Żałoba

15 4 0
                                        

Rin:
Rozległ się wystrzał. Spojrzałem na Reiss. Właśnie opuszczała dłoń z bronią. Wtedy szybko pognałem wzrokiem w stronę Lilith. Wciąż powoli, jakby powstrzymywana przez coś się zlbiżała.
-Pies.-Mruknęła dziewczyna. Spojrzałem nieci niżej. Alk. Leżał martwy. Musiał dość szybko się przemienić, gdyż z wyrwaną tchawicą nie mógł od tak sobie paradować. Wtedy zobaczyłem jak niebezpiecznie blisko jest Lil. Spojrzałem na jej brudną, podrapaną twarz. Na jej wyciągnięte w moją stronę dłonie i w końcu na jej puste oczodoły, z których kiedyś lała się krew, a dziś są tylko zakrzepłe, ciemno czerwone strugi. Ona...to coś, to już nie Lilith. Ona...nie żyje. Mimo to, zmierza w moją stronę. Pragnie rzucić się na mnie i na Reiss. Zbliża się do nas powoli wyciągając swoje gnijące łapska. Z moich oczu spłynęły łzy. Jedyna osoba, na której mi zależało...osoba, którą poprzysiągłem chronić...teraz muszę ją dobić.
-Lil...-Wyszeptałem powoli, z drżącymi rękami podnosząc broń.-Przepraszam Cię.
Wokół rozbrzmiał wystrzał.
Teraz, nie mam już po niej nic. Jej ciało opada bezwładnie na ziemię. Alk nie żyje. Miecz zniknął.
W głowie latały mi nasze wspólne wspomnienia. Jej śmiech, nasze żarty, rozmowy. Jej siła. Pomimo bólu była silna.
A teraz nie żyje.
Lilith nie żyje.
Leży martwa.
Tuż przy moich stopach.
Z wpakowaną MOJĄ kulką w głowie.
Lilith.
Nie.
Żyje.
-Przepraszam.-Wyszeptałem opadając na kolana przy jej głowie zwróconej do ziemi.-Tak bardzo Cię przepraszam.-Klęczałem trzymając jej głowę na kolanach.
-Lil...

O świcie została złożona do grobu. Lil przytulająca Alka. Tak, jak za życia...teraz jednak metry pod ziemią. Zimni i martwi. Oboje.
-Rin...powinniśmy ruszać.-Westchnęła Reiss kładąc dłoń na moim ramieniu. Delikatnie ją zsunąłem i wstałem.
-Nic mi nie jest.-Powiedziałem i ruszyłem zakładając plecak. Dziewczyna chwilę stała i patrzyła na moje oddalające się plecy, a po chwili mnie dogoniła.
Droga mijała w ciszy. Żadne z nas nie miało ochoty cokolwiek powiedzieć. Organizacja Ewy...to jeszcze nie koniec. Wytropią nas, chyba, że wcześniej umrzemy. Wtedy znajdą jedynie nasze ciała.
W nocy nie mogłem spać. W głowie krzątało się tyle myśli. Musiałem je poukładać. Obserwowałem więc otoczenie jednocześnie błądząc gdzieś myślami. W pewnym momencie zobaczyłem delikatny ruch niedaleko.
-Kim jesteś...?-Zapytałem. Sylwetka powoli wychyliła się z za drzewa i wolno zmierzała w moją stronę chwiejnym krokiem. Kiedy dotarła do obrębu światła ogniska, zamarłem.
To była Lilith.
Obok niej krzątał się Alk. Miał zmierzwioną sierść całą w ziemi. Z jego pyska kapała piana. Z gardła słychać było powarkiwanie.
Ubrania Lilith były równie brudne. Z jej czoła kapała krew, która zaraz krzepła. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech.
-N-nie możliwe...-Zrobiłem krok w tył.-Przecież...zakopaliśmy Cię! NIE ŻYJESZ! DO JASNEJ CHOLERY JESTEŚ PIERDOLONYM TRUPEM!-Wrzeszczałem. Wtedy Alk zrobił krok w przód. Później drugi. Lekko się zniżył.
-Nie, nie, nie, nie!-Krzyczałem. Oddałem strzał. Kulka wyleciała z drugiej strony głowy psa. On jednak nic sobie z tego nie zrobił.
Przed twarzą zabłyszczały mi zęby.
Nastała ciemność.

Dary z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz