Zawsze byłam osobą śmiałą. Podobno byłam piękna. Ktoś mi mówił, że mogłabym podniecić niejednego. Uśmiechałam się wtedy niczym Mona Lisa. Myślałam, że w końcu taki mam zawód. Domyślasz się już kim byłam? Co robiłam? Żadna praca nie hańbi. Naprawdę. Byłam prostytutką, panną lekkich obyczajów, dziwką, ladacznicą czy jak tam to nazwiesz.
Każdy sposób jest dobry, żeby przeżyć. Natura obdarzyła mnie jak trzeba, więc wykorzystywałam to. Zaczęło się kiedy miałam piętnaście lat. Powinnam opisać, jak to się stało, co mnie do tego skłoniło i inne tego typu bzdury. Tyle, że to nie jest ważne. Na pewno niepotrzebne tej historii. Nie mam tyle czasu. Umieram. Czuję to i jakoś mi nie przeszkadza.
Wracając do wątku.. Miałam piętnaście lat, długie, grube, falowane, brązowe włosy, kontrastujące z nimi niebieskie oczy, miseczkę C i wielu adoratorów. Wychowywali mnie dziadkowie. Podobno byłam szczupła, jednak patrząc na siebie teraz nie uważam bym wtedy z wagą czterdzieści trzy kilo przy wzroście, jeśli dobrze pamiętam, metr sześćdziesiąt pięć, mogła uważać się za szczupłą.
Wtedy zaczęłam się sprzedawać. Odkładałam pieniądze na wakacje, cygara i późniejsze życie. Dziadkom mówiłam, że trochę kelneruję. Już mnie potępiasz? Miło, ale pamiętaj, że o zmarłych nie powinno się źle myśleć. Jeśli to czytasz jestem martwa oczywiście. I nie myśl, że obchodzi mnie twoja opinia. Mam ją w głębokim poważaniu szczerze mówiąc. Chyba znów za bardzo odbiegam od tematu.
Tak więc przez kilka lat nawet nieźle mi się powodziło. Nawet podobała mi się ta praca. Sposób, w jaki ci, zazwyczaj starsi mężczyźni patrzyli na mnie. Zdawało mi się, że mam nad nimi jakąś władzę. Byli jak zwierzęta. Nieokiełznani. Niektórzy, fizycznie, nawet mi się podobali. Poza pracą nie spotykałam się z nikim.
Nawet nie chciałam. Związki.. Ograniczenia.. Widziałam jak ludzie cierpią z powodu porzucenia czy zdrady, przychodzili do mnie. Nie chciałam być taka. Lubiłam jednak ich obserwować. Dużo o nich wiedziałam. Podczas pieszczot szeptali swoje historie. Słuchałam cierpliwie. Uwielbiałam słuchać.
Naprawdę myślałam, że dzięki temu się uczę.. Jak bardzo się myliłam. Życia nie da nauczyć się z opowieści. To trzeba przeżyć, wyciągać wnioski.
Żyłam tak sobie. Zarabiałam swoim ciałem, często wyjeżdżałam, było mnie stać na dość drogie rzeczy..
Zmienił to jeden z klientów. Miałam wtedy dwadzieścia jeden lat.
Nie chciał seksu. Tylko rozmowy. To było wręcz śmieszne.. Przyjść do prostytutki rozmawiać.
Jednak zapłacił i rozmawialiśmy. Był niewiele starszy ode mnie.
Nie miał nikogo. Żył aną. Opowiedział mi o tym. Zapytał, czy nigdy nie przeszła mi przez głowę myśl, o tym, że nienawidzę swojego ciała i tego, co robię. Myślałam, o tym często. Bardzo często. Opowiedział mi o motylkach, pro-anie. Zaczął w wieku piętnastu lat. W tym samym wieku zostałam dziwką. Dopiero wtedy zobaczyłam jak przeraźliwie jest chudy. Wystawały mu kości. To było.. piękne. W porównaniu do niego byłam niesamowicie gruba. Natychmiast zapragnęłam tej chudości. Przez następne dni nad tym myślałam, bałam się, że przez to, jak jestem gruba stracę klientów. Zaczęłam mniej jeść. Szperałam w necie o anie. Diety, wymiary, wszystko. Miałam metr siedemdziesiąt i ważyłam pięćdziesiąt sześć kilogramów. Byłam gruba. Strasznie gruba. Odstawiłam moje ulubione słodycze i zaczęłam ćwiczyć. Robiłam się szczuplejsza. Wolno, ale zawsze.
Klientów coraz mniej.. W końcu byłam gruba. Nie przyszło mi do głowy, że zawsze biorą się za najmłodsze.
W końcu przeszłam na głodówki. Ssanie w żołądku było cudownym uczuciem. Przybliżało mnie do bycia prawdziwym motylkiem. Zaczęłam nosić czerwoną bransoletkę. Nasz symbol. Ana stała się moim Bogiem. Modliłam się do niej. Ana jedyną przyjaciółką. Przepraszałam, za każdy kęs i wszystkie minuty slędzone na czymś innym niż spalanie kalorii. Widząc wystające kości prawiłam sobie komplementy.
W końcu nie przychodził już nikt. Nie zarabiałam. Brzydziłam się dawną pracą. Nie byłam dość szczupła. Lidzie oglądali mnie grubą.
Tylko ty mnie rozumiesz, moja Ano. Tylko dla ciebie mogłam żyć.
Ilość jedzenia malała a ćwiczeń coraz więcej. Kochałam tylko anę.
Przez jakiś czas mieszkałam na ulicy, później w przytułku.
Byłam w ciąży.. poroniłam.
Płakałam. Załamałam się. Skoczyłam z mostu. Uratowali mnie. Znów przepraszałam anę.
Miałam dwadzieścia dwa lata, ważyłam czterdzieści kilo. Nadal zbyt dużo.
Moje BMI wynosiło nieco ponad 13.
Jeszcze nie byłam dość chuda.
Ćpałam.
Chudłam.
Nie jadłam.
Znowu się sprzedawałam.
Drugi raz zaszłam w ciążę. Urodziłam mając dwadzieścia trzy lata.
Urodziłam dziewczynkę. Miała śliczne, kręcone, blond włoski i niebieskie oczka, cerę rumianą. Była pulchna. Zbyt pulchna. Odmawiałam jej tylu posiłków, żeby wyglądała szczuplej. Miała wadę serca. Nazwałam ją Magdalena. Pasowało do mojego, Maria.
Umarła. Straciłam kolejne dziecko.
Umarła po trzech dniach.
Cierpiałam. Nie jadłam. Pierwszy raz spróbowałam hery. Było dobrze.
Bardzo dobrze.
Po dragach chudłam.
Usłyszałam od kogoś, że jestem kopią kościotrupa i byłam z siebie dumna.
Rok później znowu szpital. Mówią o załamaniu. Chcą mnie dokarmiać. Nie dam się. Nie mogę ćpać, muszę jeść. Nie pasuje mi ten układ.
Nie teraz, kiedy ważę trzydzieści cztery kilogramy.
Zaszłam tak daleko.
Siedzę na dachu dziesięciopiętrowca.
Czytasz to a ja zapewne leżę martwa.
Kocham cię, Ano.
I ciebie, Hero.
Was obie.
Moje przyjaciółki.
Umarłam dla was.
Dla idei.
Ty nie musisz. Nie wierz w to. Nie kochaj ich. Zabiją cię. Mnie zabiły.
A kiedyś chciałam jechać do Paryża._____________________________
Kolejna. Kolejna historia. Ile ich będzie? Nie wiem sama. Kiedy dodaję? Kiedy chcę mi się pisać.
To miał być one-shot a wyjdzie w pewnym sensie cykl historii. Trudno się mówi.
Jak wrażenia?
CZYTASZ
Just Number
RandomZabije Cię. Własnymi rękami. I będę się śmiać z Twojej śmierci. Bawi mnie. Bo Ty jesteś mną, a ja Tobą. I dzisiejszej nocy wreszcie umrzesz. Umrzesz z głodu na nienawiść ciała. Anoreksje duszy.