: 3 :

5.8K 297 32
                                    


Już jest po szkolnym apelu, który rozpoczynał drugi semestr. Oznacza to, że trzeba bardziej przyłożyć się do nauki, trzecioklasiści przygotowują się do pisania matury. Na szczęście ja mam jeszcze rok, ale to wcale nie oznacza, że będę olewać naukę.

Przed wyjściem ze szkoły wróciłam do szafki, którą muszę uporządkować. Pozbierałam stare papierki do woreczka, a puste butelki do osobnej siatki. W naszej szkole trzeba segregować śmieci, a ja się tego trzymam. Zamknęłam szafkę i pewny siebie krokiem szłam przez wszystkie korytarze w poszukiwaniu koszy, które znajdowały się tuż przy wejściu głównym. Przez całą drogę czułam jak ktoś bacznie mnie obserwuje, ale się nie odwróciłam, bo jakoś szczególnie nie interesowało mnie kto pożerał mnie w tej chwili wzrokiem. Poprawiałam rączkę od mojej czarnej torebki, która się bardzo dobrze sprawowała ostatnimi czasu. Wszystkie śmieci posegregowałam do odpowiednich koszy i nagle usłyszałam bardzo znajomy, a zarazem znienawidzony przeze mnie głos.

- Ej cnotka, czemu się z nami nie przywitałaś? – zapytał z kpiną Denis, którym do niedawna byłam zainteresowana. On to wykorzystał i wpadł na pomysł aby zrobić ze mnie jeszcze większe pośmiewisko. Co chyba mu się udało...

- Hej – posłałam mu fałszywy uśmiech. Wspominałam, że nie umiem być niemiła? No właśnie, pewnie inna dziewczyna odpowiedziałaby mu jakoś chamsko, a w moim przypadku jest inaczej.

- Spieszysz się gdzieś? To może i dobrze przynajmniej zgubisz zbędne kilogramy. Efekty dopiero zobaczysz za 3 lata grubasie – jego wredota nic, a nic nie zmalała. Zabolało mnie to, bo cóż myślałam, że wyglądam troszkę lepiej.

Nie chcąc już kontynuować tej rozmowy wyszłam ze szkoły. Wrócić do domu czy posiedzieć na starej ławce w parku? Ostatecznie zdecydowałam, że zostanę na dworze i poczytam książkę na świeżym powietrzu. Wybrałam miejsce w parku i usiadłam na zniszczoną ławkę. Zawsze było tu ciemno, ponieważ nie było jakiekolwiek miejsca aby minimalny promień słoneczny przedarł się przez korony drzew. Mało ludzi przesiadywało w tym miejscu, więc trudno było usłyszeć jak stare panie plotkują o nowej sąsiadce czy księżach, bo jacy to oni są.. Wyciągnęłam książkę wraz z herbatnikami. Przez zakładkę szybko znalazłam wybraną stronę i próbowałam zagłębić się w lekturze.

''Na jego twarzy panowała nienawiść. Obok niego leżała Mia. Po chwili dziewczyna zaczęła mu dziękować za pomoc dzięki, której nic jej się nie stało. Cameron był bardzo zmęczony. Dallas - chłopak czuł bardzo głęboki żal oraz niepokój o małą, bezbronną dziewczynę, która przejęła jego bezuczuciowe serce."

Nagle przez moje ramiona przeszedł niemiły dreszcz. Był on spowodowany pogodą, która w zaskakującym tępię się zmieniała. Nałożyłam na swoje ramiona koszulę w zielono-czarną kratę, a już nie czułam na odkrytej skórze podmuchu wiatru. Szybko sprawdziłam która jest godzina i wróciłam do czytania.

"Nie umiał jej nic powiedzieć, było to widać w jego oczach łzy. Chciał jej wytłumaczyć, że nie chce być tylko jej dobrym przyjacielem, ale czymś więcej. Po chwili przemyśleń uznał, że powinien jej powiedzieć o swoich uczuciach. Pragnął ją całować, przytulać i mieć pewność, że jest jego księżniczką. Tylko czy ona tego chciała? Delikatnie przyciągnął ją do siebie.

- Musimy poważnie porozmawiać Mia - odwrócił jej głowę napotykając się na wzrok dziewczyny pełen niezrozumienia. ''

Nieudolnie próbowałam skupić się na opowieści, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Świetnie nawet skupić się nie potrafię. Moja głowa odleciała w inny świat, a mózg przeszedł na inny wymiar. Inaczej mówiąc zaczęły przypominać mi się różne zdarzenia, przykre zdarzenia z mojego życia.

You are my medicine // Calum Hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz