*"przyjaciel śmierci" po baskijsku, narkotyk wymyślony na potrzeby opowiadania
** "śmierć wewnętrzna" również po baskijsku, kolejny narkotyk wymyślony na potrzeby opowiadania
Rozparłam się wygodnie na skórzanej kanapie stojącej w kwaterze głównej Ofelii. Obok mnie siedział Brendon i Matt, właśnie wróciliśmy z misji do tajnego rządowego laboratorium. Właściwie to nam się udało, skradliśmy nawet formułę na antidotum na narkotyk, którym Sylvia faszerowała Alana. Kiedy przekraczałam wejście do tajnej bazy, promieniowałam radością i szczęściem, ale już tak nie było. Dowiedzieliśmy się co stało się z Hayley. Aktualnie czekaliśmy w ciszy na powrót Ash i chłopaków ze szpitala, wciąż ściskałam w dłoni teczkę z sekretnym antidotum na równie sekretny narkotyk. Dallon przynajmniej będzie mógł odciąć się od ponurych myśli pracując, przemknęło mi przez myśl, gdy wpatrywałam się bezmyślnie w ową teczkę.
Spędziliśmy około pół godziny czekając, potem pojawili się Eric i Elliott. Bez Ashley, powiedzieli, że ona została i rozmawia z Hayley. Okazało się, że straciła pamięć. To oznacza, że nawet nie wiedziała, kim ja jestem. Nie pamiętała o swojej miłości do Alana. Przeraziło mnie to, ale jednocześnie cieszyłam się, że przeżyła. Nie wiem co bym zrobiła ze swoim życiem, gdyby umarła. Najprawdopodobniej szukałabym zemsty na Sylvii, ale potem... nie mam pojęcia. Chciałam do niej pojechać, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogę. Najpierw trzeba załatwić wszystko w bazie, poza tym Ash jest z nią, a lepiej nie zwracać na nią zbytniej uwagi większą ilością osób. Ale z drugiej strony dzisiaj są jej urodziny, powinnam być przy niej, złożyć jej życzenia...
- Lightsy, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Beau pstryknął kilka razy palcami przed moimi oczami.
- Tak. Nie... Przepraszam Beau, zamyśliłam się. Boję się o Hayl...
- Ja też, ale to nie ona jest teraz naszym priorytetem, doskonale o tym wiesz. Musimy przekazać to - Wziął ode mnie teczkę - Dallonowi i postarać się jakoś uratować Alana. Potem musimy zemścić się na Sylvii za wszystkie jej zbrodnie. Hayl naprawdę nie jest ważniejsza od życia tych wszystkich ludzi.
- Dla mnie jest. - szepnęłam pod nosem. - To moja przyjaciółka, najlepsza. Powinnam teraz przy niej być, bo ona była przy mnie, gdy moje życie przestało się układać. - Spojrzałam na niego hardo. Wyglądał na zadziwionego buntem z mojej strony.
- Właściwie to możesz iść. Ale postaraj się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi i zadzwoń, jak będziesz wracać. Chyba że zostajesz na noc w szpitalu, wtedy też zadzwoń. - Udzielił mi pozwolenia Eric. Beau spojrzał na niego z miną pt."Serio, stary?" - Tak, Beau, poważnie. Mamy Elliotta i Cody'ego, Matt zaraz pojedzie po Loica, Lights nie jest w tym momencie aż tak potrzebna. O, wiem, zadzwoń po Austina, jestem pewien, że on również chce się zobaczyć z panną Williams. - Znów zwrócił się do mnie.
Więc zadzwoniłam. Wysoki wokalista przyjechał po mnie jakieś dziesięć minut później, w szpitalu byliśmy po kolejnym kwadransie. Porozmawiałam ze znużoną recepcjonistką, która po pięciu minutach dręczenia jej pozwoliła mi iść do Williamsówny.
Przy łóżku dziewczyny o niebieskawych włosach zastałam Ashley. Sama niebieskowłosa wyglądała, jakby płakała. Postanowiłam to zmienić.
- Wszystkiego najlepszego Hayley! - wykrzyknęłam, stając w progu i podbiegłam do drobnej osóbki leżącej na łóżku.
- Dziękuję bardzo. Um... Lights?
- Tak, to ja! Jak się czujesz?
- Nie najgorzej. Poza tym, że niczego nie pamiętam oczywiście. Austin! - wydała z siebie okrzyk radości widząc wytatuowanego mężczyznę, stojącego za mną.
CZYTASZ
Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]
ФанфикCzuję się odrobinę zagubiona w tym świecie. Próbowałam hałasować, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się aż tak samotnie. Potrzebuję kogokolwiek. Przeszłam i widziałam wiele. Żyłam na dole i na górz...