LUNA
Godzinę temu się obudziłam, ależ, że jestem leniem, nie od razu wstałam. Nie miałam ochoty słuchać narzekań mamy, jaka to ja nie powinnam być. Zeszłam na dół. Matka już dawno pomalowana i ubrana krzątała się po kuchni. Jej surowa twarz ze skupieniem słuchała muzyki klasycznej. Nienawidziłam tego rodzaju poranków. Usłyszała moje kroki.
- Dzień dobry, Luna.
- Dzień dobry, mamo.-Ze skupieniem zaczęła się patrzeć przez okno.Dziwnym przypadkiem było widać mur sąsiadki i to jeszcze ten pomalowany.Chciałam się teraz znaleźć gdzieś indziej, z dala od matki.
- Dlaczego mam przed oknem ten haniebny obraz?! Za chwilę pójdę do tej baby!- Zaczęła krzyczeć.
- Mamo nie musisz, wychodzę.
- To jednak twoja sprawa?!
- Nie mamo, idę pomóc sąsiadce to odmalować.
- Za darmo?!
- Nie za pieniądze.
- Honor musisz mieć i jeszcze raz honor!
-Tak, pamiętam mamo. Pozwolisz, że pójdę ?- Kiwnęła głową i zaczęła gotować zupę. Wyszłam omijając jej minę. Nigdy się nie pytała czy dobrze spałam ani nie miała ze mną żadnych planów spędzić czas. Wzięłam książkę z korytarza. Zawszę się czegoś poduczę. Umówiłam się z staruszką pod kawiarenką. Schyliłam się pod gałązką. Tak jakbym wiedziałam wszystko o tym miejscu szłam szybkim krokiem. Popatrzyłam na telefon. Nie było ani jednej wiadomości. Zauważyłam staruszkę siedzącą w kurtce na ławeczce przed budynkiem z jakimś starszym facetem. Podeszłam szybko witając się z "babcią" i podałam rękę starszemu panu.
- Luno, poznaj mojego męża Louis'a, poznaj tą niesamowitą dziewczynę.
- Dzień dobry - powiedziałam nieśmiało.
- skarbie mów do mnie po imieniu- spojrzał się na zegarek- gdzie ten mój syn?
- Jestem !- zza rogu zauważyłam niewiele ode mnie starszego chłopaka. Brunet był przystojny, ubrany w białą koszulę i skórzaną kurtkę. Mąż staruszki zaczął się patrzeć na niego surowo.Nie zdając sobie sprawę z ojca podał mi rękę.
- Jestem Rick a ty pewnie luna?
- Tak - mruknęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam go.
- To może podjedziemy do ciebie do domu ?
-Ehm..co ?
- No bo chyba nie wzięłaś ze sobą farby?- Spojrzał się na mnie poważnie.
- No nie wzięłam. -Zaśmiałam się z własnej głupoty. Pożegnałam się z miłymi staruszkami i wsiadłam do dość ładnego auta.
JACK
-Wstawaj!- Krzyknęła mama. Zadziwiające, że jej głos działał lepiej niż znienawidzony dźwięk budzika. Nadal nie otworzyłem oczu, przewróciłem się jedynie na drugi bok i zasłoniłem uszy poduszką. -Sam tego chciałeś.- Usłyszałem zbyt entuzjastyczny głos szatynki. Pociągnęła mocno za kołdrę, a po chwili poczułem lodowatą wodę skapującą po moich bokserkach.
-Mamo!- Krzyknąłem. Gwałtownie wstałem z łóżka trzęsąc się z zimną.- Wyrywając mnie z błogiego ciepełka mogłaś spowodować wstrząs termiczny. Czy jesteś świadoma swoich czynów i bierzesz za nie pełną odpowiedzialność?- Ledwo udało mi się zachować powagę wypowiadając te słowa, gdy widziałem strach, który mignął w jej oczach.
-Nic Ci nie będzie, leniuszku.- Pogłaskała mnie po głowie jak to robiła, kiedy byłem dzieckiem.- Nie mogę patrzeć na tę stertę ubrań na podłodze.- Podniosła koszulki i parę spodni.- Jak Ty możesz znaleźć cokolwiek w tym pobojowisku?
-Książki i spodnie na lewo, podkoszulki na prawo, a drzwi na przeciwko.- Wytłumaczyłem. Sobotni poranek nie obyłby się bez narzekań na bałagan w moim pokoju.- A teraz jakbyś mogła wyjść, bo chciałbym się przebrać.- Wskazałem na mokre bokserki.
- Nie krępuj się, widziałam twojego penisa wiele razy.- Uśmiechnęła się.
-Mamo!- Mimo, że to moja mama, zaczerwieniłem się na te słowa.
-Już dobrze.- Rozbawiona podniosła ręce w geście poddania.- Nie denerwuj się, słoneczko. Kiedyś to inna kobieta będzie go oglądać, więc chciałam, abyś się przyzwyczaił i nie krępował w przyszłości. Choć może już do tego doszło?
-Mamo, opuść mój pokój i nie wspominaj w rozmowach ze mną mojego penisa i mojego życia seksualnego.- Wypchnąłem ją lekko, choć stanowczo za drzwi.
-Gdybyś jednak przez swojego
-Nie wypowiadaj tego słowa.- Prośba malowała się na mojej twarzy.
-Wpadł w tarapaty, wiesz do kogo się zwrócić.- Zamknąłem drzwi, nim zdążyła dodać coś wiecej. Świetnie się bawiła poruszając krępujące dla mnie tematy.
LUNA
-Naprawdę kiedyś dziewczyna wkręciła cię w ciążę?!!
-Tak a potem moim kumplom to samo -zaśmiał się w czarujący sposób. Poprawił włosy malując jedną ręką pędzlem.
- Utrzymujesz z nią kontakt?- Skupiłam się nad podwinięciem rękawów od bluzy.- Będziesz cały brudny!
- Najwyżej zmienię koszulkę, bo chyba mam jakąś, a co do twojego pytania nie utrzymuję i ją omijam wielkimi krokami.
- Nie urodziła, prawda ?
- Puściła się z milionerem i on jej dał kasę na usunięcie dziecka, ślad po nim zaginął.
- Nieźle- wzięłam drugi pędzel do malowania kucając.- Moje życie jest tylko oparte na udawaniu.
- Coś tam mówiła mi mama
- Mama?
- Tak traktuję ją jak własną matkę bo cóż jest żoną mojego ojca, ale i nie dlatego -uśmiechnął się patrząc na mnie.- Zawsze mi pomagała i wyciągała z najgorszego gówna a teraz zobacz - zrobił ruch rękami pokazując swoje ciało.- Istny przystojny elegant!
- Skromność to nie pasuję do twojej osobowości, jesteś narcyzem!- Zaśmiałam się kończąc malować swoją część.
- Czy dobrze widziałem że ciebie ktoś namalował?
- Niestety tak, dlatego tu się znajduję.
- Jak to się stało?
- Nie mam pojęcia. Chyba skończyliśmy.
Rzuciłam pędzel na worek i wreszcie wstałam. Zadowolona z naszej pracy zaczęłam zamykać pustą farbę. Rick usiadł na krawężniku wyciągając nogi. Byłam zaskoczona jak nam się dobrze rozmawia.
- Będę musiał się zbierać.- Wyciągnął telefon pisząc coś.
- Z kim piszesz ?
- Z moim chłopakiem.
JACK
Siedząc podczas rodzinnego obiadu wzdrygnąłem się na dźwięk smsa. Mama uniosła pytająco brwi. Szybko sięgnąłem po telefon znajdujący się obok talerza ze spaghetti i znów drżenie ręki nie ułatwiło mi zadania. W mgnieniu oka komórka pokryła się kremowym sosem.
-Danie dnia: samsung w sosie carbonara.- Mama wybuchnęła śmiechem, co również mi się udzieliło.
-Nie chciałem zakłócać naszego obiadu, jednak pozwolisz, że odejdę od stołu?- Uśmiechnąłem się przepraszająco.
-Czy oni nie potrafią wytrzymać bez Ciebie jednego dnia?- Miała na myśli chłopaków.
-Stado nie może żyć bez swojego alfy.- Wstałem od stołu zabierając ubrudzony telefon. Nie zważając na to, że moje ręce przejęły sos z urządzenia odblokowałem ekran komórki, aby jak najszybciej mieć za sobą odczytanie wiadomości. Moje obawy zniknęły, gdy zobaczyłem, że adresatem wiadomości był Andrew.
"Spotykamy się dziś o 14 w kawiarni w centrum handlowym. Chcę wam kogoś przedstawić."
