: 13 :

2.6K 188 15
                                    


Wędruję wzrokiem w tą i z powrotem mając nadzieję, że to przyśpieszy czas. Odwracam delikatnie głowę, aby wiedzieć gdzie oni są. Z opóźnionym refleksem daleko nie zajdę, gdyż przyłapał mnie Calum na spoglądaniu na nich.

- Hej, Wan - nagle obok mnie pojawia się Luke z uśmiechem od ucha do ucha.

- Ładne kwiatki, prawda? - pokazuję palcem na posadzone rośliny i czuje pieczenie na policzkach.

- Faktycznie, bardzo ładne, wręcz cudowne aż chce się zrywać dla kobiet - zza ramienia słyszę głos Caluma.

Czuje się dziwnie w jego towarzystwie. Jego wzrok przeszywa mnie i wprowadza w zakłopotanie. Próbuję budować dystans między nami. Poruszam się niespokojnie i minimalnie odsuwam się od jego klatki piersiowej, która była tuż przy moim ramieniu.

- Jaki piękny kolor - komentuje moje policzki i słyszę chichot chłopaków.

Spuszczam wzrok na moje buty. Dopiero teraz dostrzegam jakie piękno kryją zwyczajne, czarne adidasy przed kostkę. Bardzo krępująca sytuacja. Poprawiam rękaw mojej bluzy i podnoszę głowę.

- Muszę iść - patrzę prosto w oczy Hooda i odchodzę.

**

Zamykam szafkę, biorę torbę na ramię i wychodzę ze szkoły. Przystaję na chwilę, ponieważ chcę wyciągnąć okulary. Energicznie przeszukuję torebkę i wyciagam je.

- Pssst, grubas wyszedł – słyszę charakterystyczny głos Denisa.

Nabieram głębszy oddech i zaciskam powieki. Staram się nie zwracać uwagi na niego.

- Nawet cześć nie powiesz? – śmieje sie gorzko.

Trzymam okulary za koniuszek oprawki i kręcę nią.

- Cześć – mówię prawie niesłyszalnie.

Nie chciałam po sobie poznać, że się boję, że boję się ataku z jego strony.

Wokół nas zbiera się dosyć duża grupka osób. Czuję się osaczona. Jakieś gwiazdy dobiegają do moich uszu "dojeb suce", " nawtykaj jej Parker".

- Przytyłaś – drwi ze mnie.

- Nie musisz mi tego mówić – bawię się palcami.

Przeklinam się w duszy, że zjadłam przed wyjściem kanapkę z masłem orzechowym.

- Oh Wanessa, jesteś taka bezbronna – kręci głową z drazbatą.

Jestem otoczona, nie mam miejsca na ucieczkę. Zaatakuje mnie, a ja nie mam jak uciec przez inne przeszkody.

- Nie zasługujesz na życie, tacy ludzie nie powinni się rodzić – trafia w mój najczulszy punkt.

Podchodzi do mnie. Patrzy na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Stawiam nogę delikatne wysuniętą, aby uniknąć bliższego spotkania twarzą w twarz.

- Dlaczego do cholery nie masz rodziców? – krzyczy głośno pytając.

W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Mrugam specjalnie, aby one zniknęły, ale to na marne. Po chwili spływają jak grom z nieba. Prywatny wodospad sunie się po moich policzkach. Czuję się bezsilna.

- Dlaczego? – mówi z chytrym uśmiechem przeżuwając gumę.

- Bo nie zasługujesz nawet na to – pluje na chodnik.

Do mojego uszu dochodzą odgłosy śmiechu.

- Twój własny ojciec jak cię zobaczył, postanowił uciec – popycha mnie, a przed moimi oczami mija mi Bella z chłopakami.

- Zostaw ją idioto – czuję jak ktoś bierze mnie na ręce, to Calum.

Słyszę szum w mojej głowie, pełno niewyjaśnionych sytuacji przewija się przez moją głowę. Zaciskam mocniej pięści na koszulce Caluma i kładę głowę na jego ramieniu. Podosi mnie bardziej na wysokość swoich bioder, aby było mu wygodniej.

- Zaraz, będziemy w domu - gładzi ręką moje plecy, czuję się bezpiecznie.

--------------------------------

Nie jest on najlepszy, ale wstawiam rozdział w takiej postaci. Po jakimś czasie na pewno dokładniej go poprawię. Dziękuję za 2k wyświetleń!

Uwielbiam te momenty, gdy jestem pewna fabuły i akcja się rozwija :)

Dajcie znać co sądzicie ;)

marta

You are my medicine // Calum Hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz