Ich szczęki są tak blisko. Czuję ich oddech. Zgniły, obrzydliwy oddech. Gdzieś przy twarzy słyszę harczenie. Słyszę ich walki między sobą.
Krzyk Ann. Tuż przy uchu, a taki odległy. Jej rozdzierający płuca i uszy wrzask. Dorwały ją. Rozszarpują jej wciąż żywe ciało. Nikt nie może nic zrobić. Tylko się nie ruszać.
Tylko się nie ruszać.
Tylko się nie ruszać...
Wtedy spadła na mnie gęsta ślina. Poczułam gorąc na policzku. Nade mną jeden z bestii uporczywie próbował przegryźć kraty tuż nade mną swoimi zgniłymi zębami. Nie pamiętam jak się tu znaleźliśmy. W tej płaskiej klatce. Leżała na ziemi. Częściowo porośnięte kraty były podziurawione...na szczęście od strony ziemi. To było w sumie dziwne, że znaleźliśmy coś takiego. Nie mogliśmy się poruszyć w żadną stronę, by nas nie dorwały. Ale lepsze to niż nic.
W nocy odpuściły. Leżałam obok wpół martwej Ann. Zastanawiałam się za ile się przenieni i się na mnie rzuci. Zanim jednak to się stało, usłyszeliśmy, że psy odpuszczają. Jeszcze długi czas po ich odejściu leżeliśmy w tej samej pozycji, zanim ktokolwiek postanowił się ruszyć. W końcu nie wytrzymałam i delikatnie uchyliłam drzwi. Powoli, starając się nie hałasować wyszłam z ukrycia i rozejrzałam się starając się wyłapać każdy szczegół...każdy ruch. Nic. Pustka. Cisza. Chwyciłam miecz rzucony kilka metrów dalej i skinęłam do chłopaków. Byli już w połowie ogarniania otoczenia, ale wystarczyło im moje potwierdzenie, by zakończyć sprawdzanie i zająć się zebraniem broni, którą musieli wyrzucić, by zmieścić się do klatki. Na szczęście rzeczy jak plecaki i bronie nie interesowały zdechlaków. Założyłam swój plecak i rozejrzawszy się raz jeszcze dogoniłam Rina i Arisa. Rzuciłam jeszcze krótkim spojrzeniem na martwą Ann i z lekkim uśmieszkiem dobiegłam do chłopaków.
-Nie wiedziałam, że zwierzęta też mogą się zarazić.-Przerwałam okrutną ciszę.
-Najwidoczniej tak jest.-Aris ukradkiem spojrzał na martwe ciało jego dawnej znajomej.
-Żal Ci jej?-Zapytałam zauważywszy spojrzenie.
-Nie.-Odwrócił wzrok. Zaśmiałam się i zwróciłam wzrok na Rina. Nasze spojrzenia spotkały się. Chłopak miał twarz bez wyrazu i niespiesznie odwrócił głowę.
Pod wieczór weszliśmy na dach jednego z budynków i zostaliśmy tam na noc. Ja zostałam na straży.
Moją uwagę przykuły psy. Nie te, które nas zaatakowały, choć też były zarażone i nie wiele się różniły. Była ich trójka. Nie wiele widziałam pod osłoną nocy z odległości kilku pięter. Rzucały się na martwych, którzy zbliżyli się za bardzo. Jedyna różnica, jaka dzieliła je i te, które spotkaliśmy kilkanaście godzin temu, był łańcuch.
Były prowadzone na łańcuchu.

CZYTASZ
Dary z krwi
ActionKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)