I never said "Goodbye"

121 15 2
                                    


Po raz kolejny to uczucie. Opanowuje mnie. Pochłania. Żołądek ściska się raz jeszcze. Łzy bólu spływają po policzkach. Nigdy nie przypuszczałam, że ból może mieć taki wymiar. Nigdy też nie czułam go aż tak wyraziście.
To tylko trzy dni. Tylko trzy omdlenia. Dlaczego jest aż tak źle? Nie powinno, jednakże leżę teraz na podłodze i wije się z bólu. Lodówka jest pusta a ja nie mam siły iść. Nadal jestem zbyt tłusta. Nie chciał mnie takiej. Wolałby mnie szczuplejszą. Ona była szczuplejsza a i tak twierdziła, że jest gruba. Była ładniejsza. Wolał ją.. Dlaczego.. Dlaczego nie mnie? Dlaczego nie umiem jej zastąpić? Co zrobiłam, że nie urodziłam się nią? Kolejne łzy. Boże, jeśli istniejesz, daj mi być nią.. Ty sprawisz, że mnie pokocha, moja Bogini.. Ano.. Jeśli będę choć trochę do niej podobna..
Żółć podchodzi mi do gardła a ja nie mam siły dobiec do łazienki. Wymiotuje na dywan. Krew wylatuje z moich ust a gardło pali. Jeszcze więcej łez. Ten ból jest już niemożliwy do zniesienia. Odór wymiotów i metaliczny posmak krwi w ustach. Czuje jak to staje się odległe, ulotne a ja odpływam.. Czerń zapada i słyszę już tylko mój szept..
"Nie jestem idealna.."

Po raz kolejny budzę się z płaczem. On mocno mnie przytula. Jest mój. Jest moim Aniołem. Moim skarbem.. Dostrzegł mnie. Płaczę w jego ramionach. Pół roku temu znalazł mnie na ulicy. Zemdlałam. Chciałam wtedy iść do sklepu. Zaczął się o mnie troszczyć tamtego dnia. Nie przestałam.. Nie mogę utyć. Dostałam go dzięki Tobie, ano.. Nie mogę Cię teraz porzucić. Bo wtedy on porzuci mnie.
Zaciągam się jego zapachem. Czuje cygaro, imbir i kawę. Moja ulubiona mieszanka. Przyciska mnie mocniej do swojego ciała i gładzi po plecach. Odgarnia moje długie, kasztanowe włosy z twarzy i całuje w czoło. Przez całą noc będzie mnie tulić. Robi to zawsze kiedy mam koszmary.
Wplatam palce w jego kręcone, blond włosy. Są miękkie w dotyku. Są moje. Samotna łza spływa po moim policzku, jednak nie zauważa jej. Patrzę w jego błękitne oczy. Spogląda na mnie nimi. Te oczy są całym moim małym światem.
Smutnieje. Zastanawiam się czemu, ale widzę, że patrzy na moje ręce. Na moje ramiona. Musi widzieć jakie są grube. Muszę starać się dla niego bardziej.
Przygarnia mnie do siebie i obiera głowę na moim ramieniu. Czuje coś mokrego na skórze.. Jego łzy.. Pierwszy raz widzę, żeby płakał. Głaszcze jego włosy i przytulam szepcząc kojąco do ucha.
Jest mi tak bardzo niedobrze. Głód daje o sobie znać, ale nie mówię mu o tym. Musiałam zjeść kolacje. Miała sto kalorii. Zjadłam aż sto.
Czy to dlatego płacze?
-Kocham Cię.. Tak bardzo Cię kocham.- szepcze to cicho, wprost do jego ucha
Składa na moich ustach delikatny pocałunek. Czuję jego smak. Smakuje kawą. Oboje jesteśmy uzależnieni od kofeiny.
Nikotyna, kofeina..
Jest trzeźwy. Cały dzień nie pił. Nie ćpał od tygodnia. Uśmiecham się jakby sama do siebie.
Wiem, że jest dobrze. Jest idealnie..
-Nie umieraj..- jego głos drży
Przecież nie zamierzam umrzeć.. Widzę strach w jego oczach i uśmiecham się smutno. Cały czas mówi, że Ana mnie zabije. A przecież tak naprawdę chce mnie chudej. Spoglądam na miliony blizn na moim nadgarstku. On też je ma. Wszyscy mamy blizny. Nie tylko na skórze, ale też na duszy. Te blizny są symbolami naszego bólu. Każdy cierpi. Nie ma ludzi, którzy nie cierpią. Tylko jedni cierpią z powodu śmierci ukochanej osoby, inni z powodu choroby a jeszcze inni dlatego, że złamał im się paznokieć.
Każdy przeżywa swoje małe i duże tragedie.
-Nie umrę. Za bardzo Cię kocham.
Obdarzam go uśmiechem i zapadam w sen wtulona w jego ciepłe ciało.

Pół roku. Kolejne pół roku od jej pogrzebu. Sięgam po kolejną butelkę wódki, biorę kolejny łyk. Przez pół roku piję dzień w dzień. Wydaje wszystkie oszczędności. Straciłem ją. Przez własną głupotę. Mówiła, że mnie nie zostawi.
Obietnice są stworzone, aby mydlić ludziom oczy.
Przeżera mi gardło.
Tylko to mi zostało. Tylko topienie bólu w alkoholu. Tylko zapominanie po wstrzyknięciu kolejnej dawki.
Nie umiałem jej ochronić.
Nie umiałem zrobić nic. Tylko patrzyłem jak moje słońce umiera.
Była moim aniołem.
-Przepraszam.
Sam nie wiem do kogo szepczę. Chyba do niej.
To mój ostatni szept. Popijam leki wódką i zapadam w sen.
Pół roku po jej śmierci. Ostatnie pół roku mojego życia.

Żegnaj, mój Aniele.
Mój Upadły, niedostępny.
Dziś Twe ciało chłodne
W dębowej leży trumnie.
Żegnaj, mój Aniele.
Przelanych łez zbyt wiele.
Cierpiąca dusza, ciało
Czasu było zbyt mało..
Odchodzę w czerń odziana,
Ma dusza krwią skalana
Ty wyrwałeś serce.
To samo, które oddałam w Twoje tylko ręce.
ja sztylet w swoje wbiłam.
Uczuć pozbawiłam.
Żegnaj, Aniele.

______________________________________________
Po dłuższej przerwie powróciłam.. 

Ta historia jest dla mnie szczególnie ważna. 
Napisałam ją kiedyś dla pewnej osoby i zawsze mam łzy w oczach czytając. 

Atakują mnie wtedy wspomnienia. 
Niektóre są dobre, lecz wszystkie bolesne.. 

Chyba za bardzo się rozwijam. 

W każdym razie postaram się teraz pisać częściej, być może lepiej. 

Just NumberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz