: 14 :

2.6K 191 6
                                    


Podnoszę głowę, a mój podbródek spoczywa na ramieniu chłopaka. Robię tak zwany krzyż nogami i oplatam go mocniej nimi w tali.

Krople deszczu namoczyły moje włosy. Cały materiał bluzki przykleił się do moich pleców. Włosy Caluma równie mocno są mokre jak moje. Zastanawia mnie fakt, dlaczego mi pomógł. Przecież powiedziałam mu, że nie chcę jego towarzystwa i nie chcę poznawać się nawzajem.

Zaciskam mocniej zęby, gdy czuje jak samochód oblewa nas wodą. Cała ta ilość, jeszcze bardziej nas zmoczyła do pasa. Akurat tego dnia musi padać deszcz, okrutny deszcz.

Na ulicach panuje chaos, kompletne zamieszkanie i nieład. Ludzie biegną, aby się skryć. Chcą się jak najszybciej schować. Dużo zalanych ulic, bo studzienka nie nadąża nabierać tyle wody.

Błyskawic nie widać, co strasznie mnie cieszyło. Błyskawice równały się z burzą, a co jak co, ale jej się najbardziej boję.

Calum popycha nogą furtkę od placu zabaw. Wbiega po schodach do zjeżdżalni i chowa się pod zielonym daszkiem. Siada na plastik i bardziej mnie do siebie przytula.

- Zimno, co nie? - kiwam głową.

Podnoszę głowę i wyciągam z torebki malutki kocyk.

- Po co ci kocyk do szkoły? - pyta chichocząc.

- Jestem starszym zmarzluchem, a w szkole nie można przebywać w kurtkach - rozwijam go i przykrywam nas nim.

- Gdzie jest Bella? - pytam.

- Z chłopakami, pewnie teraz robią niezłe pranie dupy temu fagasowi - śmieje się, ale od razu powraca do kamiennej twarzy. - Powinnaś mi powiedzieć - przymruża oczy.

- Nie ma o czym mówić - unikam tematu tabu.

Zamykam oczy, jedna rzecz nie pozwala mi racjonalnie myśleć.

- Dlaczego mi pomogłeś? - wypalam nagle.

- Wyglądałaś tak niewinnie, bezbronnie. Oni by cię tam zjedli - daje mi kuksańca w bok, a moje kąciki ust podnoszą się mimowolnie. 

- To miłe, dziękuję - widzę błysk w jego oku.

- Ten chłopak coś mówił o przytyciu, o co chodzi? - dopytuje mnie.

- Caaaalum - przeciągam specjalnie.

- Waaan - powtarza mój ruch.

- Mogę ci powiedzieć później? - próbuje jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

- A jednorożec sika skittlesami, Ness - odpowiada z powagą.

- Ej, to prawda - udaję oburzoną jego zachowaniem.

Calum zaczyna bardziej marszczyć nos, a ja kręcę głową.

- Dobra, koniec - wybucham śmiechem.

- Wyglądaliśmy jak stare małżeństwo - prycha pod nosem.

- Ja cię tak potraktowałam, a ty jeszcze chcesz ze mną rozmawiać - robi mi się głupio.

- Działałaś pod wpływem emocji, ja też jakoś zbyt dobrze nie postąpiłem - posyła mi uśmiech. - Chyba, że dalej mam iść w cholerę - śmieje się.

- Nie - odpowiadam gardłowym śmiechem. - Dlaczego dalej tutaj jesteś ze mną?

- Podobno obecność jest jednym z najwspanialszych prezentów jaki możesz podarować drugiej osobie - w jego policzkach pojawiają się słodkie dołeczki.

- Um - tylko udaje mi się z siebie wydusić.

- Teraz ja pytam. To o co chodziło temu idiocie z tą wagą? - wprowadza mnie w osłupienie, w tym momencie narusza mój mur, który staje się słabszy.

- Ja... Nie musisz wiedzieć już i tak wiesz za dużo - wzdycham z bezsilności.

- Więc to bez różnicy, czy powiesz czy nie powiesz, a ja chcę wiedzieć - bierze moje dłonie w swoje i głaszcze kciukami kostki.

- Calum... Proszę daj mi trochę czasu - to dla mnie za trudne.

- Dam ci tylko czasu ile zechcesz, tylko jak coś się będzie działo to mów mi, dobrze? - kolejny raz tego dnia patrzy na mnie zmartwiony.

- Dobrze - odpowiadam cicho, ale on i tak to usłyszał, a widzę to po jego malutkim uśmiechu.

- Ja cię nigdy nie zostawię, Wanessa - przerzuca sobie moje ręce na szyję.

- Dziękuję - splatam je na jego karku.

--------------------------------

Spodobał wam się rozdział? Wyraźcie swoją opinię x

marta

You are my medicine // Calum Hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz