Shadow

97 11 0
                                    

Patrzę na pierogi i z jagodami jak zaklęta. Ta porcja ma 500 kcal.. Czasem przez tydzień tylu nie zjadam.. Spoglądam w jego błękitne oczy. Przeszywa mnie chłód, niczym w te zimowe poranki kiedy, mimo że widzimy jaśniejące niebo musimy zakładać trzy warstwy ubrań, aby go nie czuć. Patrzę jeszcze raz. Ten zapach.. Czuje skurcz w żołądku. Ostatnio jadłam jabłko. Trzydzieści godzin wcześniej.
Przełykam ślinę i staram się panować nad ciałem. Ten zapach odstręcza mnie wystarczająco. Ten zapach budzi we mnie instynkty.
-N-nie jestem głodna.- mój ton jest stanowczy, nieznoszący sprzeciwu
Pochyla się nade mną i patrzy prosto w moje oczy. Podpiera palcami podbródek i wzdycha. Jego brwi lekko się marszą, jak zawsze gdy o coś się martwi. Otwiera usta, lecz po chwili rezygnuje z tego, co miał powiedzieć.
- Jak mam Ci uwierzyć, że nie masz anoreksji, Kim? Powiedz mi.. Jak?- jego głos przepełniony smutkiem i goryczą
Po chwili jest już przy mnie. Bierze w ramiona i przytula mocno. Zaskoczona najpierw nie bardzo wiem co mam robić. Jack nigdy nie okazywał emocji tak jawnie. To było dziwne.. A jednak przyjemne. Po chwili wtuliłam się w jego ciało. Był tak przyjemnie ciepły w porównaniu do mojej skóry. Objął mnie w talii jedną ręką, drugą gładził moje włosy. Głowe oparł na moim ramieniu. Oparłam dłonie na jego klatce. Po chwili przestał się spinać. Poczułam coś mokrego na ramionach. Uświadomiłam sobie, że on płacze. Jack, Stalowa Twarz płacze, trzymając mnie w ramionach.
-Nie chce Cię stracić.. Nie chcę, żebyś odeszła..- Szept ten był przepełniony żalem..
Mi samej zachciało się płakać. Nigdy nie myślałam, że aż tak mu na mnie zależy. Nawet nie chciał mnie całować. Siadał tylko obok i poddawał cały świat swoim analizom. Ja słuchałam, przyglądając mu się ukradkiem.
Jego niebieskie oczy odealnie pasowały do białych włosów ze szmaragdowymi końcówkami. Czarne ubrania sprawiały, że większośc miała go za emo.. Ja jednak wiedziałam, że nosi je w żałobie po ukochanej. Dziewczyna skoczyła z dachu wieżowca. Mieli wtedy po piętnaście lat. Wiedziałam od zawsze, że była jego jedyną i żadnej innej tak nie pokocha. Widziałam ból w jego oczach. Nie wychodził miesiącami. Nie jadł prawie nic, pił hektolitry kawy, palił smoczo. I nie spał. Nie mógł spać. Widział przecież jej śmierć. Przynosiłam mu tę kawę. Przykrywałam kocem, gdy usypiał i gotowałam jego ulubione potrawy, aby zachęcić do spożywania ich. Był dla mnie wzorem. Dla całego sierocińca nim był. Jack i Margaret. Nierozłączni.. A jednak. Ona umarła. On został. Ja zawsze byłam gdzieś w jej cieniu mojej starszej siostry. Wiedziałam, że był bity, podduszany, maltretowny, cięty, nawet znaczony.. Przez własnego ojca. Blizny nigdy nie zniknęły. Tak jak moje porównywanie się do siostry.. Do matki. Były chude. Kościste i piękne. Ja nie. Kiedyś tego zapragnęłam.
Stałam przy nim tuląc się dalej. Głaskałam uspokajająco jego głowę. Trząsł się od szlochu i przerażało mnie to. Spojrzałam na jego twarz. Przekrwione białka, niezdrowa bladość i cienie pod oczami. Włosy w lekkim nieładzie. Nie tym typowym dla niego. Nie tym idealnym.
Spojrzałam jeszcze raz w te oczy.
- Nic mi nie będzie, J. W porządku. Tylko nie płacz. Proszę..
Uśmiechnął się zawadiacko. Ironiczny uśmiech wykrzywił moją twarz w odpowiedzi. Trzy uderzenia serca później znowu mnie tulił. Lekko się zachwiałam i oparłam na nim, żeby nie upaść. Automatycznie wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Nie miałam siły. Jego ramiona dawały tak cudowne, kojącąe ciepło. Mogłam w nich trwać i trwać. Niestety.. Usnęłam.
Obudziła mnie ciepła dłoń na moim policzku i jego szept.
-Nie musisz się do niej porównywać. Kim, jesteś piękna.
Spojrzałam na niego oniemiała. Nigdy nie mówil takich rzeczy. Nie mi. Byłam siostrą jego ukochanej. Bolesne. Bardzo. Zdradzała go i tylko ja wiedziałam. Nie chciałam jego bólu. Wolałam zdechnąć.
-Kim.. Jesteś moją przyjaciółką.. Ja.. Chce, żebyś przestała się niszczyć- powiedział ze łzami w oczach.
Wtuliłam po prostu jego ciało w moje. Kilka lat wcześniej mówiłam mu to samo, kiedy chciałam odciągnąć go od marichuany. I także płakałam. Nigdy nie posłuchał.

_____________________________
Ta dziwna niemoc.. I tylko łez brak.

Just NumberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz