłam, że to tajne hasło, na które kolorowowłosa musi odpowiedzieć. Potem ogarnęłam nawet, że to cytat z "Hamleta".
- Reszta jest milczeniem. - odpowiedziałyśmy zarówno ja jak i Ash.
- Skąd znasz hasło? - spytała Ashley wyraźnie zdziwiona, gdy już weszłyśmy do środka i szłyśmy jakimś wyłożonym blachami korytarzem.
- Czytało się kiedyś "Hamleta". Mam lepsze pytanie: Dlaczego macie takie łatwe hasło?
- O tym również wkrótce się przekonasz. I trzeba je będzie zmienić, skoro uważasz, że jest aż takie łatwe. - Weszłyśmy do obszernej sali na końcu korytarza. Pokój był mały i znajdowała się w nim tylko jedna osoba. Postać, najprawdopodobniej chłopak, siedziała do nas plecami na skórzanym fotelu obrotowym i pisała coś szybko na klawiaturze. Widziałam tylko czubek jego głowy i ciemnobrązowe, krótko ścięte włosy.
- Panie Fran... - zaczęła Ash, ale on odwrócił się niezwykle szybko i jej przerwał.
- Przecież widzę, Ash. I ile razy mam jeszcze powtarzać, że nie jestem żadnym panem, więcej, że jestem od ciebie młodszy, a ty traktujesz mnie jakbym był nie wiadomo kim. Hej Hals! - Tu zwrócił się do mnie. Nie wierzyłam własnym oczom, najpierw byłam zdziwiona, potem zaczęłam się śmiać. Siedział przede mną nie kto inny jak tylko Josh Franceschi.
- Hej Joshie. Widzę, że się ustatkowałeś. - odpowiedziałam. Uśmiechnął się.
- No, w pewnym sensie.
- Oli też tu jest? Bo byłby ciekawym...
- Nie, zerwaliśmy. Twoja przyjaciółka, Hannah Snowdon mi go odbiła.
- Oh, przepraszam. Już ja się z nią policzę...
- Nie musisz nic robić, przynajmniej są szczęśliwi, poza tym nie byliśmy już dobrą parą. Tak mniej więcej od twojego wyjazdu się nie dogadywaliśmy. - Wzruszył ramionami i wstał.
- Przepraszam...
- Oj, zostaw już to. Jesteś tu w innej sprawie. W dużo ważniejszej sprawie niż nastoletnia miłość dodam jeszcze. Ashley, zostań, oprowadzisz ją potem po ośrodku i przybliżysz jej historię organizacji, okay? - Kolorowowłosa kiwnęła na to głową. Josh usiadł sobie na ziemi, usiadłam koło niego, Ash również.
- No okay, nie ma tu jakiś cudownych warunków, mniejsza o to. Więc nasz agent Beau Bokan i twoja przyjaciółka, Lights zostali porwani. Przez gang Sylvii. Tak, otóż tworzą oni cały gang narkotykowy, z którym aktualnie walczymy. I oto pojawiasz się ty, ich aktualnie główny cel. Więc będziesz tutaj pod naszą ochroną. I uprzedzając pytanie, które pewnie zaraz zadasz: tak, będziesz mogła uczestniczyć w misjach. Pytania?
- Poznam wreszcie nazwę tej organizacji?
- Jasne. Organizacja Felernie Elokwentych Laktozoodpornych Imigrantów Angielskich. W skrócie Ofelia. Nie pytaj, byłem pijany, a nazwa została.
- Okay... Chyba tyle.
- Dobra, pierdolnę ci jeszcze mowę motywacyjną. A może antymotywacyjną. W każdym razie słuchaj: Tym razem nic nie będzie proste. Wiem, że próbowałaś uciec przed poprzednim życiem. Przed całym Nowym Jorkiem. Że byłaś zraniona. Ale czas wyjść z ukrycia. Odzyskać utraconą miłość. Odzyskać wszystko, co kochałaś. To może przerosnąć twoje siły. Więc jak, dołączasz do nas? Pomożesz zniszczyć Sylvię i resztę gangu?
- Tak.
- W takim razie oficjalnie oddelegowuję cię do twojego pokoju. Ashley, weź ją oprowadź.
- Dasz mi znać, jak będę potrzebna?
- No raczej, myślisz, że po co ty tu? - spytał. I tym samym zakończyliśmy konwersację.
Ashley oprowadziła mnie następnie po całej organizacji. Zostałyśmy w moim nowym pokoju. Był mały, miał nie pomalowane ściany, miejscami pęknięte, ale wszystko tutaj było takie, bo to w końcu organizacja podziemna i nikt o tym nie wie, więc nikt nie wspomoże finansowo. Wrzuciłam tam rzeczy moje i Lights, po czym usiadłyśmy obie na dywanie w pokoju.
- Dobra, czas na tę historię. Około dwóch lat temu poznałam Josha. Było to akurat po tym, jak zerwał z Oliverem. Ogólnie byłam wtedy bardzo wesołą i szczęśliwą dwudziestotrzylatką z lekko przerażającym innych, ale nie mnie chłopakiem. Miał na imię Chris. Wkrótce pojawiła się Sylvia. Ściągnęła Chrisa na swoją drogę, ćpali tyle ile mogli, nie potrafiłam nic zrobić. Potem się zaćpał. A ja i Josh, który wtedy został moim przyjacielem, postanowiliśmy wziąć odwet na Sylvii. Zwerbowaliśmy jeszcze innych, między innymi stary zespół Josha, You Me At Six i Beau i Erica, których już poznałaś. Po pewnym czasie przyłączyli się jeszcze inni, Josh przejął dowództwo. I znaleźliśmy to miejsce. Od tego czasu walczymy z tym gangiem narkotykowym, z którym policja sobie nie radzi. Tylko że policjanci sądzą, że też jesteśmy gangiem, tylko z nimi konkurujemy i dlatego chcemy ich zguby. A jako iż nie potrafimy udowodnić, że jest inaczej, musimy się ukrywać. - Wow. Historia ciekawa.
Był środek nocy, kiedy kładłam się spać, kompletnie zmęczona wrażeniami dnia.
Obudził mnie Eric, wpadając do mojego pokoju i drąc się, że mam dzisiaj pierwszy trening, więc, że mam się ubrać w coś wygodnego i łaskawie ruszyć swe szanowne cztery litery na salę ćwiczeń. Ku mojemu własnemu zdziwieniu, zebrałam się bardzo szybko i po piętnastu minutach słuchałam już poleceń gościa, który zarządzał testami na wytrzymałość, szybkość i tak dalej, które miałam przejść. I tu mamy problem, bo nigdy specjalnie wysportowana nie byłam.

CZYTASZ
Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]
FanficCzuję się odrobinę zagubiona w tym świecie. Próbowałam hałasować, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się aż tak samotnie. Potrzebuję kogokolwiek. Przeszłam i widziałam wiele. Żyłam na dole i na górz...