Gorączkowo rozejrzałam się dookoła.
-Tam!-Krzyknęła Reiss wskazując skrawek płotu ukryty za cienkim zakrętem. Puściła łańcuch trzymający psy i stanęła na niego nogą. Przypięła do tych trzech kolejny, dość długi i ruszyła w stronę płotu. Psy wspięły się z rozbiegu na płot i z gracją przeskoczyły. Dziewczyna ruszyła w ślad za nimi.
-N-nie mogłaś tak ich puścić wtedy?-Zapytałam trochę zirytowana.
-Za dużo swobody.-Mruknęła. W tym czasie Aris spadł z góry płotu. Przeklął z bólu i machnął do mnie, bym przechodziła. Szybko wspięłam się i zeskoczyłam. Wtedy usłyszałam zduszony krzyk i jęk martwych...
-Rin!-Krzyknęłam odwracając się w stronę chłopaka. Jeden z martwych trzymał go za nogawkę. Nim zdążył go zepchnąć, dołączył kolejny i następny, aż zaczęli ściągać chłopaka w dół. Rozejrzałam się gorączkowo.Podbiegłam do siatki.
-Rin. Ufasz mi?-Zapytałam. Spojrzał mi w oczy. Po chwili skinął głową.
-Okej.-Powiedziałam i odkleszczyłam jego palce tak, by spadł. Martwi go otoczyli. Wtedy przeskoczyłam przez siatkę zgniatając kilka miękkich czaszek. On był cicho. Czekał. Rzuciłam gdzieś daleko tzw. "Diabełka". Wystrzelił z hukiem. Martwi przystanęli chwilę nasłuchując. Niektórzy ruszyli w tamtym kierunku. Rzuciłam kolejnego. Wszyscy potruchtali w tamtą stronę. Kiedy ostatni odszedł na wystarczającą odległość, podałam Rinowi rękę.
-Dziękuję.-Powiedziałam.-Nie ugryzł Cię?
-Nie...dziękuję.-Na jego usta wszedł nieznaczny uśmiech.-A tak właściwie, to skąd miałaś te diabełki?-Zapytała Reiss mijając kolejną ulicę.
-Znalazłam jakiś czas temu. To były ostatnie.-Zaśmiałam się.
Po jakimś czasie marszu, Rin postanowił do mnie podejść.
-Hej.
-Cześć.-Powiedziałam lekko się uśmiechając.-Co tam?
-Całkiem nieźle.-Zaśmiał się. Po chwili jednak spoważniał.-Słuchaj...mogę o coś zapytać?
-J-jasne.
-Dlaczego tak mocno przeżywałaś śmierć Hari? Widziałem Twój stosunek do ludzi i zacząłem się zastanawiać trochę nad tym...-W mojej głowie na chwilę nastała pustka. Zaraz jednak się opanowałam i lekko zirytowanym tonem oznajmiłam:
-Może dla tego, że przez całe moje życie była moją jedyną podporą? Miałam ją i tylko ją, jak się okazało, bo gdy tylko apokalisia się zaczęła, jeszcze jedna, lecz mniej ważna osoba po prostu zwiała. Zostałyśmy tylko my.
-Tak myślałem...-Mruknął Rin chyba bardziej do siebie niż do mnie.-Słuchaj.-Przystanął i chwycił mnie delikatnie za ramiona.
-Od kiedy się znacie?
-Od malutkiego.
-Kiedy zaczęła się apokalipsa?
-Kilkanaście lat temu.
-Lil...
-Co? O co Ci chodzi?
-Reiss.-Zwrócił się do dziewczyny.
-Tak?-Spojrzała na nas.
-Który mamy rok?
-Hmmm...chyba 2036.
-Którego zaczęła się apokalipsa?
-Około dwóch miesięcy temu.
-Widzisz?-Zwrócił się do mnie puszczając moje ramiona. Zrobiłam krok w tył.
-Co chcesz przez to powiedzieć...?
-Hari poznałaś około półtora miesiąca temu. Może tydzień po wybuchu apokalipsy.
-Kłamiesz.-Kolejny krok w tył.
-Nie mam ku temu powodów.
-A-ale...-Wtedy mnie olśniło. Wielka zasłona przykrywająca moją pamięć pękła jak zbite lustro, za którym siedział duży, czarny wilk ze zmierzwioną, trochę długawą sierścią patrzący na mnie swoimi intensywnymi, zielonymi oczami. Patrzył na mnie pytająco ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał na smutnego. Na jego pysku malowało się takie samo pytanie jak na mojej twarzy. "Dlaczego?". Jednak oba pytania wymagały odmiennych odpowiedzi. Oba były również tak samo różne jak podobne. "Dlaczego?".
-Musimy ruszać. Zaraz grupka za nami nas wyczuje.-Reiss wskazała pusty jeszcze pagórek, za którym niedawno bardzo ostrożnie mijaliśmy grupkę umarlaków. Wyrwana z zamyślenia skinęłam głową. Idąc wciąż myślałam o Alku i Hari. Wyciągałam na wierzch wszystkie wspomnienia z dzieciństwa, w których byłyśmy z Hari razem.
Razem się bawiłyśmy.
Razem spałyśmy.
Razem płakałyśmy i śmiałyśmy się.
Razem żyłyśmy.
Każde jednak szybko zmieniało się zastępując złudną przyjaciółkę kimś innym. Alkiem. Wspomnienia ożyły.
Pamiętam.
Pamiętam jak zasypiałam wtulona w jego sierść.
Pamiętam jak ganialiśmy po podwórku.
Pamiętam jak rozmawialiśmy o głupkach z mojej klasy nie dających mi żyć i jak śmialiśmy się z nich robiąc ze wszystkich ich dokuczliwych dogryzek żart przeciw nim.
Pamiętam wszystko.
-Dlaczego?-Obok mnie zaczął truchtać wilk.-Dlaczego zniszczyłaś moją iluzję?
-Dlaczego ją stworzyłeś?-Zapytałam oschle, ale i pełna uczuć i myśli włożonych w to jedno zdanie. Milion pytań oczekujących odpowiedzi.
-Miałem odejść. Dać Ci miejsce na nowych przyjaciół.-Wskazał na plecy grupy idącej przede mną.
-Przecież umiałabym ich zdobyć mając Ciebie.
-Pustka. To czujesz w głębi, gdy nas nie ma. Czy czułaś ją myśląc, że nie było mnie, ani Mezurii, za to była Hari, która umarła? Ta pustka załatana przez zmianę wspomnień może być zamknięta tylko właśnie w ten sposób...sposób, który zniszczyłaś.
-Ale dlaczego w ogóle znikasz? Po co ją tworzysz odchodząc?-Alk zamilkł.-Tyle lat...byliśmy razem od kiedy pamiętam.-Kontynuowałam.-Więc dlaczego teraz...
-Bo już nie jestem potrzebny.
-Mylisz się. Jesteś moim przyjacielem. Chcę, byś był ze mną w złych, ale i w dobrych chwilach. Chcę po prostu z Tobą być...
-To nie jest normalne rozmawiać z czymś, co jest pół martwe, pół żywe i po połowie istniejące.
-I co z tego?-Zapadła cisza. Alk nie wiedział co odpowiedzieć.
-Po co mam być normalna, skoro mogę być szczęśliwa?
CZYTASZ
Dary z krwi
AksiKsiążka opowiadająca o historii Lilith, która powoli, krok po kroku staje się szalona (możliwe brutalne opisy)