: 17 :

2.8K 169 18
                                    


Byłem doszczętnie zmęczony, ponieważ wczoraj wieczorem musiałem opiekować się moją młodszą siostrą. Wstałem z łóżka i powolnym krokiem szedłem do kuchni.

- Dzień dobry mamo - przywitałem się jak kulturalny człowiek.

- Witaj synu - na chwilę podniosła głowę z nad garnków.

- Co dzisiaj smacznego przygotowałaś? - zapytałem, gdyż byłem głodny.

- Kurczak nadziewany warzywami i zupę dyniową. Mam do ciebie prośbę - uśmiechnęła się, ale zawsze tak robi jak czegoś chce.

- A więc? - przygryzłem wargę.

- Dzisiaj musisz pójść do swojej koleżanki - szturchnęła mnie w bok.

- Jakiej? - dociekałem.

- Wanessy - posłała mi uśmiech.

- W takim razie chętnie pójdę - bardzo podobała mi się ta propozycja.

- Cieszę się - wróciła do mieszania łyżką.

- To kiedy? - klasnęłam w ręce.

- Calum, mniej entuzjazmu - miała racje, trochę dziwnie to wyglądało.

- Mamo - jęknąłem.

- Dobrze Calum, możesz teraz iść - od razu wstałem z miejsca.

Ubrałem buty i nałożyłem na siebie szarą bluzę. Stanąłem na wprost lustra i poprawiłem kaptur. Wyszedłem na zewnątrz. Minęło trochę czasu, a już prawie dotarłem do celu. Moim celem była piękna niebiesko-włosa.

Zapukałem parę razy, ale nikt mi nie otworzył. Wreszcie zdecydowałem, że wejdę.

- Nessa! - krzyknąłem.

Weszłam w głąb mieszkania.

- Nie baw się ze mną - prosiłem.

W salonie jej nie było. Zerknąłem do kuchni. Wszedłem na górę i otwierałem pozostałe pokoje. Nigdzie jej nie było. Wahałem się czy nie wejść do jej pokoju, bo przecież mogła słuchać muzyki na słuchawkach.

Otworzyłem drzwi, ale cóż nigdzie jej nie było. Rozejrzałem się jeszcze po pokoju. Był bardzo ładny, pudrowe ściany idealnie kontrastowały z białymi meblami. Ramki i różne obrazki po przywieszane nad łóżkiem dodawały dziewczęcości. Na jej łóżku było mnóstwo poduszek, co oznaczało, że lubi się przytulić tak jak ja.

Usiadłem na jej łóżku i myślałem gdzie może być. Gdzie może podziać się taka urocza osoba?

Kierując się do schodów, zauważyłem toaletę. Wahałem się czy do niej wejść, ale przecież nic nie stracę. Pociągnąłem za klamkę i zamrugałem parę razy.

To nie może być prawda.

Wbiegłem do łazienki, a w wannie leżała Wanessa. Natychmiast wziąłem telefon do ręki i wybrałem numer na pogotowie. Ręce mi drżały okropnie. Nie mogłem uwierzyć.

- Słucham? - głos wybiegł z głośnika mojej komórki.

- H-halo, dzień dobry. W wannie leży nieprzytomna dziewczyny. Ma podcięte żyły. Proszę szybko przyjechać - mój głos się załamał.

- Proszę podać ulicę - kobieta odezwała się.

- Mlynawia 65 - pisnąłem.

- Dobrze, już jedziemy - kobieta coś wystukiwała na klawiaturze.

- Szybko, przyjeżdżajcie! - krzyknąłem, a po chwili usłyszałem odgłosy zerwanego połączenia,

Podbiegłem do wanny i wziąłem jej rękę. Była blada, jej klatka już nie poruszała się.
Na ręce widniały bardzo obszerne rany. Wykrwawiła się. Na wannie zostały zaschnięte ślady po krwi.

- Nie zostawiaj mnie - szepnąłem prawie nie słyszalnie.

- Potrzebuję cię aniele - byłem bezsilny.

- Cholera, nie możesz odejść - wrzasnąłem.

- Nie, nie, nie - pocałowałem wierzch jej dłoni.

Usłyszałem dźwięk głosu karetki. Położyłem swoją głowę na kadzi. Opuściła mnie.

3 tygodnie później

Wchodzę na cmentarz. Jest bardzo cicho, co jeszcze bardziej mnie przygnębia. Mijam przydrożne krzewy i drzewa. Idę w kierunku twojego pochowka. Trzymam w ręce dużą ilość stokrotek. To twoje ulubione kwiaty. Dla ciebie zawsze coś symbolizowały, a ja dalej nie mam pojęcia co.

Widzę go i siadam na ławeczkę, która znajduje się obok. Napis Wanessa Baley przyprawia mnie o dreszcze.

- Dlaczego? - szepczę.

Kładę kwiaty na twój grób. Trzęsie mi się ręka. Czuje się źle, cholernie źle bez ciebie.

Straciłem jakieś światełko, które istniało wewnątrz mnie. Światełko, które tylko ty potrafiłaś uruchomić, a teraz już nigdy się one nie zapali.

- Byłaś dla mnie najważniejsza, jesteś najważniejsza - czuję jak po moim policzku spływa łza.

Zawsze jak przechodziłaś w moim sercu krew nabierała szybszego tępa. Stres brał mnie nieubłaganie. Ręce pociły się same. Oddech sam przyśpieszał, a w brzuchu motyle same wybierały drogę, którą chcą się kierować. Miłe uczucie, bardzo miłe.

Chowam twarz w dłoniach. Nie mogę tak dalej, nie wytrzymam tak.

Składam po raz ostatni modlitwę, abyś była szczęśliwa tam wysoko w niebie.

Biorę pistolet do ręki i przykładam go do swojej skroni. Napieram kciukiem na spust i zamykam oczy.

Za niedługo tam będę. Kocham cię.

-------------------------------------------

Jeszcze tylko rozdział i się wszystko skończy :)

Zapraszam was na moje nowe opowiadanie pt. 'Ariel' z Ash'em ;))

marta

You are my medicine // Calum Hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz