Cisza

30 4 6
                                    

Zerwałam się z łóżka. Łapczywie brałam powietrze napełniając puste płuca.
-Byłam...Rinem?-Zapytałam sama siebie. Widziałam wszystko jego oczami...jak...? Rozejrzałam się wokół. Otaczały mnie białe, miękkie ściany. Znalazłam wzrokiem drzwi i podeszłam do nich. Wyglądały tak, jak reszta pomieszczenia-pokryte materacem, nie posiadające klamek. Ale...gdzie Rin? Reiss? Aris? Ewa? Alk? Hari? Inni...
-Alk! Rin!-Krzyczałam.-Gdzie ja jestem?-Wtedy drzwi powoli się uchyliły. Z za nich wychyliła się młoda kobieta z popielato brązowymi włosami spiętymi w kok, warkoczykiem zwisającym z za ucha aż do ramienia i okrągłymi, cienkimi okularami z oprawami w kolorze srebra. Uśmiechnęła się widząc moją dezorientację. Dopiero wtedy zauważyłam, że moje ręce krępuje jakiś materiał.
-Kim jestem?-Zapytała wreszcie.
-Nie wiem.-Nie miałam też pojęcia co się dzieje. Co ja tu robię? Na moje słowa kobieta ubrana w białą, prostą sukienkę z kieszeniami klasnęła w dłonie z zachwytu.
-Panie doktorze! Pacjentka nr. 10472...jej stan się polepszył!-Krzyknęła do kogoś za drzwiami. Zaraz...doktorze? Ten fartuch...materiał...jestem...w psychiatryku?
Wszystko to...działo się...w mojej głowie? Oni wszyscy...to...ja?
Wtedy do pomieszczenia wbiegł mężczyzna wyglądający jak staruszek z bloku przy stworach...za nic nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia.
-Jak się nazywam?-Zaczął. O co im chodzi?
-Nie mam pojęcia! Dlaczego zadajecie mi to pytanie?!
-Cóż. Wcześniej byliśmy już niejakim Rinem, Reiss, Arisem i wieloma innymi...niezależnie od naszej płci.-Westchnął drapiąc sié po łysiejącej głowie.-Na pewno nikogo Ci nie przypominamy?
-Do cholery jasnej przecież mówię, że wasze mordy pierwszy raz na oczy widzę!-No poza dziadziną ale to pominę.
-Łoł.-Kobieta wydała z siebie tylko zaskoczony dźwięk. Dziadek też nie wyglądał lepiej. Na widok tych min zaśmiałam się. Jednak zaraz znów moja twarz przedstawiała powagę.
-Będziemy teraz tak stać i się na siebie gapić?-No pomijając, że ja leżę zawinięta w kaftan bezpieczeństwa.
-Ależ nie. Zabierzemy Cię teraz do mojego gabinetu, gdzie dopełnimy ostatnie testy sprawdzające, czy na pewno się "wybudziłaś".-Kobieta weszła do pomieszczenia, w którym siedziałam i rozwiązała kaftan. Kiedy tylko uwolniłam ręce, wstałam i go zdjęłam, po czym ruszyłam za staruszkie ekhm doktorem. Chociaż co za różnica.
Mijaliśmy sporo pokoi poustawianych jeden obok drugiego. Z niektórych słychać było krzyki, z innych rozmowy, a z kolejnych obłąkańcze śpiewy. Niektórzy rzucali się po całym pomieszczeniu, a inni siedzieli w kącie mówiąc, śpiąc i tym podobne.
Dziadzina wprowadził mnie do eleganckiego gabinetu z ciemno brązowym biurkiem, półkami i komodami tego samego koloru. W samym pomieszczeniu było dużo książek. Gościu usiadł za biurkiem na skórzanym krześle i skinął, bym zrobiła to samo na przeciw niego na fotelu. Tak więc uczyniłam. Nie czekając na mnie zaczął wertować teczki w jednej z szuflad, po czym najwidoczniej znalazł tą, o którą mu chodziło i położył ją przed sobą zamykając szufladę. Przeglądając papiery, które wyjął z jego dotychczasowego obiektu zainteresowań, powiedział nje spuszczając z nich wzroku.
-Panna Lilann Lorens?
-Nie.-Powiedziałam zdziwiona.-Lilith.
-Ach. Właściwie, to zrozumiałe, że jest pani nieco...zagubiona. Podczas "wizji" mówiła coś pani o Lilith. A więc to było pani imię?
-Wizji?-Mam na imię Lilann? Lilann Lorens?
-Owszem. Przez ponad dwa lata była pani w tzw. Śpiączce. Obecna ciałem, ale daleka umysłem. Mimo iż nie była pani nieprzytomna, majaczyła pani i często nazywała poszczególnych ludzi różnymi imionami. Rozmawiała pani też ze ścianami. Konkretna miała dane imię. Zwykle siedziała pani w danym położeniu. Rzadko zmieniała pani "stronę zwrotu". Hmmm co jeszcze mógłbym powiedzieć o pańskim stanie...
-Dziękuję, to mi wystarczy.-Powiedziałam. W dodatku irytowało mnie już to ciągłe "pani".
Doktor porozmawiał ze mną jeszcze chwilę i stwierdziwszy moją normalność postanowił mnie wypisać. Oddano mi moje rzeczy i wypuszczono. Wciąż dziwnie się czułam zważywszy na "moją" poprzednią osobę i płeć oraz o brak wzroku przez jakiś czas. Wróciłam do miejsca, w którym mieszkałam dotąd. Stary już blok stał jak poprzednio. Zdziwiło mnie, gdy klucze do mieszkania zadziałały, a w nim nie zastałam nikogo. Wciąż należało do mnie.
W środku o dziwo było czysto, a rośliny nie pousechały. Pewnie mama tu zaglądała. Powinnam do niej zadzwonić.
Odłożyłam moje rzeczy i poszłam wziąć prysznic. Wygodne życie...już dawno się odzwyczaiłam. Ciągle sprawdzałam, czy nikogo nie ma, wciąż nie traciłam czujności.
Kiedy się umyłam, założyłam czyste i wygodne ciuchy i zrobiłam sobie kakao.
-A więc tak ma wyglądać teraz moje życie...?-Westchnęłam. Nie wiedziałam co robić. Iść z powrotem do liceum? Trzy lata opóźnienia...powrót do normalnego życia będzie ciężki.
Rozmyślałam siedząc na parapecie przy oknie. Wtedy coś przykuło moją uwagę.
Widziałam to już wiele razy.
Nierówny krok.
Brudne, niechlujne ubrania.
Tępy wyraz twarzy.
To musi być on.
To znowu się zaczęło...

Dary z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz