Wędruję wzrokiem w tą i z powrotem mając nadzieję, że to przyśpieszy czas. Odwracam delikatnie głowę, aby wiedzieć gdzie oni są. Z opóźnionym refleksem daleko nie zajdę, gdyż przyłapał mnie Calum na spoglądaniu na nich.- Hej, Wan - nagle obok mnie pojawia się Luke z uśmiechem od ucha do ucha.
- Ładne kwiatki, prawda? - pokazuję palcem na posadzone rośliny i czuje pieczenie na policzkach.
- Faktycznie, bardzo ładne, wręcz cudowne aż chce się zrywać dla kobiet - zza ramienia słyszę głos Caluma.
Czuje się dziwnie w jego towarzystwie. Jego wzrok przeszywa mnie i wprowadza w zakłopotanie. Próbuję budować dystans między nami. Poruszam się niespokojnie i minimalnie odsuwam się od jego klatki piersiowej, która była tuż przy moim ramieniu.
- Jaki piękny kolor - komentuje moje policzki i słyszę chichot chłopaków.
Spuszczam wzrok na moje buty. Dopiero teraz dostrzegam jakie piękno kryją zwyczajne, czarne adidasy przed kostkę. Bardzo krępująca sytuacja. Poprawiam rękaw mojej bluzy i podnoszę głowę.
- Muszę iść - patrzę prosto w oczy Hooda i odchodzę.
**
Zamykam szafkę, biorę torbę na ramię i wychodzę ze szkoły. Przystaję na chwilę, ponieważ chcę wyciągnąć okulary. Energicznie przeszukuję torebkę i wyciagam je.
- Pssst, grubas wyszedł – słyszę charakterystyczny głos Denisa.
Nabieram głębszy oddech i zaciskam powieki. Staram się nie zwracać uwagi na niego.
- Nawet cześć nie powiesz? – śmieje sie gorzko.
Trzymam okulary za koniuszek oprawki i kręcę nią.
- Cześć – mówię prawie niesłyszalnie.
Nie chciałam po sobie poznać, że się boję, że boję się ataku z jego strony.
Wokół nas zbiera się dosyć duża grupka osób. Czuję się osaczona. Jakieś gwiazdy dobiegają do moich uszu "dojeb suce", " nawtykaj jej Parker".
- Przytyłaś – drwi ze mnie.
- Nie musisz mi tego mówić – bawię się palcami.
Przeklinam się w duszy, że zjadłam przed wyjściem kanapkę z masłem orzechowym.
- Oh Wanessa, jesteś taka bezbronna – kręci głową z drazbatą.
Jestem otoczona, nie mam miejsca na ucieczkę. Zaatakuje mnie, a ja nie mam jak uciec przez inne przeszkody.
- Nie zasługujesz na życie, tacy ludzie nie powinni się rodzić – trafia w mój najczulszy punkt.
Podchodzi do mnie. Patrzy na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Stawiam nogę delikatne wysuniętą, aby uniknąć bliższego spotkania twarzą w twarz.
- Dlaczego do cholery nie masz rodziców? – krzyczy głośno pytając.
W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Mrugam specjalnie, aby one zniknęły, ale to na marne. Po chwili spływają jak grom z nieba. Prywatny wodospad sunie się po moich policzkach. Czuję się bezsilna.
- Dlaczego? – mówi z chytrym uśmiechem przeżuwając gumę.
- Bo nie zasługujesz nawet na to – pluje na chodnik.
Do mojego uszu dochodzą odgłosy śmiechu.
- Twój własny ojciec jak cię zobaczył, postanowił uciec – popycha mnie, a przed moimi oczami mija mi Bella z chłopakami.
- Zostaw ją idioto – czuję jak ktoś bierze mnie na ręce, to Calum.
Słyszę szum w mojej głowie, pełno niewyjaśnionych sytuacji przewija się przez moją głowę. Zaciskam mocniej pięści na koszulce Caluma i kładę głowę na jego ramieniu. Podosi mnie bardziej na wysokość swoich bioder, aby było mu wygodniej.
- Zaraz, będziemy w domu - gładzi ręką moje plecy, czuję się bezpiecznie.
--------------------------------
Nie jest on najlepszy, ale wstawiam rozdział w takiej postaci. Po jakimś czasie na pewno dokładniej go poprawię. Dziękuję za 2k wyświetleń!
Uwielbiam te momenty, gdy jestem pewna fabuły i akcja się rozwija :)
Dajcie znać co sądzicie ;)
marta
CZYTASZ
You are my medicine // Calum Hood ✔
FanfictionOpowieść o dziewczynie, która dostaje niezłego kopa od życia. Ona jest zwykłą, zniszczoną dziewczyną, a on chłopakiem, który jest zdziwiony, ile taka krucha osoba przeszła. Fabuła dosyć banalna, ale to nie jest typowy romans, czy smutna historia. ...