Rozdział XXVI

1K 85 3
                                    

Tak jak postanowił, tak zrobił. Ubrał malutką, zrobił jej jedzenie i ruszył. ponownie do domu rodziców Chloe. Kompletnie nie miał pojęcia, co chce zrobić, ale nagły przypływ odwagi spowodował u niego chęć poprawienia tych relacji. Wiedział, że nigdy nie będzie idealnie, prawdopodobnie nie dogada się z tata swojej dziewczyny, ale po prostu chce, aby jego córka miała chociaż wszystkich dziadków, skoro nie może mieć obojga rodziców. Chciał zapewnić jej szczęście, już nawet nie myśląc o sobie. Chciał, aby jego córeczka była najszczesliwsza na świecie. W jego oczach ona była jego malutka księżniczka. Umieścił nosidełko z córeczka w samochodzie i sam do niego wsiadł i zapiął pasy. Głęboki wdech. Przetarł swoje skronie i ruszył dalej. Z każdym kolejnym kilometrem, czuł się coraz gorzej. Teraz odwaga powoli zaczęła znikać i jej miejsce zastępowała panika. Teraz juz wiedział, że to nie był dobry pomysł. Miał szansę jeszcze zawrócić, ale coś jemu nie pozwalało. Teraz po prostu już się bał tego spotkania. Znów przyjedzie niezapowiedziany i prawdopodobnie znów nie będzie miło.
Zatrzymał samochód kolejny raz przed domem niedoszłych teściów. Wziął kolejny głęboki wdech, zacisnął ręce w pięści. Starał się ukryć jego drżące dłonie. Wewnątrz był rozbity na milion kawałków i był przerażony. Gotów był odwrócić się i uciec, ale czuł, jakby coś blokowało go i nie pozwalało się cofnąć. Poza tym już było za późno.
Wysiadł z samochodu, wziął nosidełko z córeczka i ruszył w stronę domu. Ustal przed drzwiami i nie wiedział, co ma zrobić, bal się zadzwonić tym pieprzonym dzwonkiem, a przecież to tylko jeden ruch, jedno kliknięcie. Nic wielkiego, a przeraża go bardziej niż niejedna scena z horroru. Stał tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu zadzwonił. Momentalnie drzwi przed nim się otworzyły. Pojawił się w nich nie kto inny, jak właśnie ojciec Chloe. Chciał zamknąć drzwi bez słowa, ale Luke był szybszy. Zdążył włożyć nogę pomiędzy drzwi, a ramę.
"Przyszedłem tylko porozmawiać, zajmie to chwilę. Obiecuję."
Mężczyzna spojrzał na niego zabójczym spojrzeniem. Stali tak chwilę bez słowa, aż teść zaprosił go gestem ręki do środka.
Luke niepewnie wszedł do środka.
"Wiec po co przyszedłeś?"
Zapytał oschle.
"Przyszedłem porozmawiać, przedstawić Panu wnuczke i takie też było ostatnie życzenie Chloe."
Widać było, że starszy mężczyzna zwinął rękę w pięść i rysy jego twarzy stały się ostrzejsze. Strasznie go to poruszyło. Jak widać nie tylko Luke wciąż gdzieś przeżywa to wszystko. Ojciec Chloe jest w podobnej sytuacji. Luke się załamuje, a teść staje się agresywny. Każdy z nich inaczej to znosi, ale obaj cierpią. Obaj obwiniaja się o jej śmierć.
Obaj stali tak bez słowa, nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. Cisza i ta pustka pomiędzy nimi robiła się coraz głębsza. Luke stał tak i nie wiedział co zrobić. Ostatecznie wziął malutka na ręce i podszedł do dziadka malutkiej.
"To jest Nadia. Moja malutka córeczka, a Pańska wnuczka. Chciałbym, aby Pan ja poznał. Chloe wybrała imię dla niej"
Luke uśmiechnął się smutno i podszedł z dzieciątkiem bliżej mężczyzny.
"Mogę?"
Zapytał dziadek i wskazał na malutka. Oczywiste było, że chciał wziąć ją na ręce. Luke bez wahania dał ją dziadkowi ramiona.
Starszy mężczyzna poczuł się szczęśliwy, poczuł, że ta złość i ta ciągła nienawiść do zięcia była bezsensowna. Zdał sobie sprawę, że skoro teraz nie ma jego córeczki, za wszelką cenę musi walczyć o jakikolwiek kontakt z wnuczka, czyli jednocześnie musi pogodzić się z Lukiem. Wiedział, że będzie to ciężkie, ale muszą się pogodzić. Szkoda tylko, że zdał sobie sprawę z tego tak późno. Szkoda, że Chloe nigdy w życiu nie zobaczy swojego ojca i chłopaka żyjących w zgodzie. Prawdopodobnie jej odejście spowodowało wiele zmian w życiu jej najbliższych.
"Luke, dla dobra mojej wnuczki, może powinniśmy się pogodzić?"
Luke spojrzał na niego zszokowany. Patrzył, jakby zobaczył ducha. Dosłownie.
Stali znów przez chwile tak bez słowa, aż Luke się odezwał.
"Może w końcu się dogadamy"
Podał rękę teściowi, a tamten ją uścisął.
Czy to juz właśnie koniec i oni obaj będą żyć w zgodzie? Po tylu latach w końcu będą siebie godnie traktować? Chyba obaj tego nie wiedzieli, ale głęboko w sercach liczyli na to, że tak. Nie zdawali sobie sprawy, ale wciąż obaj podawali sobie ręce. Nagle w domu rozległ się ogromny huk. Ni stąd ni z owąd w domu pojawiła się mama Chloe. Kobieta upuscila wszystkie zakupy, kiedy zauważyła to, co właśnie dzieje się w jej domu. Normalnie aż przeraził ją ten widok. Jej mąż.. Luke.. Oni obaj... w jednym domu... w jednym pomieszczeniu.. podający sobie ręce... Chyba ma jakiś koszmar.. na pewno jej się to śni. Kobieta ustala i uszczypnęła się w rękę, ale to nie zniknęło.
"Jakim cudem.. wy..?"
Odebralo jej głos i była w stanie tylko gestykulowac.
"Jakim cudem wy dwaj w jednym domu? W zgodzie? JAK?!"
Mężczyźni spojrzeli na nią jak na wariatke i zaczęli się śmiać.
"To wszystko dzięki naszej wnuczce"
Zaśmiał się dumny dziadek.
Tak, to chyba już koniec tego wspaniałego dnia. Luke pogodził się ze swoim niedoszłym teściem, wszyscy szczęśliwi. Jednak miał rację, że jego córeczka to najwspanialszy skarb. To właśnie ona doprowadziła do tej zgody. Teraz to właśnie zawdzięcza jej.....
i Chloe.

***
Hejka 😄 wena mnie dziś złapała 😃 mam nadzieję, że się spodoba 😃

Single Father (L.H)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz