JACK
Wdrapując się na drzewo dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nie powinienem tak naskoczyć na osobę, z którą wymieniam się wiadomościami. Zdenerwowała mnie, ale to nie powód, żeby ją ranić. Może była po prostu zdesperowana, bo tak bardzo czuła się samotna. Brakowało jej kogoś, a tym kimś mógłbym być ja, jeśli tylko zyskam jej zaufanie. Dalej budząc w niej niechęć nie pomogę jej. Wszystko mogłem zniszczyć. Uderzyłem pięścią w twardą korę. Ból był sojusznikiem złości na samego siebie. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie zostawiła dla mnie już więcej liściku. Zadarłem głowę do góry i z ulgą zauważyłem, że niewielka kartka wisi na stałym miejscu. Nie powinienem jednak się cieszyć, a raczej być świadomy jak gorzką treść mogę zobaczyć. Należało mi się kilka wyzwisk.
Usłyszałem zbliżające się kroki, nie dałem sobie więcej czasu na narzekanie na własną osobę. Nigdy wcześniej nikt tu nie przychodził. Nie, kiedy ja tam byłem. Oderwałem pośpiesznie kawałek papieru i nie czytając ześlizgnąłem się powoli z drzewa. Wolałem nie zwracać na siebie uwagi siedząc na jednej z gałęzi. Stanąłem przy sąsiednim dębie i rozwinąłem liścik.
"Doskonale wiesz jak zranić drugą osobę. Jesteś tak jak wszyscy zapatrzony w siebie. -L"
Żadnych wyzwisk, a jednak zabolało. Miała rację, zachowałem się jak wszystkie snoby z naszej szkoły mają w zwyczaju. Co jeśli była jednym z tych gnębionych uczniów? Nie mogłem pozwolić, żeby brała mnie za jednego z dręczycieli. Miałem być wsparciem, a nie łapami wrzucającymi ją jak śmiecia do kubła.
-Jack?- Zdziwiony dziewczęcy głos przerwał moje rozmyślania.-Oto jestem.- Odpowiedziałem patrząc na Lexi. Królowa i jej świta mają ostatnio w zwyczaju wędrować osobno.
-Nie powinieneś być teraz na sali?
-Niby po co?- Burknąłem, nic nie rozumiałem.
-Zapomniałeś o zdjęciach do roczników?- Nie ukrywała zdziwienia.
-Cholera.- Wypadło mi to z głowy.
-To idziesz?
-Przyszłaś tu tylko po to, żeby mi przypomnieć?- Podniosłem brwi, rzucając jej wyzwanie.
-Nie pochlebiaj sobie. Nie wiedziałam, że tu będziesz.- Tłumaczyła się.- Potrzebowałam powietrza.
-Nie sądziłem, że wiesz, iż najwięcej tlenu jest w okolicy drzew.- Prychnąłem.
- Nie jestem głupia.- Mógłbym napisać pięciotomowy wywód oponując temu stwierdzeniu.
-Lepiej wracaj na sesję, nie darowałabyś sobie, gdyby twoje zdjęcie nie trafiło do albumu.- Wskazałem ręką kierunek.
-Oczywiście, że moje zdjęcie musi się tam znaleźć. Ktoś musi podkolorować swoją urodą grupową fotografię. Parszywe świnki morskie przekreśliłyby opinię o najpiękniejszych dziewczynach w okolicy uczęszczających do tej szkoły. Też powinieneś iść.- Wskazała na mnie palcem.
-Dogonię cię.- Zapewniłem ją.-Potrzebuję chwili sam na sam.
-Pośpiesz się.- Rzuciła na odchodnym.
Szybko wyciągnąłem z plecaka zeszyt i na ostatniej stronie napisałem wiadomość do tajemniczej "L". Wyrwałem kartkę i najszybciej jak potrafiłem wdrapałem się spowrotem na dąb, gdyby jednak Lexi zdecydowała się wrócić.
Chwila. To chyba nie ona jest tą korespondentką. Ma imię na "L" i zna to miejsce, które jest nieuczęszczane, ale to nie musi świadczyć o tym, że to ona. Przecież to nie dziewczyna, która szukałaby przyjaciół, ma ich pod dostatkiem.