Chciwość

42 5 1
                                        

Kucnęłam. Spojrzałam na swój cel. Napięłam łuk i strzeliłam. Strzała zabiła sporej wielkości dzika. Wyjęłam ostrze i zaniosłam dzika do naszego obozu na tę noc. Będzie coś dobrego przez następne kilka dni.
Po posiłku, padłam na łóżko z liści, mchu i ściółki leśnej zostawiając tym razem wartę Hari. Kilka nieprzespanych nocy odbiło się na mnie.
Obudziłam się rano. Mimo wszystko, było dość późno. Hari spakowała już część rzeczy. Podziękowałam jej za śniadanie i spakowałam pozostałe przedmioty.
Ruszyłyśmy dalej. Kilka godzin później, kiedy był już wieczór, zobaczyłam jednego sztywnego. Podeszłam do niego i bez trudu pozbawiłam go głowy. Jego szczęki wciąż się ruszały. Zostawiłam go tak. Z drugiej strony znów dojrzałam zimnego. Zaniepokoiło mnie to. Mimo to, tego również zdjęłam. Kiedy stałam nad jego ciałem, zobaczyłam małą grupkę zimnych idącą w naszą stronę. Chwyciłam Hari i pobiegłyśmy w przeciwną stronę. Tam spotkałyśmy inną grupę. Na boki. To samo. Byłyśmy odcięte. Na ukosach było ich jeszcze więcej. Spróbowałam utorować nam drogę, ale to też na nic się zdało. Postanowiłam zabić ich ile zdołam. I tak zrobiłam. Cięłam ich jeden po drugim. Mimo to, nie widać było końca. W pewnym momencie zobaczyłam jak na ziemię spada coś naszpikowane igłami. Ktoś zeskoczył z drzewa za nami i zaciągnął nas za nie. Wybuch. Wszyscy sztywni naokoło byli pełni szpilek i ostrzy. Postać rzuciła granatem tam, gdzie ostrza nie sięgnęły. Kolejny wybuch. Był dość blisko. Byłam nieco oszołomiona. Silne ramiona szarpnęły mnie w tył. Wstałam. Ruszyłam za nim. Słyszałam w oddali głośne wybuchy. Jednak szybko zmieniły się w oddalone grzmoty. Nie wiedziałam co się dzieje.
Kiedy otworzyłam oczy, oślepiło mnie jasne światło. Obok siedziała Hari i jakiś chłopak. Miał czarne oczy i krótkie włosy z grzywką częściowo opadającą na jedno oko. Był chudy i wydawało mi się, że naszego wzrostu-może trochę wyższy. Wyglądał jakby nam nie ufał do tego stopnia, że był gotowy na atak nawet w tej chwili.
-Kim jesteś?-Zapytałam.
-Jestem Rin.-Odpowiedział.
-To on nas uratował.-Powiedziała Hari.
-Bardzo dziękuję. Jestem Lilith. Hari zapewne już znasz?-Powiedziałam cicho przez obolałe gardło.
-Ta. Zdążyliśmy pogadać.-Powiedział. Nie wyglądał na rozmownego. Wyglądał wręcz wrogo.
-Ile byłam nieprzytomna?
-Całą noc.
-Co się wydarzyło?
-Otoczyli was martwi, a byłem na drzewie pod którym stałyście. Uratowałem was przy okazji.-Wzruszył ramionami.
-Mimo to, jesteśmy Ci bardzo wdzięczne.-Zignorował to.
Kiedy wstałam, spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Rin był niechętny na propozycję pójścia z nami, ale postanowił na to przystać. Dalej był gotowy na atak. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Zauważył.
-Co Cię tak bawi?-Burknął.
-Nie ufasz nam, jesteś wręcz wrogo nastawiony, a mimo to uratowałeś nas i zgodziłeś się do nas dołączyć. Czemu?
-Nie jesteście słabe...powinnyście przeżyć.-Odpowiedział tylko i zamilkł. Wieczorem, kiedy zobaczył mięso dzika zdziwił się trochę, a później leciutko się uśmiechnął. Teraz był to prawdziwy rarytas. Wokół jest teraz mało zwierząt, a jako jedzenie najczęściej służą nam dziwne papki zamknięte w puszkach. Smakują i wyglądają obrzydliwie, ale dają sił. Mimo wszystko, lepiej jest zjeść czasem mięso.
Rin jadł bardzo szybko, aż na chwilę zapomniał o tym jak bardzo czuje się zagrożony. Byliśmy podobni.
Rano znów ruszyliśmy w drogę przez pustkowie. Postanowiliśmy znaleźć jakiś domek niedaleko miasta i tam przechowywać rzeczy, gdy sami będziemy chodzić po potrzebne przedmioty lub po prostu "na łowy". Zanim jednak tak zrobimy, musimy znaleźć taki domek. Kierując się w stronę jakiegoś miasta, które wskazał Rin, weszliśmy do malutkiej miejscowości oddalonej od niego kilkadziesiąt kilometrów. Śnieg przysypał większość wejść do budynków, więc mieliśmy mały problem z otwieraniem ich. Jednak szybko się go pozbywaliśmy. Wokół było niepokojąco cicho. Domy były rozwalone, po pożarach lub zawalone. Sklepy najczęściej okradzione ale tylko częściowo. Stanęłyśmy przed supermarketem. W środku było ciemno. Rin chwycił pręt z ziemi i zaczął siłować się z rozsuwanymi drzwiami. O dziwo, same się otworzyły i zaczęła grać cicha, przerywana i wesoła muzyczka, która przez popsucie brzmiała jak z horroru. Czujnie i trochę nerwowo oglądałam otoczenie. Wywrócone półki, porozwalane kasy i porozbijane lampy. Było spokojnie. Jednak coś ciągle nie dawało mi spokoju.
-Też to czujesz?-Mruknął Rin.
-Ta. Może lepiej się stąd wynieść albo zrobić szybką drogę ucieczki.
-Albo sprawdzać po kolei każdy kąt.
-Jak obudzi się jedna grupka, obudzi się całe miasteczko.-W tym momencie z za półek wybiegła jakaś mała dziewczynka. Biegnąc potknęła się o krzesło i wywróciła. Narobiła hałasu i się zraniła. Z jej zdłoni pociekła krew, kiedy upadła na potłuczone szkło. Pisnęła. Podbiegłam do niej i dość brutalnie zatkałam jej usta. Chwyciłam ją i podbiegłam do pozostałych. Usłyszałyśmy smętne głosy ze wszystkich stron. Zapach krwi pobudził ich o wiele bardziej niż sam hałas.
-Cholera.-Zaklął Rin i machnął ręką, byśmy ruszyli dalej. Kiedy wybiegliśmy ze sklepu, już mieliśmy ogon. Wokół nadal słychać było charczenie i kłapanie zębów. Powolnym krokiem zimni wychodzili z budynków, a gdy tylko nas poczuli, przyspieszali. Rin klną jeszcze kilka razy, gdy ciągle zmienialiśmy kierunki, by uniknąć gorących oddechów śmierci. W końcu wkurzył się i rzucił granatem. Kiedy tylko powstała dziura w napływającej fali martwych, pobiegliśmy w jej środek, aby wyrwać się z kręgu zimnych.
Kiedy padliśmy zmęczeni najszybszym możliwym biegiem, sztywnych już nie było. Przez większość czasu musiałam nieść dziewczynkę opadającą z sił. Kiedy moje dyszenie zrobiło się znośne, obejrzałam dziewczynkę. Żadnych ugryzień. Szkło za to w dłoni przeszło na wylot. Szarpała się i płakała, ale wyjęłam odłamki i oczyściłam ranę. W końcu Rin zapytał:
-Co tam robiłaś?
-Kiedy zobaczyłam jak ludzie z miasteczka robią się szaleni, schowałam się. Kiedy usłyszałam jakieś kroki, myślałam, że mnie znaleźli...więc chciałam uciec...ale...nie zrobicie mi krzywdy, prawda?-Hari cicho się zaśmiała i powiedziała:
-To po co byśmy Ci pomogli?-Mała uśmiechnęła się. Miała jasne oczy i blond włosy. Na twarzy miała kilka piegów. Wyglądała na jakieś 9 lat.
-Jak się nazywasz?-Mruknął Rin.
-Jestem Ewa. Dziękuję za ratunek.-Powiedziała i uśmiechnęła się.


Dary z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz