Zdyszani siedzieliśmy w naszym poprzednim lokum. Martwi dobijali się od jakiejś godziny stopniowo zmniejszając swoją liczebność. Kiedy tylko Rin przestał dyszeć, rzucił się na mnie i podduszając wycedził przez zaciśnięte zęby:
-Pocoś włączała ten cholerny prąd?
-Khaaa...-Walczyłam o oddech. Hari siedziała wystraszona w kącie.-To...nie...ja...-Zdołałam wydukać.
-A kto niby?!-Uścisk się zacieśniał.
-E...E...Ew...-Gardło paliło. Z trudem wymawiałam pojedyńcze litery.
-Ewa?-Uścisk delikatnie się zmniejszył pozwalając mi pochwycić malutkie porcje powietrza. Kiwnęłam głową.
-Co ona miałaby tam robić do diaska?-Krzyknął. Jego dłonie znów przyciskały mnie do ziemi z całej siły.
-Nie mam pojęcia!-Krzyknęłam wyrywając się z jego uścisku. Zdziwiło mnie, że zdołałam cokolwiek powiedzieć, a co dopiero krzyknąć. Rin szybko znów chwycił moją szyję.
-Ona was zepchnęła nim zdążyłam..khak...zareagować.-Uścisk zaciskał się znowu.-Myślisz...że...zeskoczyłabym...w łapska...trupów...by ratować wam zadki...ryzykując...gdybym...była...zdraj...czy...
-Zamknij się!-Krzyknął. Zbierał myśli. Leżałam bezwładnie nawet nie próbując walczyć. Nie chciałam z nim walczyć. Po chwili mnie puścił. Łapczywie wciągałam chausty powietrza. Gardło bolało jakby było rozrywane. Podparłam się ręką. Hari nadal siedziała przerażona na swoim miejscu.
-Widziałam ją tam...-Szepnęła. Wszyscy się na nią spojrzeli.-Była tam...jak Rin pomógł mi wstać...była za Lilith oddalona o kilka metrów...uśmiechała się...-Hari chwyciła się za łokcie. A więc to nie na trupa patrzyła... Rin westchnął i smutno na mnie popatrzył. Mimo to, chyba nadal mi nie ufał.
Z samego rana spakowaliśmy to, co zdołaliśmy odratować i wyszliśmy z budynku. Musimy znaleźć miejsce do osiedlenia na dłuższy czas-podejście drugie. Kiedy opuszczaliśmy miasto, natknęliśmy się na małą grupkę martwych. Z łatwością ich wybiłam zostawiając Rin i Hari za sobą. Mimo udanego "pokazu" wyglądali na ponurych. Hari normalnie by mi pogratulowała czy śmiała się. Ale ona tylko chwyciła się za ramiona i poszła za Rinem. Była przerażona. Nie podobał jej się ten świat, a ja wręcz świetnie się bawiłam. To przynajmniej nie było nudne. Dotąd umierałam z nudów i marzyłam o takim świecie. I mam. Moje marzenie spełnione. Gdyby tylko Hari podzielała moje zdanie...
Kiedy zbliżał się wieczór, wzięła mnie na ubocze i spojrzała na mnie zmutno.
-O co chodzi?- zapytałam. Ona patrzyła to w prawo to w lewo unikając mojego spojrzenia. Wyglądała jakby rozważała wszelkie za i przeciw. W końcu westchnęła słabo. Widać było, że powstrzymuje łzy. Powoli odsłoniła rękaw prawej ręki. Moim oczom ukazała się ropiejąca ,paskudna rana i ślady zębów. Cofnęłam się o krok.
-H-hari...czy ty...-nie mogłam...nie...nie chciałam wierzyć w to, co widziałam. Tyle lat byłyśmy razem i ona nagle...ma...
-T-tak.-Przerwała moją walkę z myślami. Nie wiedziałam co robić. Rin ją zabije jak to zobaczy. Ale z drugiej strony...
-Nie martw się.-Hari pokręciła głową z usmiechem na ustach i zasłoniła ranę.-Nie chcę stać się jednym z NICH. Dlatego sama to zakończę.-Po jej uśmiechniętej twarzy spłynęła jedna, samotna łza.
-Co teraz masz zamiar zrobić?-Zapytałam cicho.
-Wykorzystam to ugryzienie. Daj mi pistolet.-Zawachałam się.-Nie zastrzelę się teraz. Zostaw mi jeden nabój reszta przyda się wam. Czuję się dobrze, więc trucizna działa wolno.-Mówiła wyjmując naboje z otrzymanej ode mnie broni. Nie znałam jej od takiej strony...-Prawdopodobnie zostało mi kilka dni. W tym czasie mogą nas zaatakować. Jeśli tak się stanie, będę dobrym odwróceniem uwagi.
-A-ale...
-Nie martw się. Nie chcę zostać żywcem zjedzona, po to mam broń.
-Hari...-Nie byłam zdolna powiedzieć cokolwiek więcej. Ona tylko uśmiechnęła się nieznacznie i dołączyła do Rina zostawiając mnie samą w osłupieniu.
Kiedy zapadał zmrok, musieliśmy przespać się na jednym z pobliskich drzew. Wybraliśmy więc najwyższe i usadowiliśmy się na najbardziej odpowiadającej nam gałęzi. Wiatr cicho szumiał i chłodził nocnym powietrzem. Na niebie było tak wiele gwiazd. Przez całe swoje życie nigdy ich tylu nie widziałam. Cała ta atmosfera dawała zapomnieć o tym w jakiej sytuacji się znajdujemy. O martwych, którzy powstali, o ranie Hari, o tym, że znamy Rina od tak niedawna...
Z samego rana wzięliśmy wszystko i ruszyliśmy dalej. Około południa dotarliśmy do małej wioski. Domy w większości miały sporo śladów krwi, ale gdy tak się je mijało, czuło się mimo to wszystko...spokój. Nie byłam pewna dlaczego. Bo to wieś? Wątpię...
Uczucie to jednak szybko prysło, gdy znaleźliśmy się przed domem, który wyglądał, jakby cały ten postapokalipstyczny "wystrój" go nie dotyczył. Zero wywalonych drzwi ani okien. Zero brudnych śladów. Żadnych znaków potwierdzających obecność martwych. W głowie biła się ciekawość z rozsądkiem. Chciałam sprawdzić ten dom i dowiedzieć się dlaczego dotyk czasu go pominął.
-Masz zamiar tam iść?-Zapytał Rin.
-Próbuję sobie właśnie wmówić, że to kompletna głupota i nie mam po co.-Mruknęłam.
-Mam tak samo.-Zaśmiał się.-Hari zaczekaj tu w razie czego uciekaj. Idziemy popełnić kompletną głupotę.-Wybuchnął wesołym śmiechem. To był pierwszy raz, gdy widziałam go w takim stanie. Zawsze był opanowany i...no cóż...rozsądny.
-Idę z wami. I tak samą zjedliby mnie...-Powiedziała z nerwowym śmiechem. "Smutne, że nawet gdy była w grupie zdołali ją dorwać...." mruknęłam w myślach.
-Jak wolisz. Ale uważaj na siebie.-Powiedział już poważniej.
-Idziemy?-Zapytał. Skinęłam. Zastanawiały mnie tylko ściany budynku. Miały dziwne...hmmm ułożenie kamieni. Budziło to dziwny niepokój. Skarciłam się w myślach. Bać się kamieni?
-Żyje się raz.-Szepnęłam do siebie i ruszyłam biegiem w stronę drzwi. Reszta szybko mnie dogoniła, gdy zatrzymałam się i pociągnęłam za klamkę. Z łatwością ustąpiła, więc nie musieliśmy wyważać. Powoli otworzyłam i gdy nic nie wyskoczyło mi na twarz rozejrzałam się stojąc w progu.
-Co tak sterczysz? Właź.-Powiedział Rin popychając mnie nogą. Pod wpływem jego siły wbiegłam do środka, podskoczyłam kilka razy na lewej nodze próbując złapać traconą równowagę, po czym upadłam z głuchym łoskotem na zakurzoną i brudną podłogę.
-No no. Z tego co widzę, to wewnątrz pan "czas" wykonał swoją robotę doskonale.-Zadrwił wchodząc do budynku. Oczywiście mnie ominął ignorując skutek jego kopniaka. Wstałam i otrzepałam się. Coś było nie tak. Kiedy Rin już przeszukiwał kuchnię, a Hari na jego rozkaz szukała broni, ja szukałam powodu mojego niepokoju. To przecież byłoby bez sensu. Dom z zewnątrz wyglądał tak...schludnie a wewnątrz...eh...już nawet szkoda gadać.
Wtedy coś mnie tknęło. A co jeśli to pułapka? Usłyszałam jakby szept w głowie "szafa". Nie byłam pewna czy była to moja myśl, czy po prostu zaczynam słyszeć głosy, ale posłusznie zaczęłam rozglądać się za meblem. W poszukiwaniach trafiłam do salonu niedaleko wejścia. Kanapa stała na środku pomieszczenia, a na przeciw niej przy ścianie stał stary telewizor. Typowe "pudło" z dawnych lat. Pomiędzy nimi leżał okrągły, zakurzony dywan, a na nim spoczywał poniszczony, staromodny, drewniany stolik. W rogu po drugiej stronie pokoju stała szafa. Znalazłam jedną. Postanowiłam zajrzeć do niej po upewnieniu się, czy moja dziwna teoria się sprawdzi. Pobiegłam więc na górę i po kolei zaglądałam do pokoi. Tak jak myślałam-w całym domu była tylko jedna. Było to dziwne. Zbyt dziwne. Zastanawia mnie, czy to nie jest jakaś logiczna zagadka. Westchnęłam i ruszyłam do salonu. Gdy tam się znalazłam, chwyciłam za okrągłe klamki szafyci powoli pociągnęłam. Było zamknięte, ale z tego, co usłyszałam zaraz po tym, cieszyłam się z tego.
Zaraz po pociągnięciu usłyszałam energiczne wrzaski i uderzenia w ściany, iakby ktoś tam skakał. Jednak ryki i charczenie, które owy stwór wydawał nie należało do człowieka.
Cofnęłam się o krok z głupawym uśmieszkiem. Kiedy poczułam czyjeś ciało na plecach, podskoczyłam przerażona i w bojowej pozycji odskoczyłam w bok. Okazało się, że to był Rin. Powiedział, że nie odpowiadałam jak mnie wołał więc się zmartwił, a później zapytał co tu się dzieje i żądał wyjaśnień.
-Sama nie wiem co właśnie się stało! Coś podpowiedziało mi, żebym zajrzała do szafy, a jak pociągnęłam za klamkę, usłyszałam to!-Wskazałam na mebel jednocześnie broniąc się przed jego oskarżycielskim tonem. Wtedy usłyszałam cichy szept Hari.
-Słyszycie?-Była przerażona. Wszyscy zaczęliśmy nasłuchiwać. Słychać ich było wszędzie. Na strychu, w piwnicy, na piętrze i obok w szafie.
-Wynośmy się zanim to coś zapełni cały parter.-Powiedział Rin i wybiegł z budynku. Wtedy zorientowałam się, że to nie były "kamienie"
To były ślady pazurów.
CZYTASZ
Dary z krwi
ActionKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)