- Nafaszerowała go narkotykami. Nie mamy pojęcia czym. Nie będzie łatwo tego odwrócić, może już na zawsze pozostać taki... zmieniony? Poza tym raczej się jej jeszcze nie znudził, więc będzie robiła wszystko, aby go odzyskać. - dodał. Kiwnęłam głową, zrozumiałam, to wszystko nic nam nie dało. Po raz kolejny załamałam się nad własną głupotą. Mogłam tam nie iść, nic by się nie stało, mogłam zmienić numer, wtedy też nic by się nie stało. Ugh, byłam zirytowana własną niemocą, bo nie mogłam nawet wrócić do bazy, żeby zobaczyć Alana, nie mogłam zrobić nic, żeby pomóc w uwolnieniu przyjaciół, byłam przykuta do tego cholernego łóżka, ze świeżo przeszczepionymi płucami i to jeszcze płucami jakiegoś narkomana, który dawał sobie w żyłę. Dobrze, że chociaż nie palił, bo narządy były w miarę dobrym stanie. Zawsze lepszym niż moje, całe popękane i zalane krwią, przez tę dziwną truciznę. Nie mam pojęcia, dlaczego ona nie zniszczyła mi żołądka, tylko płuca, to był jakiś ewenement, lekarze wciąż nie wiedzieli co to była za substancja.
Brendon poinformował nas również o tym, że policja zgarnęła Loica na przesłuchanie, ale chłopak wciąż jest w szpitalu, bo jego stan jest nie najlepszy, z tego prostego powodu, że stracił naprawdę dużo krwi.
*Ash*
- Czy wam naprawdę nie nudzi się to zadawanie w kółko tych samych pytań? - spytałam funkcjonariusza, który świecił mi lampą po twarzy. Trwało kolejne przesłuchanie w areszcie, wciąż nie wiem, po co im to, dlaczego nie trafimy do jakiegoś sądu, czy coś, czemu nas nie posadzą. Mieliśmy oczywiście wieści z zewnątrz, Ryanowi udało się nawet udowodnić niewinność tego tam byłego Hayley. Od pojmania nas minęły trzy dni, codziennie każdego z nas przesłuchiwali, tak jakbyśmy mogli powiedzieć coś nowego i mądrego. Dodatkowo dzisiaj przepytywał mnie wyjątkowo nierozgarnięty policjant, który chyba nawet nie za bardzo wiedział, w jakiej sprawie mnie przesłuchuje. W każdym razie zadawał pytania kompletnie od czapy.
- Dobrze, nieważne. Teraz porozmawia z panią nasz psycholog. - stwierdził po chwili i wyszedł. Na salę natychmiast weszła pulchna kobieta, na oko trzydzieści lat o kasztanowych włosach, w białym kitlu.
- Adele Adkins, dawny spec od niedoszłych samobójców, obecny psycholog sądowy. Spróbuję wyjaśnić twoje zachowanie i poznam twoje motywy, nie masz się czego bać. Tylko proszę cię, nic przede mną nie ukrywaj. - Zaczęła kobieta. Spojrzałam na nią jak na kosmitkę.
- Oh, no ależ oczywiście pani wróżko. - rzuciłam mimochodem. Nie podobało mi się to, ale żeby udowodnić, że nie jestem aż tak winna, jak sądzą musiałam być posłuszna i zgadzać się na wszystkie kroki policji, choćby wydawały mi się najgłupsze i najbardziej absurdalne.
- Dobrze, najpierw rozbierzemy twoją zbrodnię na części pierwsze... - I tak zaczęła dokonywać analizy wszystkich moich ruchów i gestów i tłumaczyć mi co to znaczy. Dowiedziałam się, że to iż noszę pistolet w tylnej kieszeni spodni oznacza, że jestem impulsywna i ostrożna. Czy to się przypadkiem nie wyklucza? W każdym razie po analizie zaczęła mnie wypytywać o przeszłość. Nie odezwałam się ani słówkiem, nie uważam, żeby poznanie moich dziejów jakkolwiek mogło pomóc w wypuszczeniu mnie z więzienia. Chyba tylko by to wszystko pogorszyło.
Godzinę później mnie wypuściła i zajęła się Beau. Na resztę naszej wesołej kompanii przyszedł czas po niezwykle ekskluzywnym posiłku zaserwowanym nam przez jednego z pączkożerców. Wolę nawet nie wiedzieć co to było, ale byłam wystarczająco głodna, żeby przełknąć mydliny, więc zjadłam grzecznie moją porcję.
- Czego chcieli dzisiaj? - spytał Cody, gdy Eric został wyciągnięty na przesłuchanie.
- Analiza psychoemocjonalna twoich zachowań. - odpowiedziałam. Tak, doskonale wiedziałam, co to było, przed poznaniem Christiana interesowałam się psychologią.
- Nic ci nie zrobili? - Zadał kolejne pytanie. Patrzył na mnie z troską, co zdarzało mu się coraz częściej od śmierci Josha, martwił się o mnie. To słodkie...
- Nie, no co ty, wymigiwałam się od odpowiedzi na te wszystkie pytania. - odparłam, wzruszając ramionami, nie przejmowałam się zbytnio panią psycholog. Naszą rozmowę przerwał policjant, informując, że jakiś człowiek chce się ze mną pilnie widzieć.
Gdy dotarłam do sali rozmów, która wyglądała jak w każdym porządnym amerykańskim więzieniu, choć to był tylko areszt, zobaczyłam kędzierzawą głowę Ryana Rossa za taflą szkła. Podeszłam do stanowiska, gdzie siedział i podniosłam słuchawkę, on uczynił to samo.
- Hayley się obudziła! - Zaczął rozmowę, szczerząc się w moim kierunku.
- O, wow, to świetnie! - odpowiedziałam. Jeden kłopot z głowy, przynajmniej żyje, ale jak mnie wypuszczą, to ją chyba zamorduję za tą jej lekkomyślność.
- Ale żyje tylko dzięki Chrisowi. Tak, temu Chrisowi, twojemu Chrisowi, Cerulli, który oficjalnie już zmienił nazwisko na Motionless, a właściwie to oficjalnie leży już sześć stóp pod ziemią i nie oficjalnie również, bo zginął w ostatniej potyczce, raniąc przy tym Loica. - Na jego słowa zachłysnęłam się powietrzem. Uratował ją?
- Jak? - Zdołałam z siebie wykrztusić. Byłam pewna, że Chris to ten zły, poddany Sylvii, nie mógłby uratować kogoś, czyjej śmierci żądała jego pani!
- Przez tą trucizną wysiadły jej płuca. A on przed swoją śmiercią powiedział lekarzom, że jeżeli i tu będzie cytat z Chrisa podany Brenowi przez lekarza...
- Streszczaj się. - syknęłam zirytowana powolnością przekazywania informacji. Byłam całą spięta przez to, co uczynił mój dawny ukochany, w którym na koniec życia najwidoczniej ukazała się dobroć.
- No dobra, dobra, wyluzuj trochę...
- Jak mam wyluzować? Siedzę w pieprzonym areszcie za to, że ścigam jebanych narkomanów! - wydarłam się na niego. Byłam wściekła i zirytowana każdym aspektem obecnej sytuacji i miałam wielką ochotę po prostu zrezygnować z organizacji i wyjechać do Meksyku, zacząć nowe życie, mutować dziobaki w piwnicy hotelu...
- Dobra, przepraszam, ale uspokój się trochę Ashley. Wdech, wydech... mogę mówić dalej?
- Tak, jasne, już po prostu zaczynam wariować z tymi policjantami. - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech. Kątem oka spojrzałam na niezbyt zainteresowaną rozmową policjantkę, która to miała mnie pilnować, gdy tu siedziałam.
- Powiedział, że jeśliby tamta niebieskowłosa dziewczyna albo postrzelony chłopak potrzebowali jakichś organów, które on mógłby dać, to niech biorą. - Wreszcie dokończył. Wpatrywałam się w szybę, która stała przede mną i starałam się zrozumieć, dlaczego to zrobił. Jedynym logicznym argumentem na jego postępowanie wydawało mi się to, że tak naprawdę zawsze był dobry, tylko skrywał tę dobroć i dopiero teraz dał jej się ukazać.
CZYTASZ
Fairly Local II: We're On Borrowed Time [ZAKOŃCZONE]
FanficCzuję się odrobinę zagubiona w tym świecie. Próbowałam hałasować, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się aż tak samotnie. Potrzebuję kogokolwiek. Przeszłam i widziałam wiele. Żyłam na dole i na górz...