Powoli otworzyłam oczy. Rozmazany i brudny sufit obcego pokoju wrócił do normalności dopiero po kilku mrugnięciach. W oddali słychać było smęt nieumarłych chodzących bez celu po drodze. Wstałam i spojrzałam w miejsce, gdzie u mnie zwykle stała szafa. Tutaj były jakieś puste półki niegdyś służące do trzymania książek-tak przynajmniej myślałam. I zamiast ruszyć w stronę łazienki w celu przygotowania się do szkoły, przygotwywałam się na dalszą drogę za miasto. Moje.miejsce zamieszkania było w samym centrum, więc opuszczenie skupiska szarych bloków nie było krótkie.
Wtefy usłyszałam wrzask.
Wyjrzałam pospiesznie za okno. Jakaś dziewczyna o długich, ciemnych włosach była otoczona przez zimnych. Z jej pistoletu mimo szarpanego spustu nie leciały naboje. Zamknęłam oczy z całej siły. W głowie latały mi na przemian słowa: "Olać"/"Pomóc". Trwało to kilka sekund, ale wydawały mi się być minutami, godzinami. W końcu padło na "Pomóc". Jak będzie pusta, to się jej pozbędę, ale jeśli ma coś w sobie, może się przyda. Odkąd opuścił mnie Alk i Mezurii, w mojej głowie latają tylko własne myśli, przez co zrobiło się strasznie dużo miejsca...nie...pustka, której nie umiem zatkać.
Z okna zestrzeliłam z łuku kilku przeciwników i przeskoczyłam przez ramę trzymając w dłoni łopatę. Biegnąc do dziewczyny załatwiłam kilku zombie, po czym stanęłam razem z nią w środku kręgu. Zostało ich z 10. Nie aż tak źle. Jednemu wbiłam w brzuch łopatę. Jego gorące flaki wylały się na beton, ale nie wyglądał na przejętego. Podczas kiedy jego środek lądował na ziemi, rozwaliłam głowę jednemu z przeciwników, a drugiemu ją odrąbałam. Temu, który miał dziurę w brzuchu wbiłam ostry czubek łopaty w czoło, a gdy ją wyjmowałam widziałam jak cząstki jego mózgu i jakiś śluz częściowo trzymają łopatę, a częściowo się odklejają. Zostało 7. Wskoczyłam na maskę auta stojącego obok i rozwaliłam kolejną głowę. Podcięłam i wywróciłam następnego i zgniotłam jego głowę skacząc na nią. 5. Następny był już na prawdę blisko, gdy wbiłam mu trzonek w szczękę od dołu. Odepchnęłam go nogą i ścięłam dwóch stojących blisko siebie sztywnych. 2. Ostatnich po prostu walnęłam na płasko w czoło. Zebrałam strzały i chwyciłam dziewczynę za nadgarstek i pobiegłam w stronę drabiny do "mojego" bloku zanim zjawili się nowi. Wspięłyśmy się szybko i wepchnęłam ją do mojego tymczasowego mieszkania. Dziewczyna miała na sobie spódnicę do kolan, co utrudniało jej ekstremalne poruszanie się. Kiedy leżała na ziemi, stanęłam przed nią wspierając ręce na biodrach.
-Więc, kim jesteś i czy nie zostałaś ugryziona ani zadrapana?
-N-nie...
-Jak się nazywasz?
-Hari. Hari Daneski.
-Okej. I tak będę musiała Cię opatrzeć.-Podeszłam do mojej mini apteczki.
-Um...-Mruknęła Hari.
-Lilith.-Odpowiedziałam.
-Dzięki. A nazwisko?
-Ono już nie istnieje. W tym świecie nie jest potrzebne po to, by to całe bydło od siebie odróżnić.
-O-okej.
Po obejrzeniu Hari uznałam, że nie ma żadnych ran. Kilka siniaków, ale nic poza tym. Przez to całe zamieszanie, było już coś koło południa. Postanowiłam przeszukać okolicę. Jednakże przez to, że zaledwie kilka dni temu wybuchła epidemia, po ulicach krąży pełno martwych, a po kątach kryje się pełno żywych gotowych zrobić wszystko bez namysłu by uratować swoje życie lub przyszłość. Unikając więc zombie poprzez chodzenie dachem, wchodziłyśmy do ewentualnych sklepów, w których nie wykryłam żadnych ludzi ani sztywnych. W sumie znalazłyśmy 32 naboje, 5 strzał i butelkę z wodą utlenioną. Hari znalazła sobie pistolet ręczny na 10 strzałów. Nie było więc tak źle. Oddałam jej swoją łopatę, a sobie wyjęłam miecz ze sklepu z antykami. W kilku słowach poinstruowałam ją w sztukach walki i strzelania i poszłyśmy spać.
W nocy nie mogłam zasnąć. Co chwila denerwował mnie jakiś cichy dźwięk, który mógł oznaczać coś wielkiego. Siedziałam więc na oknie patrząc na to, co zostało z tego "wspaniałego" ludzkiego imperium. Czuli się zbyt bezpiecznie. Właśnie z tego powodu ponad 60% ludzi stała się...tym czymś. Nie, żebym żałowała. Taki obrót spraw podoba mi się bardziej niż całe moje życie. Teraz mogę się "wyszaleć" odcinając kończyny, flaki, głowy żywym lub martwym. Tak, to było coś.
Przypomniałam sobie moment tuż przed tym jak postanowiłam poszukać schronienia na noc. Zaatakowała mnie jaką banda 15 latków próbująca ograbić i Bóg wie co jeszcze. Kiedy piątka z nich już leżała martwa, ostetniemu rozcięłam brzuch. Na początku próbował powstrzymać wylatujące wnętrzności, aż padł na kolana. Skierowałam ostrze miecza tuż przed jego oczy.
-Jesteś potworem...prawo...
-Prawa już nie ma-Przerwałam mu.-Teraz każdy może kraść, zabijać i torturować bez żadnej kary. Każdy policjant, strażnik stracił swoją pracę w momencie wydostania się pierwszego zimnego. Rząd padł. Nie mamy już nazwisk ani stanowisk. Teraz nawet wiek ani imię nie mają znaczenia. Wykształcenie jest teraz pustym słowem. Światem żądzą silni od momentu upadku świata. Wszyscy słabi znikają, a pamięć o nich razem z nimi. Potwór? Jestem gorsza od jakiegokolwiek potwora.-Powiedziałam z uśmiechem na ustach i jednym cięciem przecięłam mu płuco i zostawiłam krwawiącego i duszącego się. Tutaj już nie przetrwasz mając kontakty czy pieniądze. Świat się zawalił, a my wracamy do epoki kamienia. Pozostało tylko patrzeć z boku jak ludzie sami się wyniszczają walcząc o prowiant, leki i amunicję.
CZYTASZ
Dary z krwi
AcciónKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)