Rozdział VII

2.3K 143 2
                                    

Przyszły juz wszystkie zamówione meble, farby, tapeta i przyrządy.
Luke wraz z ojcem zajął się składaniem mebli.
-Luke, powinieneś to robić według instrukcji.
Upominal go tata.
-To jest łatwe. Poradzę sobie bez instrukcji.
Składał szafę dla Nadii. W pewnym momencie, Luke zauważył, że coś jest nie tak. "Cholera" mruknął pod nosem. Starał się coś jeszcze z tym zrobić, ale nie wychodziło mu.
-Tato, jakoś mi to nie wychodzi.
Stwierdził. John wstał i podszedł do syna. Przez jego twarz przebiegła fala rozbawienia. Spojrzał na szafkę, która z jednej strony miała za długa deskę, z drugiej strony za krótka i była lekko przechylona. Ojciec chłopaka przyglądał się dziele syna i wybuchnal gromkim śmiechem. Luke zrobił minę udawanego oburzenia.
-Powinienes skorzystac z tej instytucji. Wtedy wszystko było by dobrze. A to wygląda jak jakaś kreatura szafki.
Znów zaczął się śmiać, a Luke spojrzał na swoje dzieło i śmiał się razem z ojcem. Pierwszy raz od dłuższego czasu chłopak zaczął się śmiać.
Po jakiejś godzinie wszystko było skręcone. Teraz wystarczy tylko umalowac I wytapetowac ściany. Weszli z pokoju i schodzili schodami w dół, w stronę kuchni, kiedy w drzwiach pojawiła się jego starsza siostra .
- Ami? Co ty tutaj robisz? Zbiegł szybko w stronę siostry Luke.
Przytulił ja do siebie.
- Przyjechałam pomoc w remoncie. Zaśmiała się. Poszli do kuchni, zrobili sobie herbaty i jakieś kanapki do jedzenia.
- Widzę, że z tobą coraz lepie Luke. Powiedziała radosna siostra.
- Tak, chyba tak. Jest dobrze, dopóki nie zaczynam myśleć o Chloe. Strasznie mi jej brakuje, wiesz? Kiedy skończę szykować pokój Nadii, chciałbym zaprowadzić tam Chloe, żeby to zobaczyła, jak staram sie dla naszej córki, ale to niestety nie jest możliwe, abym mógł pokazać jej ten pokój. Chciałbym, żeby tutaj była, żeby pomogła mi wychować dziecko, chciałbym codziennie się przy niej budzić, chciałbym stworzyć z nią wspaniała rodzinę, chciałbym żeby poprostu była i wspierała mnie.
Widać było, że Luke z ledwościa powstrzymuje łzy. Przytulił się do siostry i zaczął płakać w jej ramię.
Siedzieli chwile bez słów. Ami wiedziała, że jej bratu jest ciężko z tym wszystkim żyć, chciała jemu pomoc, lecz nie potrafiła. Przytuliła go lekko do siebie.
-Koniec tego dobrego.
Odezwała się.
-Czas malować pokój mojej bratanicy
Zaśmiała się i pociągnęła za sobą brata. Ami jest bardzo wesoła osoba i zazwyczaj jej wieczne szczęście udziela się innym.
Zrobili sobie czapeczki z gazet i zaczęli malować. Dziewczyna nie wytrzymała długo bez wyglupow. Wzięła farbę na pędzel i zamiast malować nią ścianę, wymazala nią brata. Luke nie pozostał jej dłużny. Rozpoczęła się wojna na farbę. Rodzeństwo mazalo po sobie farba w każdym możliwym miejscu. Widać była, że oboje przez moment mogą być szczęśliwi i poczuć się jak za dawnych lat.
Luke wziął puszkę farby, zaszedl siostrę od tyłu i wylal całą zawartość na nią.
"Wygrałem. Wygrałem"
Skakał po pokoju i krzyczał jak małe dziecko. Dwoje dorosłych ludzi, a zachowują się jak dzieci.
Dawno nie bawił się tak dobrze.
-Dobra. Wygrałeś.
Powiedziała naburmuszona Ami.
-Koniec tej zabawy, jeszcze nam farby zabraknie.
Luke posłał jej złośliwy uśmiech i za zaczął malować ścianę.
Tym razem obyło się bez zbędnych wyglupow i skończyli malować pokoik Nadii.
-Malarz to z ciebie kiepski braciszku
Zaśmiała się.
- I vice versa siostrzyczko.

***
Hej, hej xd
No to mamy nowy rozdział. Jak wam się podoba? Liczę na szczera opinie Do następnego

Single Father (L.H)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz