-Rin...? Reiss? Jest tu kto?-Wołałam w mrocznej pustce. Światełko w pokoju gdzieś zniknęło, nastała ciemność, w której nie widać było nawet ręki przystawionej przed nos. Wtedy poczułam czyjeś dłonie. Trzymały mnie delikatnie, jakby drżały.
-Rin?-Wyszeptałam.-Rin, dlaczego milczysz? Dlaczego lampka zgasła? Dlaczego nic nie mówisz...
-Lil...-On...płakał?
-Co się stało? Zrobili coś Reiss, Arisowi? Odpowiedz!-Wołałam bezsilna.
-N-nie...z nimi w porządku...jeśli można tak powiedzieć w tych okolicznościach.
-A z Tobą?
-Z-ze mną też...
-No to o co chodzi...?
-Powiedz...co pamiętasz z "wizyty"?
-Ból. Śmiałam się pomimo bólu. Krzyki robią im satysfakcję. Nagle zgasili światło w pokoju. Oczy zaczęły mnie boleć. Co z tego?
-Światło nadal świeci...
-Ż-żartujesz sobie ze mnie? C-chcesz powiedzieć, że...
-T-tak...
-A-ale w takim stanie się im nie przydam. W takim stanie się NIKOMU nie przydam.
-Lil...
-Odsuń się. J-ja...nie mogę już walczyć. Teraz już będę dla was prawdziwym balastem.
-Lil...-Powtórzył i mnie przytulił. Rzucałam się, wyrywałam, ale trzymał mnie w uścisku mimo to. W końcu dałam spokój. Gdybym miała oczy, łzy lałyby się z nich teraz jak u małego dziecka.
Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi i kroki.
-Rin. Idziesz.-Znany, męski głos.
-On nigdzie nie idzie!-Wrzasnęłam.-Nie zrobicie mu już ani jednego zadrapania!-Krzyczałam i ruszyłam w stronę, z której dochodził jego głos. Wtedy walnęłam głową w ścianę. Otumaniona dotknęłam chropowatej powierzchni. Nie widzę przeciwnika. Mimo to ruszyłam w bok. Natrafiłam na miękkie, wielkie cielsko. Mój cel. Skoczyłam na niego i chciałam skręcić kark. Jednak ten atak nie mógł być skuteczny po wpadce ze ścianą. Zrzucił mnie z siebie. Wtwdy poczułam delikatną dłoń na czubku głowy.
-Już dobrze, Lil. Dam radę.-Powiedział i ruszył po nieuniknione.-Musimy stąd uciec.-Powiedziałam chodząc w tę i weftę próbując nie obijać się o ściany.-To znaczy...wy musicie.-Dodałam ciszej nie wiedząc nawet, czy mówię do kogokolwiek.
-Reiss? Aris?
-Nie uciekniemy stąd. Znają każdy nasz ruch.-Mamrotał Aris.
-Stul pysk.-Nie wytrzymała dziewczyna uderzając go. Po pokoji rozniósł się jego syk z bólu.-Mam plan. Ale ktoś musi się poświęcić. Zauważyłam, że jak któreś z nas idzie do TEGO pokoju, zaibteresowanie spada na niego. Innymi słowy przez chwilę nie jesteśmy pilnowani.
-Ja pójdę.-Powiedziałam.
-Rin się nie zgodzi. Widać, że jesteś dla niego ważna.
-Powiesz, że poszłam przodem.-Mruknęłam.
-A com jak kłamstwo wyjdzie na jaw? Poza tym chyba nie jest tak naiwny.
-Musi pójść. Nie zostanie tu.
Wtedy drzwi znów się otworzyły. Wrzucili Rina, a zabrali Arisa.
-Nic Ci nie jest?-Zapytałam szukając go w mroku.
-Jest ok.
Kiedy Aris wrócił, kompletnie nic nie pamiętał. Następnego dnia, w ogóle nie wrócił. Wszyscy byliśmy wyczerpani. Nikt nie spał od kiedy tu przybyliśmy. Nikt, oprócz mnie. Rana piekła coraz bardziej a ja nie miałam już sił. Często spałam. Śniłam o naszej wolności. Zawsze.
Po przebudzeniu zastanawiałam się ile już tu jesteśmy. Ile trwa już apokalipsa. I co z psami. Wtedy rozległo się kolejne skrzypienie drzwi.
-Lilith, idziesz.
Znowu.
Tym razem nie było dużo bólu. Tylko poczułam czyjeś memłanie mojej lewej ręki. Po tej czynności wrzucili mnie do reszty. Wszyscy byli przerażeni.
Kiedy następnym razem wróciłam do naszego pokoju po tym, jak dali mi jakiś zastrzyk, ich nie było. Wszyscy wszczęli alarm i biegali w tę i weftę. A ja stałam na środku i się uśmiechałam.
-Udało się wam. Wreszcie.

CZYTASZ
Dary z krwi
ActionKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)