Biegła na nas chmara psów. Jednak te były żywe. Cicho odetchnęliśmy z ulgą, jednakże i tak trzeba było się ich pozbyć. Wtedy zorientowałam się, że coś tu nie pasuje. Od psów biegnących w naszą stronę niczym wilcza sfora słychać było jedynie pojedyńcze piski...a więc...szczekać musi inna sfora...
Wtedy z za górki wybiegło kilka zarażonych psów. Pojedyńcze żywe psy stanęły do walki mając dość ucieczki. Szybko jednak poległy nie umiejąc zabić przeciwnika. Nie umiałam patrzeć na tą rzeź. Chwyciłam miecz i ruszyłam na zarażone. Jednak natura dzikich psów nakazywała atakować potencjalne zagrożenia. Alk wdał się w bójkę z jakimś białym psem. Żarły się zajadle. Bałam się o niego, ale w końcu to Alk. Mój Alk. Wierzę w niego.
Podbiegłam do pierwszego zarażonego. Przez zapach cytrusów nie zwracały na mnie wielkiej uwagi-co innego (i co dziwne) żywe psy. Szybko pozbyłam się trupów, a w tym czasie część psów pociekała, a reszta została zabita przez Rina, Alka, Reiss i Arisa. Wtedy odwróciłam się i objęłam wzrokiem towarzyszy. Reiss klęczała przy czymś i drżącymi rękami machała delikatnie nad tym obiektem jakby nie wiedziała zbytnio co robić. Wtedy zorientowałam się, że obok niej stoją tylko dwa psy...
-Nie.-Powiedziałam do siebie i podbiegłam do towarzyszki.
-Luna...-Szepnęła. Nie wiedziała co robić. Nie wierzyła w to, co się stało. Klęczała tylko nad truchłem swojego psa. Nie płakała. Nie mówiła nic więcej. Położyła tylko drżące ręce na kolanach i patrzyła przez chwilę. Wnkońcu zacisnęła powieki i chwyciła łopatę- broń Arisa znalezioną kilka dni temu zastępującą na jakiś czas kuszę.
-Ej! Co robisz?-Krzyknął.
-Nie widać? Kopię grób!-Odpowiedziała zirytowana.
-To tylko martwy kundel w dodatku zarażony!-Dziewczyna nie wytrzymała. Zostawiła łopatę wbitą w ziemię i podeszła do chłopaka. Nie zdążyła nawet do końca wyhamować, gdy wymierzyła mu cios z pięści w lewy policzek
-CO TY WYPRAWIASZ?!-Ryknął.
-Walę Twój ryj. Jesteś przecież tylko zwykłym śmieciem w dodatku głupim!-Wykrzyknęła.
-Co do jasnej cholery...?-Powiedział zdenerwowany. Już chciał przypuścić na nią atak, gdy walnęła go kolanem w brzuch. Upadł na kolana zginając się wpół. Reiss wahała się chwilę miotana wściekłością-dobić, czy zostawić? W końcu zdenerwowana wróciła do łopaty i kontynuowała kopanie. Kiedy skończyła, delikatnie podniosła Lunę i ułożyła w grobie. Po tej czynności zaczęła zakopywać ciało.
-Nawet się nie pomodlisz?-Zaśmiał się Aris wycierając krew z twarzy. Jakby jeszcze mu było mało.
-Nie cierpię Boga...-Mruknęła, chwyciła łopatę i rzuciła nią na obolały brzuch chłopaka. Ten syknął z bólu, ale podniósł się po chwili. Reiss chwyciła dwa pozostałe psy i ruszyła przed siebie. Alk, Rin i ja z zainteresowaniem przyglądaliśmy się sytuacji. Szczerze myślałam, że Aris nie jest taki...ludzki.
Po chwili jednak ocknęłam się i dogoniłam grupę.
Wymieniłam spojrzenia z Alkiem i ruszyłam do Reiss.
-Co jest?-Zapytała beznamiętnie.
-Nic. Chciałam tylko...pogadać.
-Nic mi nie jest. Odpuść.
-Wiem.-Uśmiechnęłam się.-Jesteś silna. Jeśli nie w środku, to na zewnątrz. Wyliżesz rany, gdy będziesz sama. Teraz nawet na nie nie spojrzysz.-Patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Zaraz jednak wróciła do swojej miny pozbawionej emocji i takiego samego tonu.
-Niedorzeczność.-Uśmiechnęłam się po raz ostatni i widząc, że dziewczyna nie ma ochoty na dalsze dyskusje podeszłam do Rina.
-Zdajesz sobie sprawę, że najmniej robisz?-Zapytał, gdy znalazłam się dostatecznie blisko.
-Hm?-Zapytałam zdziwiona.
-Cały czas chodzisz z głową w chmurach, gdy my patrolujemy okolicę i jeszcze musimy Cię pilnować.
-Wybacz.-Zaśmiałam się.-Za to nieźle walczę.-Powiedziałam.
-Ugh.
-I najczęściej stoję na straży...
-Gdzie też nie uważasz. Ktoś wszedłby do nas przez okno albo do namiotu przechodząc tuż obok, a Ty byś się nawet nie zorientowała.
-Wypraszam sobie. Jestem najlepszym nocnym stróżem na Ziemi, wy mieliście zaszczyt mnie poznać, a Ty jeszcze marudzisz?-Powiedziałam żartem kładąc dłoń w miejscu pomiędzy obojczykami. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, po czym zatrzymał się przede mną i pstryknął mi w czoło mówiąc:
-Więc mi to pokaż.
-Czyli wracam na straż?-Zapytałam pełna nadziei.
-Nie.-Opadły mi ręce.
-Też man prawo głosu! Teoretycznie ja powinnam być tu liderem, bo byłam pierwsza!-Mówiłam jak rozkapryszony bachor.
-Teoretycznie. Zostałaś zrzucona z tronu, liderze.-Kolejne pstryknięcie w czoło.-Potrzebujesz snu.-Ruszył dalej.
-Ciągnęłam jakoś dotąd.
-A dalej byś pociągnęła?
-Ta-Nie zdążyłam dokończyć, bo Rin kontynuował.
-Na dłuższą metę jest to niewykonalne a nawet niebezpieczne. Potrzebujemy Ciebie i Twojego miecza podczas walki.
-Więc jednak odgrywam jakąś rolę -Dogryzłam.
-Nie łap mnie za słówka.-Mruknął, ale jego też rozbawiła ta rozmowa. Wtedy usłyszeliśmy głos. Męski, niski głos.
-Zdejmijcie plecaki i rzućcie broń, po czym kopnijcie je do nas jeśli wam życie miłe!
CZYTASZ
Dary z krwi
ActionKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)