This is life | 14

158 13 5
                                    

Łąka, kwiaty, drzewa, strumyk, donośny śpiew ptaków i lekki wiatr muskający  moje nagie ramiona. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, zadzierając głowę ku górze. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl o pięknie miejsca, w którym się znajdowałam. Spuściłam głowę, ruszając w kierunku strumyka, którego dźwięk koił moje zmysły. Przykucnęłam nabierając do rąk czystej, źródlanej wody. Złagodziłam swoje pragnienie, a następnie obmyłam wodą twarz. Wstając, poczułam czyjś ciepły dotyk na swojej talii. Ktoś objął mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Nie musiałam spoglądać na osobę stojącą za mną, ponieważ wiedziałam, że jest nią nikt inny jak Luke. Zdradził go jego idealny zapach perfum. Zamknęłam oczy, wtulając się w jego klatkę piersiową. Czułam się doskonale. Wszystko tutaj było takie magiczne tak jak ta chwila. Staliśmy tak, przytuleni do siebie, słuchając odgłosów natury. Odwróciłam się do blondyna, kiedy delikatnie odsuwał mnie od siebie, dając mi do zrozumienia, że czas, aby nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc rozpromienioną twarz Luke'a. Już chciałam się na niego rzucić, aby go pocałować kiedy naraz wszystko dookoła stało się szare. Dotychczas soczyście zielona trawa, zeschła, a pełne liści drzewa, wyłysiały. Zdezorientowana patrzyłam na nagłą przemianę środowiska, która przed chwilą zaszła kiedy nagle ziemia pode mną zaczęła się kruszyć. Zaczęłam biec w stronę Luke'a, który oddalony był ode mnie o dużo większy dystans niż wcześniej. Zaczęłam spadać. Podłoże, na którym stałam ciągnęło mnie w dół, a jedyne co widziałam to wielki mur powstały na skutek obniżenia się odłamka ziemi. Spojrzałam w górę, zauważając klęczącego nad przepaścią Luke'a, wyciągającego do mnie rękę. Chciał mnie uratować, ale byłam za daleko, żeby dosięgnąć do jego dłoni. Słyszałam jego krzyki " Lucy, daj rękę. Lucy, uwolnię Cię z tego. Lucy, proszę. Lucy.", a ja zamarłam opętana przez panikę, która sparaliżowała całe moje ciało. Spojrzałam jeszcze raz w górę i nagle zapadła ciemność.

Otworzyłam szeroko oczy, ciężko dysząc. Położyłam dłoń na klatce piersiowej, czekając, aż mój oddech się unormuje. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, mrużąc oczy z powodu jego jaskrawości. Wróciłam do poprzedniej pozycji, kiedy poczułam olbrzymi ból w głowie. Zacisnęłam momentalnie oczy kiedy kolejna fala bólu przeszła przez moją głowę. Czułam się jakby ktoś od środka wbijał mi ogromnej wielkości igły w czaszkę. Podniosłą ręce, chcąc dotknąć bolącego miejsca, ale i to przyszło mi z trudem. Wzięłam głęboki wdech, otwierając powoli oczy. 

- Lucy, kochanie. Wszystko w porządku? Wezwać doktora? - usłyszałam znajomy głos, który okazał się być głosem mojej rodzicielki.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu.

- W szpitalu. 

- C-co? Co się stało? - zapytam przerażona.

- Zemdlałaś ostatniej nocy. - odpowiedziała, delikatnie gładząc moją dłoń. 

Próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniej nocy, ale było to bardzo trudne, ponieważ ból jaki odczuwałam uniemożliwiał mi myślenie. Jedyne co pamiętałam to sen jaki mi się przyśnił. O ile był to sen. To wszystko wydawało się tak... prawdziwe. Te drzewa, ptaki, później ta ziemia, to jak spadałam i Luke. Luke!

- Gdzie jest Luke? Co z nim?! - powiedziałam, momentalnie przybierając pozycję siedzącą. Zaraz tego pożałowałam, gdyż ból jaki później odczułam był tak ogromny, że wydałam z siebie niekontrolowany jęk, wracając do poprzedniej pozycji.

- Nie tak gwałtownie, skarbie. 

- Co z Luke'em?! - zapytałam stanowczym tonem.

- Jeżeli chodzi Ci o tego młodzieńca, który Cię tu przywiózł to poszedł do sklepiku. Zaraz powinien wrócić. - powiedziała, delikatnie się uśmiechając.

This is life |l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz