Siedzimy na huśtawce. On mnie obejmuje. Uśmiecha się do mnie. Czuję jego ciepło. Też się uśmiecham. Przymykam oczy. Wieje lekki wiatr, słońce chyli się ku zachodowi, huśtawka buja się w przód i w tył. Opieram się o jego tors. Wdycham zapach tytoniu i wanilii. Jego zapach. Mój ulubiony.
Przygląda mi się przez dłuższą chwilę a jego uśmiech gaśnie.
Też spoglądam. Moje nadgarstki z gojącymi się ranami. Wystające kości. Nie daje po sobie znać, że miejsce, w którym trzyma boli. Nie pokazuje, że jedna z ran na brzuchu się otworzyła. Nie chcę, żeby martwił się jeszcze bardziej. Nie chcę psuć tej chwili.
Delikatnie muskam wargami jego usta. Tuli mnie i wiem, że w tym momencie mój cały świat to jego ramiona. Wiem, że mnie nie zostawi. Nie odejdzie.
-Jadłaś coś dzisiaj?- lekka chrypa w jego głosie
Ta troska w oczach sprawia, że mam ochotę zadać sobie cios w twarz. Oczywiście, że nie jadłam. Robiłam to tylko kiedy ktoś wmusił pokarm w moją osobę. Trwało to już pół roku. Nie umiałam się przemóc do jedzenia. Nienawidziłam swojego ciała. Rany czasem się otwierały.. Tak naprawdę sama rozcinałam to, co oni wtedy. Chciałam pamiętać jaką jestem szmatą.
Jedno spojrzenie w jego oczy i już wie.
-Izzy, musisz jeść. Musisz jeść cokolwiek. Nie niszcz się tak.- całuje mnie w czoło i przykłada swój policzek do mojego
Jego ciało przy moim, radość bycia. Takie małe rzeczy potrafią być najmilsze w ciągu całego istnienia.
Kiedy w końcu wracamy jest już ciemno. Dzisiaj zostaję u niego. Lubię jego dom, często spędzam tam noce. Jest zupełnie inny niż mój.. Jest tam ciepło, pełno.. i nie widzę własnej krwi na ścianach.
Chciałam sprzedać dom, ale nie ma nabywcy. Nikt nie chce miejsca, gdzie nie tak dawno temu napadnięto właścicielkę..
Pamiętam mój krzyk. Pamiętam ten otępiający ból w każdym fragmencie ciała. Moment, kiedy przecinali moją skórę.. Wbili nóż do kości.. Nadal nie wiem jakim cudem zachowałam przytomność. Więcej było łez czy krwi?
Nie mogłam krzyczeć.
Moje wykorzystane ciało..
Z wspomnień wyrywa mnie jego ręka, przyciągająca mnie bliżej jego ciała. Opieram głowę na jego torsie. W oczach znowu mam łzy, jego wzrok pełen niepokoju. Zastanawia mnie, czy kiedykolwiek będę w stanie normalnie funkcjonować.
Są ludzie z gorszymi historiami. Osoby, które przeżyły gorsze piekło. Tyle, że mnie wciągnęło moje prywatne.
Kasjan głaszcze moje liliowe włosy. Pofarbowałam je na ten kolor zaraz po tym. Symbolizuje skruchę, skłonność, czystość. Nie zwraca aż tak uwagi. Kiedyś sięgały pasa. Ścięłam je do ramion nożem kuchennym. Płakałam przy tym. Zapuszczałam włosy od siedmiu lat. Nie dawałam ich ścinać jako dziecko. Moje oczy są aktualnie błękitne. Soczewki zakrywają naturalny brąz. Jest zbyt egzotyczny, wyzywający. Ja chcę przecież tylko spokoju. Mam na sobie szary sweter z motywem kotów i tiulową, fioletową spódniczkę. Nie ma w tym nic szczególnego. Nie uwydatniam już figury. Nie jest to potrzebne.. Zgubne w niektórych przypadkach. Cały czas wyrzucam sobie, że kiedyś byłam tak odważna. Chcę być uznana za zwyczajną, prostą. Ludzie mnie przerażają. Jedzenie mnie przeraża. Mocno ściskam jego ramię a łzy spływają mi po policzkach. Ociera je i bierze mnie na ręce. Czasem tak ze mną wraca. Zazwyczaj kiedy już nie daje sobie rady z całym otaczającym mnie światem.
Kładzie mnie delikatnie na moim-jego łóżku. Mam wyrzuty sumienia, że musi spać przeze mnie na kanapie.
Widzę moje zdjęcie na jego stoliku nocnym. Zdjęcie sprzed roku. Jestem na nim sporo grubsza. Nie wystaje mi połowa kości. Uśmiecham się szczerze. Czerwone włosy i czarna, koronkowa sukienka. Makijaż podkreślający piękno twarzy.. Czy to mogę być ja?
Wraca z kubkiem zielonej herbaty. Uśmiecham się widząc mój ulubiony, czarny z postacią wróżki. Kiedy byliśmy młodsi określałam go mianem magicznego. Jest magiczny. Jego magia polega na wspomnieniach, które z nim wiążemy. Za każdym razem kiedy któremuś z nas było smutno piliśmy właśnie na tym łóżku zieloną herbatę. To było dokładnie to samo łóżko. Ta sama szarość ścian. Identyczny plakat z Batmanem. Ta sama.. No, może trochę mniejsza, półka z książkami. Większość była autorstwa Stephena Kinga. To nadal ten sam pokój. Chociaż w nas tyle się zmieniło on nadal jest taki sam.
Ten sam Kasjan.. Może trochę starszy. Jednakże ma identyczny kolczyk w wardze. Te same niesforne, czarne loki. Identyczne, wpatrzone we mnie, duże, piwne oczy. Bardzo podobna śniada cera i typowy dla niego strój. Zwykła koszulka i dżinsy.
Dlaczego więc czuję się tak obco?
Co aż tak zmieniło mnie tamtej nocy?
Powinnam iść dalej. Zapomnieć o najgorszy, bez wątpienia, dniu w moim życiu. Zapomnieć o dniu, w którym mnie zeszmacono, zabito, wyniszczono.
Patrzę na niego cały czas. Wiem, że dla niego powinnam dać radę. Mało mówimy. On rozumie bez słów. Ja jego też. Zabiera rzeczy i idzie pozmywać. W tym czasie biorę prysznic. I tak nigdy nie udaje mi się do końca zmyć tego brudu. I tak ból podczas tej czynności jest ogromny. Zmieniam opatrunek.
Kładę się na łóżko i nawet nie wiem kiedy usypiam.
Cios w głowę. Tracę przytomność. Czuję coś przy ustach. Nie wybudzam się do końca, kiedy już mam je zatkane. Porusza moją głową. Drugi rozszerza moje nogi.. Ból. Ból mnie pochłania. Dławię się. Nie mogę krzyczeć. Odpływam po raz kolejny. Kiedy się budzę boli całe ciało. Pusto.. Kolejny fragment. Kolejne upokorzenie. Już bez zapychania mi ust. Podczas gdy jeden zz nich wbija się we mnie drugi wycina mi kawałek skóry z brzucha. Wyję z bólu. Błagam o koniec. O śmierć. Cios w twarz. Łzy lecą dalej. Kolejny.
Czuję jak ktoś szarpie mnie za ramię. Po chwili jestem w ramionach Kasjana. Znowu go obudziłam. Znowu to widziałam. Znowu krzyczałam przez sen.
Tuli mnie i kładzie się obok. Wiem, że już nie zasnę. Szlocham wtulona w niego.
-Nie chcę tak.. Nie chce tego bez końca. Niech oni odejdą. Zabierz ich.. Proszę, zabierz.- mówię łamiącym się, histerycznym głosem
Patrzy na mnie ze smutkiem i przytula mocniej. Wie, że nie umie nic więcej. Nie jest w stanie nic zrobić. Nie wytnie mi kawałka wspomnień.
Przez resztę nocy nie śpimy. Tylko leżymy. Ja cicho łkam. Moja codzienność. Jestem szkieletem. Jestem szmatą. Boli..
Proszę, zabierz ten ból..
________________________________________________
Coś ciut innego, ale mnie naszło. To.. oceńcie sami.
CZYTASZ
Just Number
RandomZabije Cię. Własnymi rękami. I będę się śmiać z Twojej śmierci. Bawi mnie. Bo Ty jesteś mną, a ja Tobą. I dzisiejszej nocy wreszcie umrzesz. Umrzesz z głodu na nienawiść ciała. Anoreksje duszy.