Gorycz

14 4 3
                                    

Wypuścili mnie. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego. Po prostu wywalili jak śmiecia. Wtedy przywitał mnie znajomy szczek. Alk. Podbiegł do mnie i łasił się bez przerwy. Pod palcami czułam jego wystające żebra. Mimo to, coś musiał jeść. Chwycił mnie za róg bluzki i prowadził jakiś czas. Kilka razy musiał puścić, by pozbyć się natrętnych trupów. W pewnym momencie siły kompletnie mnie opuściły i upadłam. Nie dość, że piekły mnie...oczodoły, to jeszcze lewa ręka bolała jak cholera. Czułam ciepło rozchodzące się po moim ciele i jednocześnie zimno krążące w żyłach. Alk jednak dalej usilnie próbował mnje gdzieś zaprowadzić.
-Alk. Idź odszukać Rina i resztę i zostań z nimi. Pilnuj ich. Powierzam Ci ich bezpieczeństwo.-Na te słowa pies tylko bardziej się we mnie wtulił i mocniej ciągnął.
-Alk. Mówię poważnie.-Słowa wychodziły z mojego gardła z coraz to większym trudem
Alk bezsilnie próbował jeszcze ciągnąć.
Obudziłam się czując miękką sierść pod dłonią. Alk cicho piszczał. Wydawało mi się, że jest noc. Z trudem wstałam, a Alk kontynuował swoją wędrówkę ze mną ciągniętą za sobą.

-Lilith?
-Lil!
Znajome głosy. Jeden damski. Drugi męski...w oddali szczek. Gdzie...ja...
-Jestem...?-Nieświadomie wypowiedziałam ostatnie słowo. Poczułam czyjś uścisk na szyi. Osoba drżała. Płakał.
-Rin...-Szepnęłam.-Głupek. Dlaczego płaczesz?-Uśmiechnęłam się delikatnie.
Później odpłynęłam.

-OBUDZIŁA SIĘ!-Czułam gorąco. Wszędzie na zewnątrz. W środku tylko lód.
-Co z nią?
-Ma wysoką gorączkę.-Dłoń na moim czole uświadomiła mi jak gorącą mam skórę. Zakaszlałam. Poczułam coś mokrego na dłoni.
-Kaszle krwią. Ona...już niedługo, Rin.
-To nie może się tak skończyć! Lil! Słyszysz mnie?-Zrozumiałam już o co chodzi.
-Zostawcie mnie.-Wycharczałam.-Daleko stąd. Albo od razu wpakujcie mi kulkę w łeb.-Z trudem poruszałam popękanymi ustami.
-Majaczysz...-Reiss...pierwszy raz słyszałam taki ton u niej.
-Myślę w pełni trzeźwo.-Zaśmiałam się gorzko i znów zaczęłam kasłać. Kolejna porcja krwi i kolejny odlot.

-Jest tu kto...?-Szepnęłam. Miałam zdarte gardło. Cisza. Obok poczułam włosy. Krótkie, zmierzwione, puszczone "luzem". Rin. Spał. Ostatkiem sił wstałam i chwiejnym krokiem wyszłam z namiotu. Aby Alk nie poszedł za mną, zamknęłam go w namiocie. Piszczał, próbował wyjść, więc pobiegłam znikając w ciemności.
Potykałam się co chwila. Nogi miałam jak z waty. Szybko się zmęczyłam. Było mi coraz goręcej pomimo narastającego chłodu.
W pewnym momencie znów upadłam.
Upadłam, by umrzeć.

Dary z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz