Rozdział XVI

1.2K 102 5
                                    

W końcu nadszedł ten dzień. To dziś. To już dziś. Już właśnie tego dnia jego córeczka będzie z nim w ich domku.
Od dziś będą tworzyć jedna, wspaniała rodzinę. Luke od samego rana chodził jak na szpilkach. Bal się tego, że nie poradzi sobie sam z tak malym dzieckiem, a jednocześnie cieszył się niezmiernie z tego, że jego dziecko będzie w końcu z nim. Przygotował jej śliczny pokoik na przybycie małej właścicielki, zabrał ze sobą nosidełko dla maleństwa i ruszył w drogę.
Wszedł na oddział, przywitał się ze wszystkimi, których zobaczył i ruszył do sali córeczki. Zastał tam kilku lekarzy przy łóżku swojego dziecka.
"O dobrze,że pan jest."
Powiedział jakiś lekarz.
"Dzień dobry"
"Przygotowaliśmy juz wypis dla pańskiej córeczki. Może pan zabrać ją już do domu. Tutaj ma pan wypisane wszystkie leki, które kusi brać Nadia."
Podał chłopakowi kartkę.
"Dziękuję. Co ile mam przychodzić na wizyty?"
"Hm. Nie ustalono jeszcze tego, ale myślę, że ustali pan to z lekarzem, który będzie odwiedzał was w domu.
"Dobrze, dziękuję. Czy mogę już zabrać moja córeczk"
"Tak, jesteście wolni"
Zaśmiał się
"Ale zajrzyjcie jeszcze do mojego gabinetu, jak będziecie wychodzić"
Lekarz wyszedł z sali, a Luke zaczął ubierać swoją córeczkę w nowe ubranka. Musiał założyć jej kombinezon, bo jeszcze jest zimno na zewnątrz. Wyszykowal swoje maleństwo i włożył ja do nosidełka. Wszystko szło gładko, Nadia nawet nie zapiszczala. Była bardzo spokojnym dzieckiem, ale jak to mówią dzieci, które są spokojne jako małe, później są strasznie ruchliwe i nie do opanowania. Miejmy nadzieję, że mała w przyszłości nie będzie stwarzać problemów.
Wychodząc z oddziału, zajrzał jeszcze do gabinetu lekarza i otrzymał od niego kilka informacji o tym, jak zajmować się córeczka, co ona może jeść itd.
Włożył nosidełko do samochodu i starał się je poprawnie przypiąć. Był słaby w te klocki i nie wiedział dokładnie, jak ma to zrobić. Męczył się z tymi pasami dłuższą chwilę, ale i tak nie wychodziło jemu to. Całe szczęście malutka spala i nie dokuczala jemu swoim płaczem.
"Kurwa. Jakim cudem to jest tak bardzo skomplikowane."
Uderzył ręką w dach samochodu.
"Jakiś problem?"
Odezwał się anielski głos za nim.
Luke odwrócił się i ujrzał Alison.
"O cześć Ali. Tak mam taki mały problem"
Podrapal się po karku.
"Pomoc ci w czymś?"
Chłopak spojrzał na nią, jak na wybawce.
"Nie wiem, czy ci się uda, bo to naprawdę cholernie skomplikowane."
"Może dam rade."
Zaśmiała się i zaczęła przypinac fotelik z malutka.
"Gotowe."
Luke spojrzał w jej stronę zszokowany.
"Jak udało ci się tego dokonać? Przecież to niewykonalne."
"Niemożliwe, a jednak. Jestem bardzo zdolna"
Zaśmiała się.
"Nie wątpię w to."
Również się zaśmiał.
"To już wracacie do domu?"
"Tak, w końcu będę miał ją na wyłączność, ale mam nadziej ze poradzę sobie z wychowaniem dziecka."
"Napewno tak będzie. Jesteś dobrym ojcem."
"Dzięki Ali."
Przytulił ja na pożegnanie, a ona odwzajemnila to.
Wsiadł do samochodu i juz miał ruszać, kiedy zadzwonił telefon.
"Halo?"
"Luke, już wyszliscie ze szpitala?"
"Tak mamo, zaraz jedziemy do domu."
"O to dobrze, odwiedzimy was jutro z ojcem, twoje siostry tez planują was odwiedzić... "
"Dobrze mamo, porozmawiamy o tym później, teraz musze jechać. Pa."

No to czas pielgrzymek do jego domu czas zacząć.

Odpalił samochod i ruszył do ich nowego domu.

W tym momencie zaczyna się nowe życie.

***
Hej hej 😃
Witam w kolejnym rozdziale 😃
Mam nadzieje, że spodoba się wam.
Do następnego 💕

Single Father (L.H)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz